wtorek, 25 czerwca 2013

Seção Sétimo: "Plan jest taki: Fabio i Noe muszą spędzić ze sobą jak najwięcej czasu."



NOELA (sobota rano)

       Rano wstałam już z mniejszym bólem wszystkich części ciała, niż we wcześniejsze dni. Zwlekłam się z łóżka i pomaszerowałam najpierw obudzić Sandrę. Co by jej tu dziś na pobudkę zrobić. Może? Tak, mam nadzieję, że mnie nie zabije. Poszłam do kuchni i wyjęłam lód z zamrażarki. Wróciłam do nadal śpiącej, ale już nie długo San i z impetem wsadziłam jej całą garść lodu pod koszulkę. A ona co? Zaczęła się drzeć i skakać po pokoju, jak jakaś nienormalna. Ja oczywiście wyszłam z pokoju, jak gdyby nigdy nic i poszłam robić sobie śniadanie. Nie musiałam długo czekać, a San wleciała do kuchni.
Nie musiałam długo czekać, a San wleciała do kuchni.
- Czy ciebie całkiem powaliło? – zaczęła się drzeć, jak nienormalna.
- Dlaczego tak myślisz? – wszystko we mnie się śmiało, ale trzeba udawać, że nic się nie stało. Czasami bardziej się wtedy wkurza i chyba teraz jest to czasami, bo zrobiła się czerwona na policzkach. Czyżby rumieniec złości?
- Dlaczego tak myślę? Dlaczego tak myślę?! Może dlatego, że normalni ludzie nie wkładają nikomu, kto właśnie śpi lodu za koszulkę!
- Czy właśnie przerwałam ci sen, w którym wychowujesz Ramosowi gromadkę dzieci?
- Ja ci dam dzieci!
- Sama wczoraj powiedziałaś, że chcesz.
- Masz dziesięć sekund, żeby stąd wyjść, albo cie zabije. – powiedziała spokojnie, przecierając twarz dłonią w geście rezygnacji. Nie zwracając na nią większej uwagi po prostu kontynuowałam jedzenie mojego śniadania. Słyszałam, jak przyjaciółka po cichu liczy do dziesięciu, po czym podchodzi do lodówki. Kiedy skończyłam poszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic. I to był mój błąd. Dlaczego? Otóż jak gdyby nigdy nic polewałam się wodą, kiedy z prysznica zaczęła lecieć lodowata. Krzyk, jaki z siebie wydałam musiał być naprawdę głośny. Usłyszałam tylko śmiech mojej przyjaciółki, ale z prysznica dalej leciała zimna woda.
- Ogłupiałaś?! Puść mi ciepłą wodę! – zero reakcji. – Sandra! Zimno mi!
- Chodź i mnie zmuś! – ja ci dam. Zakręciłam kurki, po czym owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki, żeby zabić pewnego wariata. Już miałam wchodzić do kuchni, kiedy stanęłam jak wryta w drzwiach do salonu. Na naszej kanapie siedział nie kto inny, jak co najmniej pół drużyny Realu Madryt ( Tak naprawdę byli tylko Ronaldo, Gonzalo, Fabio, Marcelo i Iker, ale i tak dużo za dużo, jak na ten moment). Moje oczy zrobiły się, jak pięciozłotówki. Po chwili przyszła San i zaczęła śmiać się, jak głupia.
- Wow. – powiedział Gonzalo, a ja się wreszcie obudziłam.
- Zabije cie, jak tylko się ubiorę! – wysyczałam w kierunku mojej za chwilę martwej przyjaciółki. Wróciłam do łazienki, gdzie skończyłam brać prysznic i ubrałam się. Wróciłam do salonu z miną seryjnego mordercy, a San poszła tam, gdzie przed chwilą ja byłam. Usiadłam pomiędzy Marcelo a Ikerem, jak najdalej od pewnego Portugalczyka i nie, nie chodzi tu ani o Pepe, ani o Ronaldo.
- Bardziej podobałaś mi się w ręczniku. – wypalił ni z tego ni z owego Higuain. Popatrzyłam na niego z mentalnym przekazem „zamknij się”, po czym wróciłam do opierania się o kanapę i obrażania na wszystkich i wszystko dookoła. Sandra weszła do pokoju.
- Jak widzę Noela nie zapytała, więc ja to zrobię. Chcecie coś do picia?
- A masz zimne? – zapytał Ramos. To on też tu jest? Popatrzyłam na niego z wrednym uśmieszkiem, co zobaczyła Sandra. Na początku chyba nie zrozumiała, o co chodzi, ale za chwilę jej oczy zrobiły się tak duże, jak moje, kiedy zobaczyłam Galaktikos w naszym salonie.
- Nie zrobisz tego.
- Dlaczego?
- Wiem, co myślisz, ale ja ich tu nie zapraszałam sami się do nas pofatygowali. – chłopaki nie bardzo rozumieli, ale o nic nie pytali.
- Jeszcze się zastanowię, a teraz chodź po picie. -  Po dwóch minutach wróciłyśmy do salonu z dwoma dzbankami Coli z lodem.
- To powiecie, o co chodzi Noeli? – zapytał Cris.
- Nie. – odpowiedziała stanowczo Sandra.
- Co robimy? – zapytałam po Jakimś czasie rozmowy o wszystkim i o niczym.
- Nie wiem, może gdzieś pójdziemy? – zaproponował Marcelo.  Popatrzyłyśmy na siebie z San.
- Która godzina? – zapytała blondynka.
- Czternasta, a co? – odpowiedział Iker. Pokiwałyśmy do siebie z przyjaciółką porozumiewawczo głowami, po czym krzyknęłyśmy na raz.
- PIZZA! – chłopaki popatrzyli na nas, jak na wariatki.
- Często myślicie to samo w tym samym momencie? – zapytał Iker z udawanym przerażeniem.
- Tak. – odpowiedziałyśmy równocześnie i również wspólnie wybuchnęłyśmy śmiechem. Teraz chłopaki na prawdę byli przerażeni.
- To co najmniej dziwne. – mruknął Ronaldo. Zastanawiam się, dlaczego Fabio prawie wcale się nie odzywa.
- Dlaczego? – znów w tym samym czasie zadałyśmy to samo pytanie.
- Czy wy macie połączone mózgi?
- To tylko telepatia. – teraz wiedziałyśmy, co powiedzieć, bo mama San zawsze mówiła, że nasze mózgi dzieli niewidzialna telepatyczna nić. Od tamtej pory zawsze tak nazywamy więź, jaka jest między nami.
- Dobra nie ważne. Idziemy na tą pizze czy nie? – zapytałam.
- Oczywiście, ale będziecie musiały albo jechać swoim samochodem, albo osobno i wtedy jedna jedzie z Ronaldo, a druga z Ramosem. – powiedział Gonzalo.
- A nie moglibyście jechać we czterech w jednym samochodzie, a w drugim was dwóch i my dwie wtedy razem byśmy się dosiadły? – zapytała Sandra.
- Nie. – odpowiedział krótko Ramos.
- Dlaczego? – oburzyłyśmy się w tym samym momencie.
- Właśnie dlatego. – odpowiedział spokojnie Gonzalo.
- A może by tak jaśniej, bo my dalej nie rozumiemy? – zapytała Sandra.
- Nikt nie zniósłby was w tak małym pomieszczeniu, jak samochód razem. – wytłumaczył Marcelo.
- No dzięki, wiecie. – oburzyłam się. – W takim razie ja nigdzie nie jadę. – dodałam.
- Ja też nie. – poparła mnie blondynka.
- Bo jak nie po dobroci, to po złości. – ostrzegł Fabio.
- A co wy nam możecie zrobić? – zakpiłam z nich.
- Oj dużo maleństwo. – odpowiedział Iker. Nasze miny w tym momencie wyrażały szczere politowanie pod adresem zbyt pewnych siebie piłkarzy. Szkoda, że tak naprawdę nie wiedziałyśmy, na co ich tak właściwie stać…

5 minut później …

    Właśnie siedzę obrażona na cały świat w samochodzie Ronaldo. Przede mną siedzi uha hany Fabio, a po mojej prawej stronie nie mniej zadowolony z siebie Gonzalo.
- No oj nie bocz się. Przecież nic się takiego nie dzieje. – powiedział ten ostatni.
- Zamknij się, albo wybiję ci te zęby i nie będziesz miał się czym uśmiechać. – warknęłam w jego kierunku i wróciłam do oglądanie jakże, w tym momencie, interesującego widoku za oknem.

SANDRA ( w tym samym czasie, drugi samochód)

    Żeby nie było. To wszystko jest ustawione. No może oprócz wiekopomnego wystąpienia Noeli w samym ręczniku przed chłopakami i tego, że jedziemy w różnych samochodach. Ale mniejsza. Plan jest taki: Fabio i Noe muszą spędzić ze sobą jak najwięcej czasu. Dlatego właśnie jedziemy na pizzę, a później mamy w planach jakąś imprezę. Plan mógłby się wydawać idealny w swojej prostocie. I jak na razie taki właśnie jest. Mam nadzieję, że dalej będzie.
     Zaparkowaliśmy pod najlepszą pizzerią w Madrycie i weszliśmy do niej. Zamówiliśmy pizze i zaczęliśmy na nią czekać. Oczywiście nie obeszło się bez pisków i krzyków, kiedy jakieś psychofanki zauważały chłopaków. Ale mniejsza. Takie życie gwiazdy światowego formatu.
    Po zjedzeniu pizzy mieliśmy jeszcze trzy godziny, więc najwyższy czas, żeby Noela dowiedziała się, gdzie o osiemnastej chcemy wyjść. Na początku miał jej o tym powiedzieć albo Gonzalo, albo Ronaldo, albo Marcelo, albo Iker, bo oni z całego towarzystwa jeszcze nie podpadli mojej przyjaciółce. Jednak, kiedy dowiedzieli się, że nie jestem pewna reakcji szatynki żaden się nie odważył zgłosić na ochotnika. Losowali więc. Padło na jakże niepocieszonego Ronaldo. Właśnie miał zrobić, to co mu kazaliśmy.
- Noela lubisz imprezy? – zaczął niepewnie.
- Tak, a co?
- Bo pomyśleliśmy, że dziś się na jakąś wybierzemy. – kontynuował. Widać było, że Noe się zastanawia.
- Ale pod warunkiem, że ja wybieram klub. – odpowiedziała.
- Zgoda. – powiedział Ronaldo. Teraz już tylko zapłaciliśmy (czyt. zapłacili oni, za co strzeliłyśmy focha) i zawieźli nas do domu.

NOELA (godzina do imprezy)

   Właśnie skończyła się ubierać i poszłam do salonu, gdzie czekała na mnie Sandra. Szczerze? Nie chce mi się iść wcale, ale wiem, że San zależy, więc nic już nie mówię. Usiadłam koło niej.
- Ile mamy jeszcze czasu? – zapytałam, żeby przerwać ciszę, jaka była między nami.
- Za jakieś pół godziny powinni już po nas przyjechać. – odpowiedziała.
- Chlam dziś do oporu. – oznajmiłam.
- No to nie ty jedna. – odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie cwanie.
    Równo pół godziny później usłyszałyśmy pukanie do drzwi. San wyłączyła telewizor, a ja poszłam otworzyć drzwi. Stał w nich Iker.
- Dziś ja i Ramos robimy za kierowców. – powiedział na wstępie.
- Tak. Mi też bardzo miło cię widzieć. – odpowiedziałam tylko. Za chwilę wsiadałyśmy już do samochodu bramkarza. Poinformował nas, że chłopaki są już w klubie, który wybrała. Nie wiem nawet, jak się nazywa, bo nie pamięta, ale mniejsza z tym.
        Kiedy wchodziłyśmy do środka przywitała nas mocna woń alkoholu pomieszana z dymem papierosowym. Okazało się, że chłopaki wynajęli dla nas lożę VIP. Nie zdziwiło mnie to, ponieważ oni też czasami chcą mieć chwilę dla siebie. W środku, koło Marcelo siedziała jakaś dziewczyna.
- Siemanko ludziska. – zawołała na wstępie Sandra.
- Cześć dziewczyny. – odpowiedział Cristiano.
- Dziewczyny to moja żona, Clarisse. – no to sprawa kim ona jest zakończona.
- Miło mi, jestem Noela, a ta blond wariatka to Sandra. – powiedziałam podając jej rękę.
- Jeżeli ktoś tu jest wariatką, to tylko ty. – usłyszałam oburzony głos San.
- Mi też miło was poznać. – odpowiedziałą Clarisse odwzajemniając uścisk mojej ręki i uśmiechając się szeroko.
- Co pijecie? – zapytał Fabio.
- Czystą. –odpowiedziałam, a San mi zawtórowała.
- Jak tam chcecie. – odpowiedział, po czym wstał od stolika i poszedł do baru. Za chwilę wrócił z butelką wódki i dwoma kieliszkami. San od razu otworzyła butelkę i nalała nam do kieliszków. Wypiłyśmy na raz i nawet nie popiłyśmy tego sokiem, bo po co?
- Co wy tak bez popitki? – zdziwił się Sergio.
- Jak się nie potrzebuje, to się nie popija. – odpowiedziała moja przyjaciółka.
    Impreza zaczęła rozkręcać się po jakichś piętnastu minutach. Właśnie tańczę z Fabio i muszę powiedzieć, że chyba już mi przeszła złość na niego. Czy jestem pijana? Nie. Wypiłam tylko pięć kieliszków, a to naprawdę mało. Czy on jest pijany? Nie, no chyba, że upił się jednym piwem, w co raczej wątpię.
- Wracamy do loży? – zapytał po dłuższym czasie. Nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową, że się zgadzam. W naszej loży nikogo nie było, więc domyślam się, że wszyscy tańczą. – Ładnie dziś wyglądasz. – dobiegł mnie głos Portugalczyka.
- Dziękuję. Ty również. – odpowiedziałam.
- Ciekawe, gdzie wszyscy wybyli. – powiedział.
- Też mnie to zastanawia. – odpowiedziałam. – O Sandrę się nie martwię, gorzej z chłopakami. – dodałam.
- O nich też nie ma się co martwić, na pewno sobie poradzą. – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam. – Powiesz mi, co Sergio zrobił Sandrze, że się tak na niego wtedy wściekłaś? – zapytał po chwili milczenia.
- Nie wiem, czy mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo nie jestem pewna, czy zaraz nie polecisz do niego i mu nie wygadasz.
- O to się nie martw. Jeżeli mi nie wolno to na pewno mu nie powiem. – zagwarantował. Wahałam się przez chwilę, bo nie wiedziałam, co mam zrobić. Z jednej strony ufałam Fabio, ale z drugiej bałam się o San.
- Zakochała się w nim. – odpowiedziałam prawie szeptem. Portugalczyk jednak mnie usłyszał i aż zadławił się piwem, które właśnie pił, na co ja zaczęłam śmiać się jak głupia.
- Żartujesz, prawda?
- Nie. – odpowiedziałam dalej rozbawiona jego reakcją. – Nic już nie mów, bo zainteresowani tu wracają. – dodałam, kiedy zobaczyłam, jak San i Sergio do nas podchodzą. Chociaż to trochę dziwnie wyglądało. A mianowicie Hiszpan był czerwony na twarzy ze złości, a Polka ledwo się za nim czołgała. Jej stan nie był spowodowany upojeniem alkoholowym, ona po prostu tak się z niego śmiała.
- Co się stało? – zapytał na wstępie Fabio, na co San wybuchnęła jeszcze większym śmiechem.
- Nic. – warknął stoper Realu Madryt.
 - Haha. Akurat. Jakieś laski do niego podeszły i zaczęły obmacywać, jak by nigdy w życiu człowieka nie widziały. Haha … A jak powiedział, żeby go zostawiły, to kazały mu się zamknąć, więc on zaczął uciekać i wszedł komuś pod stolik. Haha … Okazało się, że to Cesc Fabregas i Jordi Alba przy nim siedzieli i go wydali, więc spieprzył tu i właśnie tu idą. – dodała na koniec cały czas się śmiejąc. Patrzyliśmy na siebie z Fabio nic z tego nie rozumiejąc.
- Gdzie?! – z osłupienia wyrwał mnie Ramos chowający się pod stolikiem.
- Nie oni kretynie Fabregas i Alba. – zaśmiała się
- I tak nie wyjdę! – dobiegł mnie stłumiony krzyk ludzia chowającego się pod stolikiem.
- Cześć wszystkim. – powiedział Cesc.
- Możemy się na chwilę przysiąść? – dodał Alba.
- Jasne. – odpowiedział Fabio podając im na powitanie rękę. Zdziwiło mnie to, bo wszyscy trąbią o tym, jak to oni się nienawidzą.
- Wynocha mi stąd! Nie chcieliście mi pomóc! – darł się stoper.
- Myśleliśmy, że ci się podobają. – zaśmiał się Jordi.  
- Akurat! A ja myślałem, że gramy w jednej reprezentacji!
- A co to ma do rzeczy? – zapytał Jordi.
- Dużo! – odpowiedział tylko, po czym już się więcej nie odzywał. Po jakichś piętnastu minutach wróciła reszta ekipy.
  - Czemu ten kretyn siedzi pod stołem?! – zapytał na wstępie Cris.
- Fanki. – odpowiedział krótko Cesc.
        Impreza skończyła się koło trzeciej w nocy. Nie pamiętam za dużo. Film urwał mi się w momencie, kiedy tańczyłyśmy z Sandrą i Clarisse Wake Wake na barze. Swoją drogą żona naszego małego, zabawnego Brazylijczyka jest całkiem spoko. Da się z nią porozmawiać i nie zachowuje się, jak niektóre wags. Jest całkiem normalną dziewczyną, która czasami potrzebuje odskoczni od codziennego życia. Umówiłyśmy się  nią już na zakupy. A wracając do końca imprezy. Nie wiem, którym samochodem jechałyśmy, trzeba się zapytać San, ona na pewno więcej pamięta. Zagadka dla mnie jest również to, jak znalazłam się w swoim łóżku w piżamie.
        Zwlekłam się po woli z łóżka. Myślałam, że głowę to mi zaraz rozsadzi. Masakra. Kac morderca dopadnie każdego. Zrezygnowałam jednak z tego twierdzenia, kiedy tylko zobaczyła Sandrę robiącą sobie śniadanie o godzinie czternastej po południu.
- Nie nawidze cię. – powiedziałam na wstępie.
- Tak, mi też miło cię widzieć przyjaciółko. – odpowiedziała nie zważając na moje wyznanie.
- Jak ty to robisz?
- Co?
- To, że nie masz kaca! – krzyknęłam w odpowiedzi i od razu tego pożałowałam, ponieważ moją głowę właśnie rozerwano na dwie części.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo to tajemnica. – odpowiedziała spokojnie. – Ale byłam w sklepi i kupiłam kefir, żeby ci ulżyć niedoświadczona istoto.
- Kocham cie. – powiedziałam, kiedy dawała mi zbawienny napój, który od razu zaczęłam pić.
- Jeszcze przed chwilą mnie nienawidziłaś. – zaśmiała się.
- Już mi przeszło. – odpowiedziałam wzruszając ramionami. – Co się działo po naszym tańcu? – zapytałam, kiedy skończyłam pić kefir.
- Zgaduję, że wtedy urwał ci się film. – odpowiedziała.
- Kiedy zaczęłyśmy.
- No to zaraz po tym, jak zaczęłyśmy przyszli do nas chłopaki i zaczęli nas stamtąd ściągać. Clarisse zaczęła się drzeć, że Marcelą ją już nie kocha, bo nie pozwala jej się bawić. Ty natomiast zaczęłaś wyznawać miłość Fabio. – zrobiłam się blada, co zauważyła moja przyjaciółka, ponieważ się zaśmiała. – Poczekaj, to ni wszystko. – dodała, kiedy chciałam jej przerwać. – Po tym, jak jakimś cudem posadził cię w loży zaczęłaś płakać, bo uświadomiłaś sobie, że on woli Carme,  ty jesteś tylko jej młodszą siostrą. Chłopa zaczął cię uspokajać, ale ty wtedy zaczęłaś ryczeć jeszcze bardziej, a Clarisse ci zawtórował, bo stwierdziła, że jesteś wyjątkowo nieszczęśliwą osobą.
-Masakra. –powiedziałam, a moje oczy było jak pięciozłotówki. – A jak to się stało, że spałam w swoim łóżku w piżamie?
- Około trzeciej stwierdziliśmy z Sergio i Ikerem, że koniec imprezy. Marcelo z Clarisse zamówili taksówkę, a nas odwiózł Iker, bo stwierdziłaś, że z Sergio nie jedziesz.
- Dlaczego?
 - Powiedziałaś, że nie chcesz, żeby jego fanki z klubu cię dopadły i rozszarpały za to, że w ogóle się do niego odezwałaś.
- Aha.
- A co do piżamy, to sama się w nią przebrałaś.
- Jak?
- Do domu zaniósł cie na rękach Iker, bo byłaś tak nawalona, że nie trzymałaś się na nogach. Ja już nie byłam taka delikatna i wrzuciłam cię do wanny w sukience, po czym zaczęłam cię polewać zimną wodą. No nie patrz tak na mnie. Sposób był naprawdę dobry, bo otrzeźwiałaś od razu. Wzięłaś prysznic i poszłaś spać obrażona na cały świat za to, że przerwaliśmy ci tak świetną imprez.
- Idę się umyć. – powiedziałam. Wstałam od stołu i udałam się do łazienki. Po skończonym prysznicu ubrałam się i poszłam do salonu. W pewnym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Wzięłam go do ręki. Hmm … nieznany numer. A co mi tam? Odebrałam.
~  Noela? – usłyszałam głos Clarisse.
~ Tak. Clarisse? – zapytałam.
~ Tak. Wyprzedzając twoje kolejne pytanie Marcelo go miał.
~ Dobra, więc po co dwonisz?
~ Chciałam was poinformować, że jesteśmy w Internecie.
~ Co? – zapytałam mało inteligentnie.
~ Włącz Facebooka, a ja muszę kończyć, bo mam na was szlaban za wczoraj. Do zobaczenia w sobotę i naprawdę fajnie było mi was poznac dziewczyny.
~ Nam też, do zobaczenia. – po czym się rozłączyła.
- San idziemy do mnie na Facebooka. – przyjaciółka nic nie odpowiedziała, tylko poczłapała za nmą do mojego pokoju. Zalogowałam się i to, co zobaczyłam mnie przeraziło. Prawie każda strona plotkarska miała taki sam nagłówek: „KIM SĄ TAJEMNICZE DZIEWCZYNY TAŃCZĄCE WCZORAJ Z CHŁOPAKAMI Z REALU MADRYT I CLARISSE ALVES?”. Nawet nie patrzyłam dalej.
- Jesteśmy sławniejsze niż chłopaki. Powinnyśmy być z siebie dumne. – skomentowała blondynka.
- Kurwa. 

________________________________

Heeej. Spóźniona jeden dzień ...
Mam nadzieję, że jest w miare. 
Pozdrawiam i życzę udanych wakacji.
         CrazyGirl (lub jak kto woli Cave Inimicum :))

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Seção Sexto: "... a ja ci wychowam gromadkę dzieci."

Dedykowany Ani Wielądek za to, że zawsze mogę liczyć na jej komentarz.

      


    Wróciłyśmy do domu. Jest godzina piętnasta trzydzieści. Nie mam pojęcia, co robić. Usiadłam, więc przed komputerem i zaczęłam przeglądać strony internetowe i Facebook’a. Zrezygnowałam jednak po krótkim czasie, bo wszędzie pokazywało mi się to samo. Nie muszę chyba mówić, co. Życie jest do dupy. Wyłączyłam komputer i poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia. Od śniadania nic nie jadłam. Otworzyłam lodówkę i stwierdzam, że nic w niej nie ma.
- Sandra! Nie ma nic do jedzenia! Idź do sklepu, bo mi się nie chce!
- Zapomnij! Albo idziesz ze mną, albo rezygnujemy z obiadu! – odkrzyknęła. No tak. Nie ma to, jak pracować w sklepie spożywczym, a nie kupić sobie nic do jedzenia. My to jednak jesteśmy genialne. – To jak, idziemy, czy nie chce ci się jeść? – zapytała wchodząc do kuchni.
- No dobra, już dobra. Poczekaj, muszę się zebrać. – odpowiedziałam niechętnie i poczłapałam do przedpokoju ubrać buty. Po wykonaniu tej, jakże interesującej czynności zeszłyśmy na dół. Do najbliższego sklepu na osiedlu mamy jakieś dwieście metrów drogi, więc nawet nie opłaca nam się uruchamiać samochodu.
    Droga zeszła nam na gadaniu o wszystkim i o niczym, więc o tym, co zawsze.
- Co gotujemy? – zapytałam, kiedy doszłyśmy do alejki z owocami  warzywami.
- Nie wiem, a na co masz ochotę?
- Najlepiej na coś szybkiego i łatwego, bo nic mi się na razie nie chce. – popatrzyłyśmy na siebie i już wiedziałyśmy, co będziemy gotować. – Frytki! – krzyknęłyśmy na raz i rzuciłyśmy się biegiem do lodówek. Dlaczego właśnie to? Bo nic innego tak na prawde nie umiemy zrobić. No może oprócz jakichś gotowych dań, ale frytki, to frytki. Nie wiem, co ludzie sobie o nas pomyśleli, ale na pewno nic pozytywnego. Szczerze? Nie obchodzi nas to, bo w końcu żyje się tylko raz. Po chwili moja przyjaciółka „nurkowała” już w lodówie.
- Mamy olej do frytkownicy? – zapytała, kiedy już stała koło mnie.
- Nie wiem, chyba nie. – poszłyśmy więc po olei. Następnie stwierdziłyśmy, że chce nam się owoców, więc udałyśmy się do miejsca, od jakiego zaczęłyśmy nasze zakupy. Właśnie Sandra wybierała winogrona, kiedy usłyszałam irytujący głos, jakiego nie miałam ochoty nigdy więcej usłyszeć.
- Frytki? Nie dziwię się, dlaczego Fabio woli mnie od ciebie. – Carme.
- O ile mi się wydaje to wczoraj zostawił cię w restauracji samą. – odpyskowała Sandra. Ona jest bardziej wygadaną osobą ode mnie i zawsze przegadała moją siostrę, więc ja się nie wtrącam.
- Bo mu się coś przypomniało. – odpowiedziała zirytowana szatynka.
- To, że cię nie lubi.
- Wcale nie!
- Nie zachowuj się jak dziecko! – od duszenia tego śmiechu zaraz się uduszę.
- Dosyć!
- Bo ty tak mówisz?
- Tak!
- No to nie posłucham. – mówiłam, że ta blondynka ma gadane. Pamiętam, że zawsze lubiłam słuchać, jak te dwie się przegadują.
- Yhhh … - Carme wydała z siebie jakiś dźwięk, po czym podeszła do mnie i powiedziała – Nie waż się do niego zbliżać. On jest mój. – po czym odwrócił się i poszła sobie. Resztka mojego dobrego humoru właśnie posła się kochać.
- Sandra idziemy do domu. Już, bo muszę się przebrać.
- Będziesz biegać?
- My będziemy biegać. – usłyszałam w odpowiedzi tylko jej jęk niezadowolenia. Kiedy jestem wkurzona, to zawsze idę biegać, a San chodzi ze mną. Poszłyśmy do domu zanieść zakupy i tak, jak wcześniej powiedziałam przebrać się (ja) (San). Wzięłam wodę i wyszłyśmy. Na dworze zrobiło się ciepło.
     Poszłyśmy do parku. Zaczęłyśmy biegać w kółko. Ja oczywiście narzekałam, jak się tylko dało. Nie mniej oczywistym było to, że wszystkie wyzwiska były kierowane do mojej siostry. Po godzinnym biegu San powiedziała, że wysiada i idzie na ławkę. Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam.

 SANDRA

     Ja wiem, dziewczyna się wkurzyła i musi jakoś odreagować. Ale, żeby już od trzech godzin latać w te i z powrotem, to trzeba mieć nieźle w bani nasrane. Jutro nie wstanie i kto nas do pracy obudzi? Ja nie wiem.
- Ej, a może już tak byś usiadła? Zaraz ducha wyzioniesz człowieku. – powiedziałam, kiedy po raz kolejny przy mnie przebiegała.
- Nie jestem jeszcze zmęczona. – odpowiedziała i pobiegła dalej. Ech … Będę wielkoduszna i się poświęcę, żeby choć trochę zmniejszyć ból jej mięśni. Podniosłam się z mojego wygodnego miejsca i poczłapałam za nią.
- Ja nie mam nic przeciwko zdrowemu trybowi życia, ale jutro się nie podniesiesz, takie będziesz miała zakwasy.
- Trudno się mówi. Jak przestanę biegać, to kogoś rozsądzę.
- Oj chodź. Idziemy do domu. Jest godzina dwudziesta, a ja nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć. – moja cierpliwość właśnie się skończyła. – Nie, ty idziesz ze mną, bo potem nie mam zamiaru cie szukać. – dodałam widząc jej wzrok. Nagle mój telefon powiadomił mnie o tym, że przyszedł mi Sms. Odczytam w domu.
        Kiedy wróciłyśmy do domu Noe pierwsza poszła wziąć prysznic. Wzięłam telefon i odczytałam wiadomość. To był Sergio. *Jak tam nasze małe „śledztwo”? Wiesz coś nowego? My właśnie lądujemy, a Fabio nie wygadał nic nowego.* Pomyślałam, że zadzwonię do niego, bo za dużo pisania by było. Weszłam więc do mojego pokoju i wybrałam numer stopera. Jeden sygnał, odebrał.
~ No hej. – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
~ No siemanko.
~ Co chciałaś mi powiedzieć?
~ Że mam nowie wiadomości co do naszego śledztwa. – usłyszałam, jak śmieje się po drugiej stronie.
~ Mów.
~ Spotkałyśmy dziś Carme w sklepie, a ta powiedziała do Noe, że Fabio jest jej i lepiej, żeby nie wchodziła jej w drogę. – odpowiedziałam. – Myślę, że te groźby są od niej. – dodałam po chwili ciszy.
~ Myślisz, że byłaby do tego zdolna?
~ Ona jest zdolna do wszystkiego, jeżeli chce zniszczyć Noe życie.
~ Masakra.
~ Zgadzam się. Muszę kończyć, bo Noela właśnie wychodzi spod prysznica, a ja o niczym innym, jak to teraz nie marzę. Mam dosyć.
~ Co dziś robiłyście? – zapytał.
~  Biegałyśmy.
~ To chyba nic złego.
~ Nie, jeżeli robi się to prawie trzy godziny non stop.
~ Na tym polega moja praca. – zaśmiał się.
~ Sam ją sobie wybrałaś. Pogadamy kiedy indziej, naprawdę muszę kończyć. Pa. – po czym nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się. Popatrzyłam na zegarek przy moim łóżku. Dwudziesta trzydzieści. Nie jest tak źle. Wzięłam piżamę i poszłam pod prysznic. Od razu odkręciłam chłodną wodę. O tak. Tego było mi trzeba. Potem ubrałam się i wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i wzięłam do ręki mój telefon. Okazało się, że mam wiadomość. Bez zastanowienia odebrałam. Ramos.
* Nie możesz rozmawiać, to może popiszemy.
* A nie boisz się, że ktoś ci jaja urwie? – zażartowałam pamiętając naszą pierwszą rozmowę, gdzie na każdym kroku powtarzał to samo.
* Fabio śpi, więc o niego jestem spokojny. Gorzej z Noelą, bo nie wiem, co ona robi.
* To samo, co on.
* No to ja nie widzę problemu.
* Ale, jak przyjdzie rachunek za telefon, to t mi za niego płacisz.
* Dlaczego?
* Przecież nie ma cię w Hiszpanii, a Sms- y za granicę są dosyć drogie.
* To ja może jednak będę ci życzyć dobrej nocy, a pogadamy, jak wrócę. Kibicuj i słodkich snów.
* Na pewno będę, bo mnie Noela zmusi i nawzajem. – po czym odłożyłam telefon na szafkę nocną, a sama usnęłam.

NOELA ( rano)

     Moje ręce, nogi, szyja i cała reszta. Jak boli. Jednak chyba trzeba było posłuchać Sandry i tyle nie biegać. Ale nie, ja zawsze wiem lepiej, ja się nikogo nie słucham. Szkoda, że potem najczęściej żałuję, że jednak choć raz nie zrobiłam tak, jak ktoś mi doradził. To jest ten moment, kiedy tego żałuję. Cudem zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Odkręciłam wodę i wzięłam prysznic. Nie powiem, chłodna woda trochę mnie obudziła i złagodziła zakwasy, ale to dalej nie to. Będzie mnie to dziś w pracy bolało. W sensie dosłownym, jak i przenośnym. Ubrałam się. Ciepełko wróciło do Madrytu. Ciekawe, jak będzie na weekendzie.
    Dalej obolała poszłam do pokoju San. Spała, co mnie wcale nie dziwiło. Co by jej tu zrobić. Wiem. Położyłam się koło niej i weszłam pod kołdrę, którą była przykryta. Przytuliłam się do niej.
- Skarbie wstawaj. Trzeba iść do pracy. – wyszeptałam jej do ucha. Może mnie nie zabije.
- Sergio, jeszcze chwilę. Może ja zrezygnuje z pracy w końcu jesteś piłkarzem. Utrzymasz nas, a ja ci wychowam gromadkę dzieci. – szok. Otworzyłam oczy najszerzej, jak tylko mogłam. Nie minęła minuta, a ja zwijałam się ze śmiechu na dywanie w pokoju mojej przyjaciółki. Obudziła się, kiedy mnie usłyszała. Jej reakcja była oczywista. Poderwała się z głośnym piskiem i wylądowała na podłodze. A ja co? Zaczęłam śmiać się jeszcze głośniej. Poczęstowała mnie wzrokiem rasowego mordercy, po czym zaczęła się drzeć. – Ty mendo! Czy ty jesteś normalna, krowo?! I przestań się ze mnie śmiać, przecież chyba nic nie powiedziałam, żebym aż tak się zbłaźniła! – przestałam się na chwilę śmiać, popatrzyłam się na nią i znowu wybuchłam. – No oświeć mnie. Z czego się tak cieszysz? – wysyczała na koniec w moim kierunku.
- Haha … Sergio jeszcze chwilę. Haha … Ty zarabiaj, ja rodzę ci dzieci. Haha … No nie mogę. – odpowiedziałam co chwila przerywając śmiechem. Ona chyba jednak zrozumiała, co powiedziałam, bo zbladła na twarzy. Po woli zaczęłam się uspokajać.
- I na pewno tak powiedziałam. – zapytała patrząc tępo przed siebie.
- Tak.
- I nie usłyszałaś niczego źle?
- Nie.
- Ale jesteś pewna? – tu popatrzyła na mnie.
-  Tak.
- Ty krowo! Ja ci dam „skarbie wstawaj”! – po czym rzuciła się na mnie z jakże bojowym okrzykiem „Aaa!”.
     Zrobiłam nam  śniadanie. Za chwilę do kuchni weszła obrażona Sandra. To będzie ciekawy dzień.

FABIO ( godzina dziesiąta, trening)

     Ciekawe ile i czy w ogóle wygramy drugi raz ze Stambułem. Mam nadzieję. Tak wiem, dobrze wychodzi mi udawanie, że myślę o turnieju. Tak naprawdę do mojej głowy weszła pewna szatynka i w cale nie chce wyjść. Cały czas myślę co ona może teraz robić. Sergio mi powiedział, że to nie prawda, co mówi Carme. Sam już nie wiem, komu wierzyć, ale chyba raczej chłopakowi. Yhh … Byłoby mi łatwiej, gdyby powiedział od kogo to wie. No trudno. Zapiera się, jakby od tego zależało jego życie.
    Biegam i biegam i nudzi mi się już. Mou mógłby wymyślić jakieś nowe ćwiczenie…
Po treningu
      Ludzie, czy ja powiedziałem, że Mou mógłby wymyślić coś innego niż bieganie? No niech on lepiej nie myśli. Właśnie zwlekamy się z treningu do szatni. Ja już nic nie chce, tylko odpocząć i pić.
   Po tym, jak się przebraliśmy wróciliśmy do hotelu. Od razu z Sergio i Ikerem , dzielimy razem pokój, padliśmy na łóżka, jak nieżywi.
- Ile mamy czasu? – wyjęczałem.
- Która godzina? – zapytał Iker.
- Piętnasta. – odpowiedział Ramos
- To trzy godziny, bo o osiemnastej zaczyna się trening przed meczem. – poinformował kapitan.
- Umrę. – Ramos.
- Nie tylko ty. – jęknąłem. – Co będziecie teraz robić? – zapytałem, żeby zmienić temat.
- Nie wiem, ale wiem, co ty będziesz robić. – stwierdził Casillas.
- Co? – zdziwiłem się.
- Idziesz zadzwonić do Noeli. – odpowiedział.
- No już dobra. Zadzwonić mogę. – po czym podniosłem się z jakże wygodnego, w tym momencie, łóżka hotelowego i pomaszerowałem na ławkę przed budynek. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem.
~ Słucham. – zapytała dziewczyna.
~ Hej Noe. – odpowiedziałem. Zapadła chwila ciszy.
~ Co chciałeś? – pierwsza ją przerwała. Nie wiem tylko, dlaczego była taka oschła.
~ Chciałem zapytać, czy będziesz oglądać dzisiejszy mecz. – odpowiedziałem.
~ Nie wiem, czy znajdę czas. – dlaczego ta obojętność w jej głosie tak strasznie boli?
~ Noe, dlaczego jesteś taka niemiła? – zapytałem.
~ Bo nie mam powodu, żeby być. Jeżeli ci coś nie pasuje, to zadzwoń do Carme.
- Noe poczekaj. – ale to już powiedziałem do siebie. Tracę ją. I ta świadomość tak cholernie boli. Dopiero ją znalazłem, a już czuję, że ją straciłem. Nie chcę, ale bardziej nie chcę, żeby coś jej się stało. Nawet nie wiem, kiedy wróciłem do pokoju. Siedziała w nim chyba cała ekipa. Grają w Fife.
- Grasz z nami? – zapytał na wstępie Gonzalo.
- Nie mam ochoty. – odpowiedziałem, po czym weszłam do kibla trzaskając za sobą drzwiami.

SERGIO

- Co się stało? – zapytał Cris zaraz po „wkroczeniu” Fabio do toalety. Mocne było to wejście, a może raczej wyjście …
- Zadzwonił do Noe. – odpowiedziałem, po czym wręczyłem mojego pada Pepe. – Zaraz wracam. – dodałem na odchodnym. Wyjąłem telefon i wykręciłem numer pewnej osoby.
~ Wiem, dlaczego dzwonisz. Nie musisz nic mówić. Nie wiem, o co chodziło Noeli. – powiedziała na wstępie San.
~ On się załamał. – odpowiedziałem tylko.
~ Ona mi chyba nie uwierzyła. Dalej myśli, że Fabio spotyka się z jej siostrą.
~ Kurwa. Musimy coś zrobić.
~ Ale co?
~ Nie wiem, ale coś wymyślę. Powiem ci, jak wrócę do Madrytu, a teraz kończę, bo zaraz wyślą za mną patrol. – próbowałem zażartować, ale średnio mi to wyszło.
~ Obiecaj mi tylko jedno, że zrobimy wszystko, żeby oni byli razem.
~ Obiecuję, a teraz spadam. Pamiętaj, żeby oglądać.
~ Dobrze, powiedz Fabio, żeby się nie przejmował. Ona zobaczy. Pa
~ Pa. – po czym wcisnąłem czerwoną słuchawkę i wróciłem do pokoju.


NOELA (20 : 30)

     Po telefonie od Fabio mój dobry humor poszedł i nie chce wrócić. Nie wiem, dlaczego tak zareagowałam, ale w głębi ducha cieszyłam się, że do mnie zadzwonił. Czy będę oglądać mecz? Oczywiście. Przecież nie mogę tego przegapić. Siedzimy właśnie z San na kanapie i czekamy na pierwszy gwizdek w tym meczu. Mam nadzieję, że wygrają. Nie ma inne opcji.
Po meczu
     Przegrali, ale przechodzą dalej! Są niesamowici. Dali dobry przykład na to, że należy zawsze walczyć do końca. Kocham ich, a szczególnie pewnego blond - włosego Portugalczyka. Ech. Dlaczego życie jest takie do dupy? 

___________________________
Dodałam wczoraj rozdział, ale nie sprawdzony. 
Sprawdziłam i stwierdzam, że jego jakość jest jako taka, ale nie najgorsza. 
Od razu mówię, że nie wiem, jak będzie na wakacjach. Możliwe, że będę musiała tymczasowo zawiesić bloga. Pewnie będę coś dodawać, ale na pewno nie co tydzień. Dlaczego? Nie będę miała kiedy dodawać, bo z Wrocławia przyjeżdża moja najlepsza przyjaciółka i pewnie będziemy siedzieć cały dzień na polu. Nie wiem jeszcze, jak to będzie.