NOELA (sobota rano)
Rano wstałam już z mniejszym bólem wszystkich części ciała, niż we
wcześniejsze dni. Zwlekłam się z łóżka i pomaszerowałam najpierw obudzić
Sandrę. Co by jej tu dziś na pobudkę zrobić. Może? Tak, mam nadzieję, że mnie
nie zabije. Poszłam do kuchni i wyjęłam lód z zamrażarki. Wróciłam do nadal
śpiącej, ale już nie długo San i z impetem wsadziłam jej całą garść lodu pod
koszulkę. A ona co? Zaczęła się drzeć i skakać po pokoju, jak jakaś
nienormalna. Ja oczywiście wyszłam z pokoju, jak gdyby nigdy nic i poszłam
robić sobie śniadanie. Nie musiałam długo czekać, a San wleciała do kuchni.
Nie musiałam długo czekać, a San
wleciała do kuchni.
- Czy ciebie całkiem powaliło? –
zaczęła się drzeć, jak nienormalna.
- Dlaczego tak myślisz? – wszystko we
mnie się śmiało, ale trzeba udawać, że nic się nie stało. Czasami bardziej się
wtedy wkurza i chyba teraz jest to czasami, bo zrobiła się czerwona na
policzkach. Czyżby rumieniec złości?
- Dlaczego tak myślę? Dlaczego tak
myślę?! Może dlatego, że normalni ludzie nie wkładają nikomu, kto właśnie śpi
lodu za koszulkę!
- Czy właśnie przerwałam ci sen, w
którym wychowujesz Ramosowi gromadkę dzieci?
- Ja ci dam dzieci!
- Sama wczoraj powiedziałaś, że
chcesz.
- Masz dziesięć sekund, żeby stąd
wyjść, albo cie zabije. – powiedziała spokojnie, przecierając twarz dłonią w
geście rezygnacji. Nie zwracając na nią większej uwagi po prostu kontynuowałam
jedzenie mojego śniadania. Słyszałam, jak przyjaciółka po cichu liczy do
dziesięciu, po czym podchodzi do lodówki. Kiedy skończyłam poszłam do łazienki,
żeby wziąć prysznic. I to był mój błąd. Dlaczego? Otóż jak gdyby nigdy nic
polewałam się wodą, kiedy z prysznica zaczęła lecieć lodowata. Krzyk, jaki z
siebie wydałam musiał być naprawdę głośny. Usłyszałam tylko śmiech mojej
przyjaciółki, ale z prysznica dalej leciała zimna woda.
- Ogłupiałaś?! Puść mi ciepłą wodę! –
zero reakcji. – Sandra! Zimno mi!
- Chodź i mnie zmuś! – ja ci dam.
Zakręciłam kurki, po czym owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki, żeby
zabić pewnego wariata. Już miałam wchodzić do kuchni, kiedy stanęłam jak wryta
w drzwiach do salonu. Na naszej kanapie siedział nie kto inny, jak co najmniej
pół drużyny Realu Madryt ( Tak naprawdę byli tylko Ronaldo, Gonzalo, Fabio,
Marcelo i Iker, ale i tak dużo za dużo, jak na ten moment). Moje oczy zrobiły
się, jak pięciozłotówki. Po chwili przyszła San i zaczęła śmiać się, jak
głupia.
- Wow. – powiedział Gonzalo, a ja się
wreszcie obudziłam.
- Zabije cie, jak tylko się ubiorę! –
wysyczałam w kierunku mojej za chwilę martwej przyjaciółki. Wróciłam do
łazienki, gdzie skończyłam brać prysznic i ubrałam się. Wróciłam do salonu z
miną seryjnego mordercy, a San poszła tam, gdzie przed chwilą ja byłam.
Usiadłam pomiędzy Marcelo a Ikerem, jak najdalej od pewnego Portugalczyka i
nie, nie chodzi tu ani o Pepe, ani o Ronaldo.
- Bardziej podobałaś mi się w
ręczniku. – wypalił ni z tego ni z owego Higuain. Popatrzyłam na niego z
mentalnym przekazem „zamknij się”, po czym wróciłam do opierania się o kanapę i
obrażania na wszystkich i wszystko dookoła. Sandra weszła do pokoju.
- Jak widzę Noela nie zapytała, więc
ja to zrobię. Chcecie coś do picia?
- A masz zimne? – zapytał Ramos. To
on też tu jest? Popatrzyłam na niego z wrednym uśmieszkiem, co zobaczyła Sandra.
Na początku chyba nie zrozumiała, o co chodzi, ale za chwilę jej oczy zrobiły
się tak duże, jak moje, kiedy zobaczyłam Galaktikos w naszym salonie.
- Nie zrobisz tego.
- Dlaczego?
- Wiem, co myślisz, ale ja ich tu nie
zapraszałam sami się do nas pofatygowali. – chłopaki nie bardzo rozumieli, ale
o nic nie pytali.
- Jeszcze się zastanowię, a teraz
chodź po picie. - Po dwóch minutach
wróciłyśmy do salonu z dwoma dzbankami Coli z lodem.
- To powiecie, o co chodzi Noeli? –
zapytał Cris.
- Nie. – odpowiedziała stanowczo
Sandra.
- Co robimy? – zapytałam po Jakimś
czasie rozmowy o wszystkim i o niczym.
- Nie wiem, może gdzieś pójdziemy? –
zaproponował Marcelo. Popatrzyłyśmy na
siebie z San.
- Która godzina? – zapytała
blondynka.
- Czternasta, a co? – odpowiedział
Iker. Pokiwałyśmy do siebie z przyjaciółką porozumiewawczo głowami, po czym
krzyknęłyśmy na raz.
- PIZZA! – chłopaki popatrzyli na
nas, jak na wariatki.
- Często myślicie to samo w tym samym
momencie? – zapytał Iker z udawanym przerażeniem.
- Tak. – odpowiedziałyśmy
równocześnie i również wspólnie wybuchnęłyśmy śmiechem. Teraz chłopaki na prawdę byli przerażeni.
- To co najmniej dziwne. – mruknął
Ronaldo. Zastanawiam się, dlaczego Fabio prawie wcale się nie odzywa.
- Dlaczego? – znów w tym samym czasie
zadałyśmy to samo pytanie.
- Czy wy macie połączone mózgi?
- To tylko telepatia. – teraz
wiedziałyśmy, co powiedzieć, bo mama San zawsze mówiła, że nasze mózgi dzieli
niewidzialna telepatyczna nić. Od tamtej pory zawsze tak nazywamy więź, jaka jest
między nami.
- Dobra nie ważne. Idziemy na tą
pizze czy nie? – zapytałam.
- Oczywiście, ale będziecie musiały
albo jechać swoim samochodem, albo osobno i wtedy jedna jedzie z Ronaldo, a
druga z Ramosem. – powiedział Gonzalo.
- A nie moglibyście jechać we
czterech w jednym samochodzie, a w drugim was dwóch i my dwie wtedy razem byśmy
się dosiadły? – zapytała Sandra.
- Nie. – odpowiedział krótko Ramos.
- Dlaczego? – oburzyłyśmy się w tym
samym momencie.
- Właśnie dlatego. – odpowiedział
spokojnie Gonzalo.
- A może by tak jaśniej, bo my dalej
nie rozumiemy? – zapytała Sandra.
- Nikt nie zniósłby was w tak małym
pomieszczeniu, jak samochód razem. – wytłumaczył Marcelo.
- No dzięki, wiecie. – oburzyłam się.
– W takim razie ja nigdzie nie jadę. – dodałam.
- Ja też nie. – poparła mnie
blondynka.
- Bo jak nie po dobroci, to po
złości. – ostrzegł Fabio.
- A co wy nam możecie zrobić? –
zakpiłam z nich.
- Oj dużo maleństwo. – odpowiedział
Iker. Nasze miny w tym momencie wyrażały szczere politowanie pod adresem zbyt
pewnych siebie piłkarzy. Szkoda, że tak naprawdę nie wiedziałyśmy, na co ich
tak właściwie stać…
5 minut później …
Właśnie siedzę obrażona na cały świat w samochodzie Ronaldo. Przede mną
siedzi uha hany Fabio, a po mojej prawej stronie nie mniej zadowolony z siebie
Gonzalo.
- No oj nie bocz się. Przecież nic
się takiego nie dzieje. – powiedział ten ostatni.
- Zamknij się, albo wybiję ci te zęby
i nie będziesz miał się czym uśmiechać. – warknęłam w jego kierunku i wróciłam
do oglądanie jakże, w tym momencie, interesującego widoku za oknem.
SANDRA ( w tym samym czasie, drugi
samochód)
Żeby nie było. To wszystko jest ustawione. No może oprócz wiekopomnego
wystąpienia Noeli w samym ręczniku przed chłopakami i tego, że jedziemy w
różnych samochodach. Ale mniejsza. Plan
jest taki: Fabio i Noe muszą spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. Dlatego
właśnie jedziemy na pizzę, a później mamy w planach jakąś imprezę. Plan mógłby
się wydawać idealny w swojej prostocie. I jak na razie taki właśnie jest. Mam
nadzieję, że dalej będzie.
Zaparkowaliśmy pod najlepszą pizzerią w Madrycie i weszliśmy do niej.
Zamówiliśmy pizze i zaczęliśmy na nią czekać. Oczywiście nie obeszło się bez
pisków i krzyków, kiedy jakieś psychofanki zauważały chłopaków. Ale mniejsza.
Takie życie gwiazdy światowego formatu.
Po zjedzeniu pizzy mieliśmy jeszcze
trzy godziny, więc najwyższy czas, żeby Noela dowiedziała się, gdzie o
osiemnastej chcemy wyjść. Na początku miał jej o tym powiedzieć albo Gonzalo,
albo Ronaldo, albo Marcelo, albo Iker, bo oni z całego towarzystwa jeszcze nie
podpadli mojej przyjaciółce. Jednak, kiedy dowiedzieli się, że nie jestem pewna
reakcji szatynki żaden się nie odważył zgłosić na ochotnika. Losowali więc.
Padło na jakże niepocieszonego Ronaldo. Właśnie miał zrobić, to co mu
kazaliśmy.
- Noela lubisz imprezy? – zaczął
niepewnie.
- Tak, a co?
- Bo pomyśleliśmy, że dziś się na
jakąś wybierzemy. – kontynuował. Widać było, że Noe się zastanawia.
- Ale pod warunkiem, że ja wybieram
klub. – odpowiedziała.
- Zgoda. – powiedział Ronaldo. Teraz
już tylko zapłaciliśmy (czyt. zapłacili oni, za co strzeliłyśmy focha) i
zawieźli nas do domu.
NOELA (godzina do imprezy)
Właśnie
skończyła się ubierać i poszłam do salonu, gdzie czekała na mnie Sandra. Szczerze?
Nie chce mi się iść wcale, ale wiem, że San zależy, więc nic już nie mówię.
Usiadłam koło niej.
- Ile mamy jeszcze czasu? –
zapytałam, żeby przerwać ciszę, jaka była między nami.
- Za jakieś pół godziny powinni już
po nas przyjechać. – odpowiedziała.
- Chlam dziś do oporu. – oznajmiłam.
- No to nie ty jedna. – odpowiedziała
i uśmiechnęła się do mnie cwanie.
Równo pół godziny później usłyszałyśmy pukanie do drzwi. San wyłączyła
telewizor, a ja poszłam otworzyć drzwi. Stał w nich Iker.
- Dziś ja i Ramos robimy za
kierowców. – powiedział na wstępie.
- Tak. Mi też bardzo miło cię
widzieć. – odpowiedziałam tylko. Za chwilę wsiadałyśmy już do samochodu
bramkarza. Poinformował nas, że chłopaki są już w klubie, który wybrała. Nie
wiem nawet, jak się nazywa, bo nie pamięta, ale mniejsza z tym.
Kiedy wchodziłyśmy do środka przywitała
nas mocna woń alkoholu pomieszana z dymem papierosowym. Okazało się, że
chłopaki wynajęli dla nas lożę VIP. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ oni też
czasami chcą mieć chwilę dla siebie. W środku, koło Marcelo siedziała jakaś
dziewczyna.
- Siemanko ludziska. – zawołała na
wstępie Sandra.
- Cześć dziewczyny. – odpowiedział
Cristiano.
- Dziewczyny to moja żona, Clarisse.
– no to sprawa kim ona jest zakończona.
- Miło mi, jestem Noela, a ta blond
wariatka to Sandra. – powiedziałam podając jej rękę.
- Jeżeli ktoś tu jest wariatką, to
tylko ty. – usłyszałam oburzony głos San.
- Mi też miło was poznać. –
odpowiedziałą Clarisse odwzajemniając uścisk mojej ręki i uśmiechając się szeroko.
- Co pijecie? – zapytał Fabio.
- Czystą. –odpowiedziałam, a San mi
zawtórowała.
- Jak tam chcecie. – odpowiedział, po
czym wstał od stolika i poszedł do baru. Za chwilę wrócił z butelką wódki i
dwoma kieliszkami. San od razu otworzyła butelkę i nalała nam do kieliszków.
Wypiłyśmy na raz i nawet nie popiłyśmy tego sokiem, bo po co?
- Co wy tak bez popitki? – zdziwił się
Sergio.
- Jak się nie potrzebuje, to się nie
popija. – odpowiedziała moja przyjaciółka.
Impreza zaczęła rozkręcać się po jakichś piętnastu minutach. Właśnie
tańczę z Fabio i muszę powiedzieć, że chyba już mi przeszła złość na niego. Czy
jestem pijana? Nie. Wypiłam tylko pięć kieliszków, a to naprawdę mało. Czy on
jest pijany? Nie, no chyba, że upił się jednym piwem, w co raczej wątpię.
- Wracamy do loży? – zapytał po
dłuższym czasie. Nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową, że się zgadzam. W
naszej loży nikogo nie było, więc domyślam się, że wszyscy tańczą. – Ładnie dziś
wyglądasz. – dobiegł mnie głos Portugalczyka.
- Dziękuję. Ty również. –
odpowiedziałam.
- Ciekawe, gdzie wszyscy wybyli. –
powiedział.
- Też mnie to zastanawia. –
odpowiedziałam. – O Sandrę się nie martwię, gorzej z chłopakami. – dodałam.
- O nich też nie ma się co martwić,
na pewno sobie poradzą. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. – Powiesz mi, co
Sergio zrobił Sandrze, że się tak na niego wtedy wściekłaś? – zapytał po chwili
milczenia.
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo nie jestem pewna, czy zaraz nie
polecisz do niego i mu nie wygadasz.
- O to się nie martw. Jeżeli mi nie
wolno to na pewno mu nie powiem. – zagwarantował. Wahałam się przez chwilę, bo
nie wiedziałam, co mam zrobić. Z jednej strony ufałam Fabio, ale z drugiej
bałam się o San.
- Zakochała się w nim. –
odpowiedziałam prawie szeptem. Portugalczyk jednak mnie usłyszał i aż zadławił
się piwem, które właśnie pił, na co ja zaczęłam śmiać się jak głupia.
- Żartujesz, prawda?
- Nie. – odpowiedziałam dalej
rozbawiona jego reakcją. – Nic już nie mów, bo zainteresowani tu wracają. –
dodałam, kiedy zobaczyłam, jak San i Sergio do nas podchodzą. Chociaż to trochę
dziwnie wyglądało. A mianowicie Hiszpan był czerwony na twarzy ze złości, a
Polka ledwo się za nim czołgała. Jej stan nie był spowodowany upojeniem
alkoholowym, ona po prostu tak się z niego śmiała.
- Co się stało? – zapytał na wstępie
Fabio, na co San wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.
- Nic. – warknął stoper Realu Madryt.
- Haha. Akurat. Jakieś laski do niego podeszły
i zaczęły obmacywać, jak by nigdy w życiu człowieka nie widziały. Haha … A jak
powiedział, żeby go zostawiły, to kazały mu się zamknąć, więc on zaczął uciekać
i wszedł komuś pod stolik. Haha … Okazało się, że to Cesc Fabregas i Jordi Alba
przy nim siedzieli i go wydali, więc spieprzył tu i właśnie tu idą. – dodała na
koniec cały czas się śmiejąc. Patrzyliśmy na siebie z Fabio nic z tego nie
rozumiejąc.
- Gdzie?! – z osłupienia wyrwał mnie
Ramos chowający się pod stolikiem.
- Nie oni kretynie Fabregas i Alba. –
zaśmiała się
- I tak nie wyjdę! – dobiegł mnie
stłumiony krzyk ludzia chowającego się pod stolikiem.
- Cześć wszystkim. – powiedział Cesc.
- Możemy się na chwilę przysiąść? –
dodał Alba.
- Jasne. – odpowiedział Fabio podając
im na powitanie rękę. Zdziwiło mnie to, bo wszyscy trąbią o tym, jak to oni się
nienawidzą.
- Wynocha mi stąd! Nie chcieliście mi
pomóc! – darł się stoper.
- Myśleliśmy, że ci się podobają. – zaśmiał
się Jordi.
- Akurat! A ja myślałem, że gramy w
jednej reprezentacji!
- A co to ma do rzeczy? – zapytał Jordi.
- Dużo! – odpowiedział tylko, po czym
już się więcej nie odzywał. Po jakichś piętnastu minutach wróciła reszta ekipy.
- Czemu ten kretyn siedzi pod stołem?! – zapytał na wstępie Cris.
- Fanki. – odpowiedział krótko Cesc.
Impreza skończyła się koło trzeciej w
nocy. Nie pamiętam za dużo. Film urwał mi się w momencie, kiedy tańczyłyśmy z
Sandrą i Clarisse Wake Wake na barze. Swoją drogą żona naszego małego,
zabawnego Brazylijczyka jest całkiem spoko. Da się z nią porozmawiać i nie
zachowuje się, jak niektóre wags. Jest całkiem normalną dziewczyną, która
czasami potrzebuje odskoczni od codziennego życia. Umówiłyśmy się nią już na zakupy. A wracając do końca
imprezy. Nie wiem, którym samochodem jechałyśmy, trzeba się zapytać San, ona na
pewno więcej pamięta. Zagadka dla mnie jest również to, jak znalazłam się w
swoim łóżku w piżamie.
Zwlekłam się po woli z łóżka. Myślałam,
że głowę to mi zaraz rozsadzi. Masakra. Kac morderca dopadnie każdego.
Zrezygnowałam jednak z tego twierdzenia, kiedy tylko zobaczyła Sandrę robiącą
sobie śniadanie o godzinie czternastej po południu.
- Nie nawidze cię. – powiedziałam na
wstępie.
- Tak, mi też miło cię widzieć
przyjaciółko. – odpowiedziała nie zważając na moje wyznanie.
- Jak ty to robisz?
- Co?
- To, że nie masz kaca! – krzyknęłam w
odpowiedzi i od razu tego pożałowałam, ponieważ moją głowę właśnie rozerwano na
dwie części.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo to
tajemnica. – odpowiedziała spokojnie. – Ale byłam w sklepi i kupiłam kefir,
żeby ci ulżyć niedoświadczona istoto.
- Kocham cie. – powiedziałam, kiedy
dawała mi zbawienny napój, który od razu zaczęłam pić.
- Jeszcze przed chwilą mnie
nienawidziłaś. – zaśmiała się.
- Już mi przeszło. – odpowiedziałam wzruszając
ramionami. – Co się działo po naszym tańcu? – zapytałam, kiedy skończyłam pić
kefir.
- Zgaduję, że wtedy urwał ci się
film. – odpowiedziała.
- Kiedy zaczęłyśmy.
- No to zaraz po tym, jak zaczęłyśmy
przyszli do nas chłopaki i zaczęli nas stamtąd ściągać. Clarisse zaczęła się
drzeć, że Marcelą ją już nie kocha, bo nie pozwala jej się bawić. Ty natomiast
zaczęłaś wyznawać miłość Fabio. – zrobiłam się blada, co zauważyła moja
przyjaciółka, ponieważ się zaśmiała. – Poczekaj, to ni wszystko. – dodała,
kiedy chciałam jej przerwać. – Po tym, jak jakimś cudem posadził cię w loży
zaczęłaś płakać, bo uświadomiłaś sobie, że on woli Carme, ty jesteś tylko jej młodszą siostrą. Chłopa
zaczął cię uspokajać, ale ty wtedy zaczęłaś ryczeć jeszcze bardziej, a Clarisse
ci zawtórował, bo stwierdziła, że jesteś wyjątkowo nieszczęśliwą osobą.
-Masakra. –powiedziałam, a moje oczy
było jak pięciozłotówki. – A jak to się stało, że spałam w swoim łóżku w
piżamie?
- Około trzeciej stwierdziliśmy z
Sergio i Ikerem, że koniec imprezy. Marcelo z Clarisse zamówili taksówkę, a nas
odwiózł Iker, bo stwierdziłaś, że z Sergio nie jedziesz.
- Dlaczego?
- Powiedziałaś, że nie chcesz, żeby jego fanki
z klubu cię dopadły i rozszarpały za to, że w ogóle się do niego odezwałaś.
- Aha.
- A co do piżamy, to sama się w nią
przebrałaś.
- Jak?
- Do domu zaniósł cie na rękach Iker,
bo byłaś tak nawalona, że nie trzymałaś się na nogach. Ja już nie byłam taka
delikatna i wrzuciłam cię do wanny w sukience, po czym zaczęłam cię polewać
zimną wodą. No nie patrz tak na mnie. Sposób był naprawdę dobry, bo
otrzeźwiałaś od razu. Wzięłaś prysznic i poszłaś spać obrażona na cały świat za
to, że przerwaliśmy ci tak świetną imprez.
- Idę się umyć. – powiedziałam.
Wstałam od stołu i udałam się do łazienki. Po skończonym prysznicu ubrałam się
i poszłam do salonu. W pewnym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Wzięłam go
do ręki. Hmm … nieznany numer. A co mi tam? Odebrałam.
~ Noela? – usłyszałam głos Clarisse.
~ Tak. Clarisse? – zapytałam.
~ Tak. Wyprzedzając twoje kolejne
pytanie Marcelo go miał.
~ Dobra, więc po co dwonisz?
~ Chciałam was poinformować, że jesteśmy
w Internecie.
~ Co? – zapytałam mało inteligentnie.
~ Włącz Facebooka, a ja muszę
kończyć, bo mam na was szlaban za wczoraj. Do zobaczenia w sobotę i naprawdę fajnie
było mi was poznac dziewczyny.
~ Nam też, do zobaczenia. – po czym
się rozłączyła.
- San idziemy do mnie na Facebooka. –
przyjaciółka nic nie odpowiedziała, tylko poczłapała za nmą do mojego pokoju.
Zalogowałam się i to, co zobaczyłam mnie przeraziło. Prawie każda strona
plotkarska miała taki sam nagłówek: „KIM SĄ TAJEMNICZE DZIEWCZYNY TAŃCZĄCE
WCZORAJ Z CHŁOPAKAMI Z REALU MADRYT I CLARISSE ALVES?”. Nawet nie patrzyłam
dalej.
- Jesteśmy sławniejsze niż
chłopaki. Powinnyśmy być z siebie dumne. – skomentowała blondynka.
- Kurwa.
________________________________
Heeej. Spóźniona jeden dzień ...
Mam nadzieję, że jest w miare.
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji.
CrazyGirl (lub jak kto woli Cave Inimicum :))