czwartek, 30 maja 2013

Seção Quarto: "Jesteś moim aniołem stróżem."


Siemanko!!! Wiem, że późno, ale jest jeszcze 30.05 ^^.
Nie podoba mi się ten rozdział wcale, a wcale. Może się wam spodoba i w końcu zaczniecie komentować :(

P.S. Nie wiem, czy w Hiszpanii z policją tak jak u nas, więc przepraszam za niedomówienia.
Muzyka.

P.S. 2 Nie wiem również, czy rozdział pojawi się 6.06, bo jadę wtedy do Warszawy, a ode mnie to jakieś 200 km, więc wiadomo. Postaram się, żeby był wcześniej :).


NOELA
 

        Ze spotkania z Fabio wróciłam po dwudziestej czwartej. Byłam strasznie zmarnowana, po tej „przygodzie”. Jak to było? Otóż Fabi ciągną mnie na wszystkie maszyny. Najpierw Były samochodziki, potem dom strachów (pieprzone pająki i jeszcze bardziej pieprzona arachnofobia !! ) , następnie uparł się, że musimy coś zjeść i tak chodziliśmy i jedliśmy… W końcu wypalił z pomysłem rollercoaster ’a . Mówiłam mu, że to nie najlepszy pomysł, jak dla mnie po takiej ilości chlania. Tłumaczyłam, jak czemu dobremu, że mam swoje granice. Ale nie… Mnie nie trzeba słuchać, bo po co. Powiedział, zacytuję „ Oj chodź, masz uprzedzenia. Wcale nie skończy się tak źle, a potem będziesz żałować, że nie poszłaś.” No i głupia poszłam. Skończyło się na tym, że zarzygałam połowę ludzi siedzących za mną. Nie był to najmilszy widok. Kiedy wróciłam do domu, byłam tak zmarnowana, że nie marzyłam o niczym innym, jak najwygodniejsze miejsce świata – moje łóżko.
   Jest godzina dwunasta w południe. Nie chce mi się niczym ruszać. No, ale trudno. Sandra jeszcze śpi, skorzystam z okazji i się wykąpię. O taak. Gorąca woda na pewno dobrze mi zrobi. Wybrałam jakieś ubranie i poszłam do łazienki. Odkręciłam kurki i ustawiłam wodę tak, aby była gorąca, ale nie za bardzo. Nalałam różanego płynu, żeby zrobić pianę. Rozebrałam się i weszłam do wanny. Zrobiło mi się tak dobrze. Jakby wszystkie problemy spłukiwała ze mnie woda. Kocham ten stan. Niechętnie wyszłam z wystygniętej już wody. Przewinęłam się ręcznikiem i wysuszyłam włosy. Pomyślałam, że dziś je wyprostuję. Ubrałam się i poszłam obudzić Sandrę. Otworzyłam drzwi do jej pokoju. Widok, jaki zastałam omal nie połamał mi serca, a krew w żyłach przestała płynąć. Moja najlepsza przyjaciółka leżała na mokrej jeszcze poduszce z zaczerwienionymi od płaczu oczami.  Podeszłam powolutku do niej i usiadłam na skraju łóżka.
- Sandra. – szturchnęłam ją lekko w ramię. – Skarbie. Nie płacz. – dziewczyna przebudziła się i pierwsza reakcja z jaką spotkałam się z jej strony było przytulenie mnie. Wzmocniłam uścisk.
- Dlaczego życie jest takie do dupy?- wychlipała w moje ramię.
- Nie wiem. Tak chyba musi być. – starałam się ją uspokoić. Miałam w dupie to, że cała moja bluzka robi się mokra. – Powiesz mi, co się stało? – zapytałam po chwili spędzonej w ciszy.
- Zakochałam się. – wyszeptała w moje ramię. – Jak jakaś skończona idiotka. Najgorsze jest to, że wiem, iż on nigdy nie odwzajemni mojego uczucia.
- Nie martw się. Świat jest pełen takich przypadków. – kontynuowałam. – Jeden właśnie cię przytula. – dodałam i uśmiechnęłam się lekko, bo Sandra popatrzyła się na mnie.
- Mówisz o tobie i Fabio? – zapytała. Pokiwałam głową. – Kretynko! Przecież na kilometr widać, że mu na tobie zależy, jak cholera. – mówiła, a po mojej twarzy spłynęła pierwsza łza.
- Zależy, ale jak na młodszej siostrze. – powiedziałam spuszczając wzrok.
- Podsumowując. – przerwała jakże męczącą ciszę. – Obie wpadłyśmy, jak małolaty. – zaśmiałam się na to stwierdzenie.
- Powiesz mi, kto to? Zdążyłam domyśleć się tylko, że to jeden z Galaktycznych.
- Ramos. – szok.
- Dobra! Koniec użalania się nad sobą! Zarządzam lody i wyciskacza łez, a wieczorem imprezka. – powiedziałam uradowana swoim pomysłem.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach. – odpowiedziała uśmiechając się lekko i ścierając łzy z policzków. – Jeden problem. Nie mamy lodów i filmów.
- Dlatego właśnie, następne co masz do wykonania to ubranie się i pójście ze mną po prowiant. – powiedziałam. – I nie przyjmuję odmowy, bo to rozkaz. – dodałam po chwili.
- Tak jest, pani kapitan. – Sandra zasalutowała, po czym poszła się przebrać. Poszłam do mojego pokoju i przebrałam zamoczoną część ubrania na nową. Ubrałam buty i czekałam. Jak się okazało nie musiałam tego robić długo, ponieważ moja blond przyjaciółka po chwili stała już koło mnie. W drodze do sklepu postanowiłam się dowiedzieć, czy mam zabić kretyna, którego mija San, nie wiadomo, jak obdarzyła największym uczuciem, jakie istnieje. W drodze do sklepu postanowiłam sprawdzić, za co mam zabić Ramosa.
- San, powiesz mi, co ten kretyn ci zrobił? – zapytałam po cichu. Dziewczyna spuściła głowę.
- Wrzucił mnie do fontanny i śmiał się tak, że ledwo się pozbierał. – zginiesz. Obiecuje ci, że zginiesz śmiercią tragiczną z niewyjaśnionych przyczyn idioto! Moja przyjaciółka już więcej nie będzie płakać z twojego powodu.
- Nie płacz. Nie warto. – powiedziałam przytulając ją do siebie. Doszłyśmy do sklepu. – Jakie bierzemy? – zapytałam przy lodówce.
- Czekoladowe, truskawkowe i waniliowe. – odpowiedziała „nurkując” w maszynie. Kupiłyśmy lody, chipsy, napoje i słodycze i wróciłyśmy do domu. Tam, w kuchni Sandra zaczęła rozpakowywać nasze zakupy. Pomyślałam, że warto powiedzieć Ramosowi, że jego życie dobiega właśnie końca. W tym celu udałam się do mojego pokoju. Zamknęłam go i dla pewności, że Sandi mnie nie zobaczy włączyłam muzykę. Wybrałam numer Fabio.
~ No cześć piękna. – powiedział na wstępie.
~ Gdzie jesteś? – zapytałam nie zważając na to, że się nie przywitałam.
~ Co tak nerwowo. Jestem z chłopakami u Ramosa.
~ Jeżeli jest w pobliżu, to daj mi go do telefonu.

FABIO


Nie wiem, co się stało Noeli, ale słyszę, że jest nieźle wkurwiona. Lepiej nie ryzykować.
- Ramos, nie wiem, co ty jej zrobiłeś, ale jest mocno zła. – powiedziałem na wstępie. Wszyscy w pokoju siedzieli cicho.
~ Halo? – powiedział niepewnie Serdzi.
~ Ja ci dam halo. Ja ci dam kurwa HALO!!! – krzyk był tak głośny, że stoper musiał odsunąć słuchawkę od ucha.
~ Dowiem się, co zrobiłem, że tak cie zdenerwowałem? – zapytał przerażony.
~ Ty się jeszcze pytasz, co zrobiłeś?! – krzyk był tak głośny, że nie trzeba było włączać głośnika. – Ja ci powiem, ty kretynie! Wrzuciłeś Sandrę do fontanny! To zrobiłeś ty idioto!
~ Ej, ej. Spokojnie maleńka. Przecież dobrze wiesz, że zasłużyła. – powiedział lekko podirytowany.
~ Nie mów do mnie maleńka! Nie masz takiego prawa, bo ci na to nie pozwoliłam! A wracając. Ty zadufany w sobie, narcystyczny, skretyniały palancie! Ja ci dam zasłużyła skurwielu! Żebym ja ci nie powiedziała, na co ty sobie zasłużyłeś dupku! – ile ona jest w stanie wymyślić epitetów na raz? Pewnie wyglądaliśmy z chłopakami jak idioci.
~No powiedz, na co zasłużyłem!
- Igrasz z ogniem Sergio. – mruknął Karim tak, aby Noe nie usłyszała.
~ Ty idioto! Jak cie tylko znajdę, to wykastruje tępymi nożyczkami i powieszę twoje jajka, jako największe trofeum przed wejściem na Santiago Bernabeu.! – jej złość chyba osiągnęła już chyba swoje apogeum. Na jej groźbę zaczęliśmy dławić się z chłopakami własnym śmiechem.
~ Dowiem się chociaż, za co? Bo jestem pewny, że to nie, za tą fontannę.
~ Oczywiście, że nie, ty zapatrzony w siebie dupku i nie widzący innych dokoła!
~ Możesz przestać mnie wyzywać i powiedzieć, o co ci do jasnej cholery chodzi?! – upss. Ramos nie krzycz. Sam na siebie w ten sposób wydajesz wyrok.
~ Ty skretyniały debilu z niewyparzoną gębą! Powiedziałam, że twoje jaja będą wisieć?! No to ty zawiśniesz koło nich! – czy myśmy myśleli, że ona krzyczy. No to wtedy to był tylko podniesiony głos. Nie wiedziałem, że na to ją stać. – Powiem, jak będę chciała, a teraz mnie posłuchaj i się nie odzywaj. Zrobiłeś mojej San największe świństwo, jakie tylko mogłeś i nie, nie mówię o fontannie. – syknęła. Jaka ona jest przewidywalna. Stoper właśnie otwierał, cytuję, swoją „ niewyparzoną gębę”. Tak, na pewno spodoba mi się to określenie.
~ To, o co, ci do jasnej cholery chodzi?! Co ja jej niby zrobiłem?!
~ Gówno! Mówiłam, chamie, nie mów do mnie takim tonem! Radze ci, do póki nie dowiesz się, co zrobić, żeby to naprawić, nie wchodź mi w drogę! – zagroziła, po czym się rozłączyła.
- Masz się dowiedzieć, o co jej chodzi. – powiedział Sergio, oddając mi telefon. Aha. Akurat, już biegnę do rozwścieczonej Noe. Ma szczęście, że nie pofatygowała się do nas, bo na prawdę mogłoby być z nim źle.
- Mniejsza. Nie po to tu przyszliśmy. – przerwał Iker. – Pokażesz nam ten list? – powiedział wyciągając rękę w moją stronę. Pogrzebałem chwilę w kieszeni, po czym podałem kawałek papieru kapitanowi. Przeczytał raz, drugi, po czym podał dalej.
- I co ja mam zrobić? Nie chce, żeby jej się coś stało, bo ją kocham. – ukryłem twarz w dłoniach. Pomimo, że nic nie widziałem, byłem pewny, że wszyscy na mnie patrzą.
- Myślę, że to jakiś głupi kawał. Pewnie jakieś napalone małolaty zobaczyły cię z nią w parku, albo kiedykolwiek indziej. Jeżeli to się nie powtórzy, to możesz być spokojny, ale jeżeli nie daj Boże znów ktoś coś takiego zrobi, to wznowimy naszą działalność. – powiedział Karim.
- Taa, pamiętam. Tylko, że tym razem Szpiegowski Zakład Pomocy „Królewscy” może nic nie dać. – powiedziałem z nutą ironii.
- Śmiesz w nas wątpić?- zbulwersował się Marcelo.
- To znaczy, wiesz Marcelo … Szukanie zaginionych ciastek, a groźby to dwie zupełnie różne rzeczy. – powiedziałem, jak najspokojniej się dało.
- Zawsze można spróbować. I wiesz, co? Wznawiamy działalność od teraz. Idziemy do ciebie i siedzimy w ogrodzie, udając, że mamy imprezę nad basenem, a tak naprawdę będziemy obserwować, czy nikt niepożądany nie kręci się wokoło twojego domu. – powiedział Cris.
- Jak tam chcecie. – mruknąłem w odpowiedzi. Wstaliśmy i pojechaliśmy do mnie uprzednio zahaczając o jakiś sklep. Jakby Mourinho zobaczył, co będziemy dziś jeść prześwięciłby nas. Na pewno. Jestem ciekawy, jak oni będą zamierzali jutro wstać, bo uznali, że muszą być wiarygodni i wykupili chyba pół alkoholowego. Nie ma to, jak impreza w niedziele.

NOELA ( po „rozmowie” z Sergio)

   Jaki z niego jest zapatrzony w siebie, narcystyczny, skretyniały buc. Takich powinno się odizolować od świata, bo jestem pewna, że źle wpływa na środowisko, w którym żyje. Dobra, spokojnie Noela. Musisz bardziej nad sobą panować, bo taka złość nie wpływa dobrze na twoją i tak już nadszarpniętą psychikę. Wyłączyłam muzykę i poszłam do salonu. Sandra już tam siedziała. Jako wyciskacza łez wybrałyśmy tradycyjnie „Titanica”. Na co dzień nie lubimy takiego gatunku, ale rozumiecie. Stan kryzysowy zapanował. Po skończonym „seansie” wyglądałyśmy, jak dwa chodząc nieszczęścia. Poszłyśmy się ogarnąć (ja), a że była osiemnasta, od razu postanowiłyśmy przygotować się na imprezę. Kiedy byłyśmy już gotowe była dziewiętnasta. San naprawdę potrafi długo siedzieć w łazience. Poszłyśmy do samochodu. Podróż na starówkę Madrytu zajęła nam piętnaście minut, a poszukiwania klubu pięć. Weszłyśmy do środka i od razu przywitał nas huk muzyki.

FABIO ( kiedy dziewczyny oglądały Titanica)

    Wiedziałem. No wiedziałem, że to się tak skończy. Mieliśmy obserwować, czy ktoś podejrzany nie kręci się, koło mojego domu, ale oni nie. Musieli się schlać, a teraz ja ( wiedziałem, że to zły pomysł, więc nie piłem) i Iker ( nie ma to, jak katar) po dwóch godzinach musimy pilnować schlanych panienek. Czy oni nie maja swojego rozumu? Jeszcze ten grill. Jakby nas teraz Mou zobaczył, to by nas chyba wszystkich na rozstrzelanie wysłał.
- Iker, ja już dłużej z nimi nie wytrzymam. Bierz moje kluczyki i rozwoź pojedynczo, a ja będę w tym czasie pilnował reszty. – powiedziałem. Czułem, że jak zaraz wszyscy nie znikną mi z oczu, to … - Jak Boga kocham, tak ich wszystkich Jose podkabluje.
- Dobra, już ide. – powiedział. – Aha. I jak już będziesz szedł do trenera, to weź mnie ze sobą. Jako kapitan drużyny mogę wyznaczać karne treningi. – dopowiedział.
- Z wielką przyjemnością.
    Postanowiliśmy, że zaczniemy od tych, którzy mieszkają najdalej. Wzięliśmy więc pana Ronaldo za fraki i wpakowaliśmy go na tylne siedzenie mojego samochodu.
- Chłopaki, chyba za dużo wypiłem. Będę rzygaać. – wystękał.
- Jeżeli zarzygasz mi samochód, to obiecuje, że będziesz go czyścił własnymi rękami. – wysyczałem. Kapitan odjechał, a ja wróciłem do środka, żeby mi te panienki nic nie zrobiły z domem.  Poszedłem od razu do ogrodu. Nie było tak źle, jak się spodziewałem.  Nie byli w stanie się poruszyć, tak się schlali. Na szczęście, jak dla mnie. Nie wiem, jak można w trzy godziny się tak schlać. Usiadłem na stołku ogrodowym i obserwowałem tych popaprańców. Marcelo przytulał się do Karima. Francuz coś mu śpiewał. Albo mi się wydawało, albo ta piosenka była o miłości. Nie wiem, co by na to powiedziała Clarisse. Ba, co ona powie, jak zobaczy go w takim stanie. Biedny mały Brazylijczyk. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Pepe właśnie udawał … tak na prawdę nie wiem, co udawał, ale stał na trampolinie, rozłożył ręce i …
-Pepe! Nie skacz do basenu, bo … - skoczył.- … nie wsiądziesz do mojego samochodu, bo go zamoczysz. – dodałem zrezygnowany.
- Jestem Syreną!
- Wyłaź cwelu z tej wody!
- Ale syrenki nie mogą żyć bez wody! – zawył. Moja cierpliwość się kończy!
- Syrenki tak, ale ty nie jesteś syrenką.
- Kłamiesz! – no to koniec. Portugalczyk się obraził. Zaraz, zaraz … Iker wrócił! Za chwilę bramkarz był już przy mnie.
- To teraz Marcelo? – zapytał. – Aha. I będziesz musiał chyba wyczyścić tapicerkę. Ronaldo zarzygał.
- Zabije. – wysyczałem. – Nie. Nie budź Marcelo. Niech śpi. Pomóż mi wyjąć tą syrenkę z basenu. – kiwnąłem głową w kierunku osobnika, który zaraz całkowicie wyprowadzi mnie z równowagi. – Nie pytaj, bo sam nie wiem. – dopowiedziałem, kiedy zobaczyłem pytający wzrok kapitana.
- Dobra, nie zamierzam. – tym zakończył naszą wymianę zdań. Podeszliśmy do basenu. Po pięciu minutach, ale nie pytajcie, bo nie wiem, jak , wyciągnęliśmy Pepe z mojego basenu. Nie zwracałem już uwagi na to, że jest cały mokry. Po prostu władowałem go do samochodu. Dobrze, dwóch pojechało, zostało jeszcze pięciu. Wracając do tego, co kto robi … Więc Marcelo i Karim teraz spali. Gonzalo … oświadcza się właśnie kwiatkom ( a ja głupi myślałem, że on należy do tych normalnych). Mesut leży na trawie i dalej żłopie wóde, tylko, że teraz już nie męczy się z kieliszkiem. Tsaa … W końcu niektórym z gwinta smakuje lepiej. A Sergio … Sergio właśnie … usiadł (mniej więcej) … tam, gdzie ja siedziałem przed chwilą. No trudno, byle by był tylko święty spokój. Przyczołgałem sobie drugi leżak i postawiłem go obok stopera. Dlaczego? Bo tam był najlepszy widok, na całą tą bandę dzieciaków. Yhh … Czuje się, jak przedszkolanka.
- Zimno mi . – wybełkotał osobnik siedzący koło mnie.
- Jesteś drugi w kolejce, do odwiezienia. Wytrzymasz. – powiedziałem opierając twarz na dłoniach. Jeszcze chwile i wybuchnę.
- Wiesz, co. Ta twoja dziewczyna to niezła dupa. – znów zaczyna. – Jak jej się z tobą nie uda, to możesz wysłać ją do mnie. – podniosłem gwałtownie głowę i popatrzyłem na niego z chęcią świeżej krwi wypisaną na twarzy.
- Jeżeli zaraz się nie zamkniesz, to nawet twoje fanki ci nie pomogą.
- No oj nie złość się. Taki towar nie powinien się marnować. – powiedział, pokazując rządek swoich białych zębów, które zaraz wylądują na trawniku. – Swoją drogą może mi uda się ją szybciej zdobyć niż tobie.
- Orzesz ty! Zabije! Ty sukin kocie! – darłem się. W momencie, kiedy wstawałem, żeby dobrać się do tego cwela zjawił się Iker. Ten to ma wyczucie czasu. Pociągną Sergio za rękę, tak, że nie zdążyłem go złapać i w tempie natychmiastowym zaciągną go do samochodu. I tak go jeszcze dorwę. Albo lepiej. Napuszczę Noele. Usiadłem na krześle i obserwowałem pozostałą gromadkę. Jeżeli ktoś może mnie tak wkurzyć, jak teraz, to zdecydowanie tylko i wyłącznie Ramosiątko. Nie wiem, czy on taki głupi, czy to te procenty, ale podobno głupcy i pijani mówią prawdę. No tak. Siedziałem tak i myślałem, co teraz może robić moja przyjaciółka, kiedy wrócił mr. C.
- Jestem, dużo ich jeszcze zostało? – zapytał na wstępie.
- Nie. – warknąłem.
- Co on ci zrobił, że ty jesteś taki wściekły? – zapytał zaskoczony moim tonem.
- Nic. – nic się nie zmieniło w sposobie, w jaki wyrzucałem z siebie pojedyncze słowa.
- Chodzi o Noele? – popatrzyłem na niego w taki sposób, że już nawet na moją odpowiedź nie czekał, tylko po prostu wziął się za zabieranie Niemcowi flaszki z wódką. Po chwili, w której nie szczędzili sobie wyzwisk pod swoimi adresami udało mu się wyrwać mu butelką. I w tym momencie stało się coś, czego wszyscy najmniej się spodziewali. Mesut się rozryczał. Dosłownie. Łzy spływały mu strumieniami po policzkach. Popatrzyliśmy na siebie z Ikerem , nie rozumiejąc, co się właśnie stało, że wywołało u niego taką reakcję.
- Nikt mnie nie rozumie. Nawet moi przyjaciele. Chyba ożenię się  z wódką. Tylko ona mnie rozumie. – zaczął łkać w moje ramie.
- Dobra. Twój samochód jest już mokry, zarzygany, teraz, jak wsadzisz sobie tą bekse, to możesz od razu pożegnać się z zagłówkami, bo mogą być podrapane w napadzie szału. – powiedział Iker. Popatrzyłem na niego coraz bardziej wkurzony. Zapamiętać na przyszłość. Nie poświęcać samochodu, żeby odwozić zalanych królewskich do domów. Zamówić tylko taksówkę. Niech się inni męczą. Po godzinie wszyscy byli już w swoich domach. Iker wrócił do mnie i wszedł do salonu, gdzie piłem cole. Minie dużo czasu, zanim choćby spojrzę na procenty. Kapitan usiadł na kanapie, koło mnie.
- Co masz zamiar teraz zrobić? – zapytał po chwili milczenia.
- Czekać na następne ostrzeżenie i zastosować się do niego. – odpowiedziałem patrząc w wyłączony telewizor. Nastała kolejna cisza. Wie, że moja odpowiedź go nie usatysfakcjonowała. Ale ja nie mogę nic innego zrobić.
- Dlaczego?
- Bo mam związane ręce. Nie mogę nic więcej zrobić. Policja? A jaką mam pewność, że pomogą? Przecież wiesz, jaką mamy policje. Nie chce, żeby jej się coś stało. – ukryłem twarz w dłoniach.
- Rozumiem.

 NOELA

Jest już coś koło dwudziestej pierwszej. Czuje, że jestem wstawiona. Sandra jeszcze się trzyma, ale Sandra to Sandra. Ma zajebiście mocny łeb, ale to już chyba mówiłam kiedyś tam … Po godzinie naszego pobytu tutaj dosiedli się do nas jacyś kolesie. Nawet ładni tylko … tylko cały czas porównuje ich do Fabio. Właśnie, ciekawe, co on teraz robi. Może myśli o mnie, tak jak ja o nim. Złudne nadzieje. Właśnie tańczę z .. Marco? Tak, chyba właśnie tak ma na imię. Jest przystojny, ale to nie Fabi. Coentrao, coś ty ze mną zrobił. Jak tyś to zrobił? Ja się nie zakochuje, to we mnie się zakochują.
- Idziemy do stolika? – zapytałam go po jakimś czasie.
- Oczywiście. – odpowiedział szczerząc się. Zaczynają mi te jego zęby działać na nerwy. Poszliśmy do Sandry i … Jose? Możliwe, że tak on się nazywa. Usiadłam po prawej stronie Sandry i wzięłam mój drink do ręki. Napiłam się go i z powrotem odstawiłam. Wiem, że nie powinno się na takich imprezach zostawiać napojów, a potem je pić, ale kiedyś miałam do czynienia z dragami i wiedziałabym, że coś z napojem jest nie tak, a poza tym San tu siedziała, więc spokojna moja rozczochrana. Po jakichś następnych dwóch godzinach poczułam się strasznie zmęczona.
- San możemy już iść? – zapytałam ją próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
- Myślałam, że już nigdy nie zapytasz. – powiedziała z ulgą. – Ej, chłopaki my już idziemy. – powiedziała do nich, po czym wstałyśmy i skierowałyśmy się do wyjścia. Na zewnątrz usiadłyśmy na jakiejś ławce po to, abym mogła zadzwonić po taksówkę. Po chwili zobaczyłam, jak Marco i Jose idą w naszą stronę.
- Natrętni się zbliżają. – usłyszałam głos San.
- Musicie już iść? – zapytał Marco.
- Fajnie nam z nami było. Bez was pewnie będzie nudno. – powiedział drugi. Taxi przyjechała!
- Taksówka już jest. Musimy iść. Do zobaczenia. – wyratowała nas moja przyjaciółka. Po piętnastu minutach byłyśmy w domu, a potem w łóżku.

PO ODJEŹDZIE DZIEWCZYN
- Dzwoń do Carme. Musi dać nam ich numery, b nie udało nam się ich zdobyć. Powiedz jej od razu, że możemy spełnić jej prośbę.

NOELA (rano)

Mój łeb! Jak boli. Zwlekłam się jakimś cudem i odsunęłam rolety w pokoju. To był błąd. Słońce od razu mnie oślepiło. Wzmogło to ból mojej głowy. Poczłapałam do kuchni. Siedziała w niej Sandra. Tej to dobrze. Ona chyba nigdy nie miała kaca. Podeszłam do stołu, na którym leżały tabletki i zimna woda.
- Jesteś moim aniołem stróżem. Dziękuje. – wyszeptałam bojąc się, że głośniejszy ton może rozerwać pozostałości po moim mózgu. Połknęłam tabletki i od razu udałam się do łazienki. Zmyłam pozostałości po moim wczorajszym makijażu i od razu weszłam pod zimną wodę. O taak. Tego mi trzeba. Ubrałam się. Dziś znów było chłodniej. Nie wiem, co dzieje się z tą pogodą. Poszłam do salonu, gdzie siedziała blondynka.
- Która godzina? – zapytałam na wstępie. Chyba mnie wcześniej nie usłyszała, bo właśni odwróciła głowę w moją stronę, po czym przyciszyła telewizor. – Nie trzeba, tabletki już zaczynają działać. – uśmiechnęłam się do niej.
- Czternasta. – odpowiedziała odwzajemniając uśmiech.
- Od której nie śpisz? – zapytałam zaskoczona późną porą.
- Od dziesiątej.
- Obrazisz się, jak zadzwonię do Fabio? – zapytałam.
- No pewnie, że nie.- wróciłam do swojego pokoju i od razu wybrałam numer Portugalczyka. Po kilku sygnałach odebrał.
~ Słucham maleństwo? – na serio? Od razu na wstępie maleństwo?
~ Nic wielkoludzie. – usłyszałam, jak się śmieje. – O której będziesz wolny? Spotkamy się dziś? Mam wolne w pracy, bo wczoraj byłyśmy na imprezie.
~ Wiesz … Za niedługo drugi ćwierćfinał. Muszę dużo ćwiczyć. Nie mogę zawieść, więc raczej dziś również się nie zobaczymy. – czy on się wykręca?
~ Szkoda. – odpowiedziałam. – Ćwicz i nie przejmuj się mną. – dopowiedziałam, po czym się rozłączyłam. Nie chcę słuchać jakichś bezsensownych wymówek. Wróciłam do San.
- Coś się stało? – zapytała widząc, że nie jest ze mną źle.
- Nic, po prostu nie chce mnie dziś widzieć. – odpowiedziałam.
- Tak ci powiedział? – uniosła jedną brew.
- Taki był przekaz. – powiedziałam. – Nie pytaj. Proszę. – dopowiedziałam widząc jej minę. Nic już nie powiedziała. Zajęłyśmy się telewizorem. To znaczy Sandra, bo ja myślałam o pewnym blondynie.

FABIO

- Noe? – rozłączyła się.
- Coś się stało? – zapytał Sergio wchodząc do szatni. Zmroziłem go tylko spojrzeniem, po czym wyszedłem na murawę. Była tam już spora część królewskich. Był też Iker. Usiadłem koło niego.
- Dostałem następny list. To coś mnie pochwaliło i powiedziało, że dobrze się spisuje.
- Nie jesteś zadowolony? – zapytał ironicznie.
- Iker, ja nie chce jej znów stracić. 

______________________________________

No ludzie no. Nie mogłam się powstrzymać, takiego słodkiego dzieciaka ma Marcelo.






 

 ENZO, JESTEŚ TAK WŁOCHATY, JAK TWÓJ TATA :D

czwartek, 23 maja 2013

Seção Terceiro : "Aaa ... Freddie Mercury zmartwychwstał!"



Fabio

     Zabrałem Noe do parku i już od jakichś trzydziestu minut chodzimy alejkami rozmawiając o wszystkim i o niczym. Podczas tego spaceru zdałem sobie sprawę ile ta dziewczyna tak naprawdę dla mnie znaczy. Każdy jej uśmiech, nawet najmniejszy gest jest dla mnie bardzo ważny. Może to banalne i zabrzmi, jak parodia jakiegoś ckliwego romansidła, ale chciałbym, aby ta dziewczyna co wieczór zasypiała, a rano budziła się przy mnie. Żeby już zawsze była. Cała tylko dla mnie. Kocham ją do białej gorączki. Jest tylko jeden problem.  Wiek. Pieprzona różnica lat. Dla mnie to tylko liczba, ale nie wiem, jak dla niej.
- Co cię tak męczy? – zapytała dziewczyna.
- Nic. – odpowiedziałem chwilę za szybko. Ludzie, co się ze mną dzieje? Jak się nie zastanawiam zapominając o czymś takim, jak czas, to za szybko.
- Chyba jednak coś. – odpowiedziała stając przede mną, co było jednoznaczne z zastawieniem mi drogi. Spojrzała w moje oczy, a ja nie miałem siły uciekać wzrokiem.- Proszę, powiedz mi.
- Nic mi ni jest, maleństwo. Jestem po prostu strasznie zmęczony tym bieganiem po boisku. – uśmiechnąłem się. Może jeszcze nie jest ze mną tak źle. Umiem wymyślać wymówki i to chyba nawet przekonywujące. – Usiądziemy? – dodałem wskazując głową na ławkę.
- Oczywiście. – odpowiedziała uśmiechając się. Podeszliśmy do wcześniej wspomnianego przedmiotu, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni, popatrzyłem na ekran i …
- Ja pierdole. Oni to mają wyczucie czasu. – powiedziałem z rezygnacją.
- Odbierz, może to coś ważnego.
~Czego? – warknąłem, po naciśnięciu zielonej słuchawki.
~Nie zapomniałeś o czymś? – zapytał Kaka, nie zważając na mój wcześniejszy ton.
~Nie wydaje mi się.
~A zakład Noe i Marcelo? – Benzema.
~ O kurwa! Zapomniałem!
- O czym zapomniałeś Fabio? – zapytała Noe.
- O zakładzie. – odpowiedziałem.
- Trudno się mówi. – uśmiechnęła się.
~ Ej? Jest tam ktoś jeszcze? – usłyszałem w słuchawce głos Gonzalo.
~ No jestem.
~ Mówiliśmy, że masz tak wspaniałych przyjaciół, którzy nie zapomnieli i zrobili to za ciebie. – Cris.
~ To dajcie mi ich do słuchawki, musze im podziękować.
~ No ha, ha. Wiesz? W każdym bądź razie filmik zaraz będzie też w twoim telefonie.
~ Ok. – odpowiedziałem i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. – Za chwilę zobaczymy, co zrobiłaś Marcelo. – powiedziałem do dziewczyny. Sms przyszedł. Przysunąłem się do dziewczyny (jak ona pięknie pachnie!), przełożyłem jej rękę za szyją i odtworzyłem nagranie. Po chwili tarzaliśmy się za śmiechu.
- On naprawdę tak piszczy, jak mu coś zrobicie? – wyjąkała Noe.
- Pierwszy raz zdarzyło mu się aż tak. – wysapałem, a po chwili dało się słyszeć kolejną salwę naszego śmiechu.
- Fabio, wiesz, że jest już wpół do dwunastej? Musze iść, bo mam na jutro rano do pracy. – powiedziała spoglądając na telefon.
- Szkoda … - odpowiedziałem.   – Noe, kiedy spotkamy się na dłużej. Nie tak na kilka godzin. I w takim miejscu, żeby chłopaki, ani nikt inny nam nie przeszkodził.
- Czy sobota o godzinie 17 ci odpowiada? – zapytała uśmiechając się nieziemsko. – Ale mam nadzieję, że do tego czasu też znajdziesz dla mnie chociaż godzinę.
- Sobota siedemnasta jest idealną porą. A co do tej godziny, chyba jestem wstanie wcisnąć się w mój grafik. – zażartowałem.
- Dobrze, więc odwieziesz mnie do domu?
- Oczywiście. – odpowiedziałem. Poszliśmy do mojego samochodu. Wsiedliśmy do niego, a Noe podała mi adres. Po kilku minutach byliśmy już pod jej domem.  Wysiadła z samochodu, pocałowała mnie w policzek, pomachała mi na pożegnanie i zniknęła za drzwiami klatki schodowej. Odjechałem, zastanawiając się gdzie ją jutro zabrać, a gdzie w sobotę…

NOELA


       Obserwowałam Fabio, jak odjeżdżał. Nie widział mnie, ponieważ stałam w oknie na klatce schodowej. Kiedy nie było go już widać poszłam do domu. Na szczęście miałam ze sobą klucze. Otworzyłam po cichu drzwi, a po tym jak weszłam zamknęłam je ponownie na łucznik. Od razu udałam się po piżamie i powędrowałam do łazienki. Odkręciłam prysznic i weszłam pod niego. Zaczęłam znów myśleć o tym wszystkim. On ma mnie za dziecko. Cały czas mówi do mnie maleństwo. To takie nie sprawiedliwe. I jeszcze ta Carme. Nie daje mi to spokoju. Boje się. Boję się jak cholera, że znów stracę Fabio.  Wyszłam spod prysznica, wysuszyłam się, przebrałam i poszłam od razu do łóżka. Usnęłam natychmiast.

*Bi Bi*

    Znów ten pierdolony budzik. Chyba wezmę prace popołudniami, a tą cholere wyrzucę za okno. Chociaż nie, szkoda telefonu. Może po prostu wyłącze ten irytujący dźwięk. Zebrałam się z łóżka  i pomaszerowałam (nie)raźnym krokiem do miejsca, gdzie dzień kończę i go zaczynam. Zrobiłam to, co zawsze robię rano i ubrałam się. Dziś było trochę chłodniej. Wyszłam i sprawdziłam, czy Sandi jeszcze śpi. Dziwnym by było, gdyby tak nie było.
- San wstawaj. Nie mam siły ci nawet dzisiaj dokuczać. – powiedziałam w dalszym ciągu zmarnowana. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie bardzo mocne kapuczino. Nie lubię kawy. Nie chciało mi się dziś jeść.
- Coś ty tak wcześnie wróciła? – powiedziała na wstępie San.
- Później niż ty. – mruknęłam.
- Tylko, że jak ja wróciłam, to ty już spałaś. – odpowiedziała zajadając się wcześniej zrobionymi tostami z serem.
- Ale, jak to? – zapytałam mało inteligentnie.
- Po prostu Galaktyczni chcieli, żebym udowodniła im, że naprawdę jestem Polką i zabrali mnie ze sobą do klubu. Powiem tylko tyle, że nie wiem, jak będą dziś ćwiczyć. Mourinho ich zabije. – powiedziała uśmiechając się tym swoim wrednym uśmieszkiem.
- Dobra. Nie wnikam. – powiedziałam po woli. – Idziemy? Jest wpół do ósmej.
- No to idziemy. – zeszłyśmy po schodach i wsiadłyśmy do samochodu. Znów ja prowadzę, bo wiem ile moja przyjaciółka potrafi wypić. Ma zajebiście mocną głowę. Tak swoją drogą to ja nie wiem, jak nasz samochód znalazł się pod naszym blokiem i jestem pewna, że widziałam go, kiedy wczoraj wracałam z Fabio. Za piętnaście minut byłyśmy pod „naszym” sklepem. Weszłyśmy do garderoby i przebrałyśmy się w stroje do pracy i poszłyśmy na swoje „stanowiska”.  Dziś ja wykładałam towar na spożywczym, a San zabawki dla dzieci. Układałam tak i układałam, kiedy usłyszałam znany mi głos.
- Więcej z nią nie pije. – to była Ramos!

FABIO (w czasie, kiedy dziewczyny się budziły i wychodziły do pracy)

   Kiedy rano przyszli po mnie Ramos, Kaka, Benzema, Casillas, Marcelo, Ronaldo i Gonzalo wyglądali jak trupy. Cieszyłem się, że jednak nie poszedłem z nimi oblać zwycięstwa. Wyglądałbym tak, jak oni (czyt. dzieci Draculi).
- Coentrao, ratuj!!! – zawył Benzema. – Ten potwór zabrał nam proch, ale najpierw nas upił.
- Jaki potwór?! Jakie leki?! – zapytałem bardzo mało inteligentnie. No sorry. Co wy byście zrobili, gdybyście zobaczyli bande wampirów mówiących coś o prochach i potworach? Na pewno wyglądalibyście tak, jak ja, czyli przekomicznie.
- Spokojnie. Może od początku. – powiedział Gonzalo siadając na kanapie. – Chcieliśmy zobaczyć, czy to prawda, że Polacy mogą dużo wypić.
- Więc wzięliśmy Sandrę, przyjaciółkę twojej Noe, do naszego ulubionego klubu. – wtrącił się Casillas.
- I z całej siły próbowaliśmy ją spić. – Marcelo. – Więc musieliśmy dolewać i sobie.
- No i skończyło się na tym, że pojechaliśmy potem do Ronaldo, bo u niego dawno nie było imprezy i miał przeciwbólowe. – Kaka.
- Ale to był zły pomysł, bo zabrała wszystkie leki. – Ramos.
- I błagam ratuj nas z tymi prochami. – dopowiedziała na koniec Ronaldo.
- Ok. To jeszcze raz, tylko powoli. Wzieliście Sandre na chlanie i ona was spiła, a potem zabrała proszki przeciwbólowe i wyglądacie teraz jak dzieci Draculi? – podsumowałem, na co oni tylko pokiwali głowami. – No to pod zły adres trafiliście, bo u mnie impreza była jakieś dwa tygodnie temu i nie chciało mi się jeszcze iść do sklepu. – moje stwierdzenie spotkało się z jednym wielkim jęknięciem ogółu. – Zawsze możemy iść do spożywczego po coś przed treningiem. – w tym Momocie widziałem już tylko, jak ulatniają się z mojego domu. Wyszedłem również i ja zabierając po drodze torbę. Powiedziałem gosposi, żeby dziś się nie spieszyła z obiadem, bo zjem na mieście i wsiadłem do samochodu Ronaldo, bo tam było wolne miejsce i pojechaliśmy do „Alimentos y productos químicos”*. Pod sklepem wysiadłem, jako pierwszy. Wszedłem do środka i swoje kroki skierowałem do przedziału z jedzeniem. Stanąłem przed napojami.
- Ej mieliśmy pojechać, po leki. – zaprotestował Marcelo.
- Ale chce kupić coś do picia po treningu. – odpowiedziałem spokojnie.
- Więcej z nią nie pije.- zawył Ramos.

NOELA

 Podeszłam po cichu do następnego rzędu z regałami i tak, jak się spodziewałam zobaczyłam tam Królewskich. Napisałam szybko so Sandry, że jak chce zobaczyć swoje dzieło nich podejdzie na napoje. Była w trzy sekundy.
- Gdzie oni są? – zapytała na wstępie. Ja tylko machnęłam głową w ich kierunku. – Wyglądają tak, jak każdy inny, kto wątpi w moje możliwości, albo nawet lepiej. – zaśmiała się.
- Idziemy do nich. – zapytałam po cichu.
- Nie, chcesz, żeby mnie zabili za te prochy? – zapytała jeszcze bardziej chowając się za regałem.
- Jakie, kurwa prochy?!
- Ciszej, bo nas zobaczą. Później ci wszystko opowiem. – nic nie odpowiedziałam, tylko z miną „Jezu kochany” popatrzyłam na Galaktikos. Nagle mój wzrok spotkał się z wzrokiem Fabio.
- Sandra, zobaczyli nas, spieprzamy.- powiedziałam i odwróciłam się, po czym zaczęłam iść w stronę zaplecza.

FABIO

- Chłopaki, ide coś zobaczyć. – Noe?!
- Idziemy z tobą. – odpowiedział Ramos i ruszyliśmy w stronę, gdzie wydawało mi się, że widze Noe.
- Sandra! – krzyknął Ronaldo.
- Ja was znam? – odpowiedziała, udając głupią i chciała wejść za jakieś drzwi, ale nasz sprytny Kaka złapał ją za łokieć. – Dlaczego chciałaś nas zabić?
- Ja, skądże znowu. Po prostu chciałam wam pokazać, że w moje umiejętności nie wolno wątpić, a teraz przepraszam, ale jestem w pracy. – odpowiedziała. W pewnym momencie poczułem, jak coś z impetem na mnie wpada, więc odwróciłem się.
- Noela? To tu pracujesz? – zapytałem.
- Do czasu. – wymamrotała pod nosem.
- Dobra, nie chce przerywać, jakże ciekawej rozmowy, ale za jakąś godzine mamy trening, a jeszcze trzeba postać w kolejce. – powiedział Marcelo. – A co do ciebie pani Nie-Wolno-Wątpić-W-Moje-Umiejętności policzymy się później. – dopowiedział i poszedł w stronę kas.
- Przyjde po ciebie, tylko powiedz, o której. – szepnąłem Noe do ucha.
- Piętnasta. – odpowiedziała. Pocałowałem ją jeszcze w policzek na pożegnanie i razem z resztą Królewskich poszliśmy tam, gdzie nasz mały Brazylijczyk. W drodze do kompleksu ćwiczeniowego Realu Madryt, jak zawsze śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Na miejscu przebraliśmy się w stroje do ćwiczeń i wyszliśmy na murawę.
- Ładna ta twoja Noela. – wypalił nagle Ramos. Popatrzyłem na niego tak, że gdyby wzrok mógł zabijać nie byłoby takiego piłkarza, jak Sergo Ramos Garcia, bo właśnie leżałby na murawie. Chyba załapał, o co mi chodzi , bo schował się za Gonzalo.
- Nie denerwuj się tak, każdy przecież wie, że ona jest twoja. – powiedział Higuain.
- No właśnie w tym kurwa problem, że nie jest! – krzyknąłem. Cały Real w tym Momocie patrzył się na mnie, a ja co? Ja po prostu zacząłem biegać. Do końca treningu już nikt nie chciał ze mną rozmawiać, bo nie wiedział, czy przypadkiem nie będę pierwszym człowiekiem na świecie, któremu lasery zaczną strzelać z oczu. Po treningu pierwsze, co zrobiłem, to weszłam pod prysznic. Kiedy się ubrałem i zrobiłem całą reszte popatrzyłem na zegarek. Było wpół do trzeciej. Swoje kroki od razu skierowałem w stronę sklepu, gdzie pracuje Noela. To jakieś piętnaście minut drogi od kompleksu. Kiedy doszedłem, usiadłem na ławce w parku po drugiej stronie ulicy. Było stamtąd dobrze widać wejście do sklepu. Założyłem okulary przeciwsłoneczne i czekałem. Po około dwudziestu minutach zobaczyłem, jak Noe wychodzi. Wstałem i przeszedłem przez ulicę.
- Witaj ponownie. – powiedziałem ze smail’em  od ucha do ucha.
- Hej. – powiedziała również się uśmiechając.  – San, dojedziesz do domu sama, czy nadal jesteś pijana? – zażartowała.
- No ha,ha. Wiesz? – sarknęła. – Dawaj kluczyki i już nic lepiej nie mów. – wzięła kluczyki, po czym odjechała.
- To gdzie mnie zabierasz? – zapytała dziewczyna.
- Do restauracji za tym parkiem. – odpowiedziałem wskazując głową, w którym kierunku będziemy szli. Po dwóch minutach rozmów i żartów doszliśmy do restauracji „Inicio GRUB”**. Bardzo lubiłem tam jeść.
- Więc, co powiesz jeszcze ciekawego? – zapytała dziewczyna, kiedy czekaliśmy na zamówione jedzenie.
- To może opowiesz mi coś o sobie? Tak na prawdę nic o tobie nie wiem. – odpowiedziałem.
- A co byś chciał o mnie wiedzieć. – zapytała.
- Najlepiej wszystko. – gdyby to było możliwe wyszczeżył bym się jescze bardziej.
- No to słucham Hip – hop’u. Kocham fotografię. Skończyłam technikum na tym kierunku, ale nie stać mnie na aparat, więc pracuję w sklepie pożywczym, jak już zdążyłeś się przekonać. Teraz ty. –powiedziała wskazując na mnie palcem.
- Jestem sławnym, utalentowanym piłkarzem. – dziewczyna wywrócił oczami na to stwierdzenie, ale ja udałem, że tego nie widziałem. – Słucham tego, co wpadnie mi w ucho. Moja pasja, to standardowo piłka nożna oraz samochody.
- To teraz podaj mi numer telefonu, bo bez tego, jak bez ręki. – wziąłem od niej telefon, napisałem mój numer i puściłem sobie sygnała, po czym zapisałem sobie żądek cyfr, dzięki któremu będę mógł kontaktować się z Noelą. Przyszło nasze jedzenie. Czas mijał nam w bardzo miłej atmosferze. Po obiedzie był problem, co do tego kto ma płacić. Wyszło na to, że zostawiłem kase na stole, a Noe wyprowadziłem siłą. Pospacerowaliśmy jeszcze chwilę, po czym o godzinie osiemnastej zadzwoniłem po taksówkę. Najpierw pojechaliśmy zawieść dziewczynę, a potem wróciłem do domu.

NOELA (SOBOTA)

   Dziś sobota, więc wolne od pracy. Wstałam dosyć wcześnie, bo o ósmej. Sandra powiedziała wczoraj, że śpi dziś do oporu, więc jej nie budzę. Zeszłam w piżamie do kuchni i zjadłam jogurt. Nie chciało mi się dziś tak jakoś myśleć, więc z tond takie skromne jest moje śniadanko. Później poszłam do łazienki i po umyciu założyłam na siebie dres. Wrzucając piżamę do prania stwierdziłam, że należałoby w końcu zrobić pranie. Wyszłam z zaparowanego pomieszczenia (nie ma to jak gorąca woda) i wzięłam jeszcze z pokoju MP 4, po czym wyszłam pobiegać. W Madrycie jest strasznie dużo parków. Jeden jest na naszym osiedlu, więc tam się skierowałam. Po jakimś czasie popatrzyłam na zegarek, który pokazywał godzinę dziesiątą. Łał, nie wiem jak, ale biegam dwie godziny i dalej nie czuję się zmęczona. Postanowiłam, że pójdę do sklepu osiedlowego, po jakiś napój. Jak chciałam, tak zrobiłam i po kilku minutach byłam już w sklepie. Wybrałam Pepsi i wróciłam do domu. Zaniosłam napój do kuchni i poszłam wziąść prysznic. Postanowiłam, że na razie zmienię tylko koszulkę, bo i tak wieczorem, przed spotkaniem z Fabio będę musiała się przebrać. A co do niego. Przez każdy dzień, do dzisiaj spotykaliśmy się chociaż na godzinę. Cały czas o nim myślę. Ale, nie ma o czym gadać. Poszłam do Sandry, ponieważ jest już jedenasta, a ona dalej śpi. Trzeba zobaczyć, czy żyje. Podeszłam po woli do jej łóżka. Popatrzyłam na jej klatkę persiową i zobaczyłam, że się unosi i opada miarowo. Żyje. Hmm... I tak trzeba zobaczyć. Wzięłam jej telefon i poszukałam jakiejś głośnej piosenki.  Pogłośniłam ile się tylko da, po czym odtworzyłam. Rzuciłam telefon na łóżko i szybko wyszłam.
-Aaa ... Freddie Mercury zmartwychwstał! – usłyszałam krzyk, po czym zaczęłam się tarzać na podłodze. Oczywiste było to, że moje tarzanie było spowodowane śmiechem, który przywołał do mnie Sandrę. – Idiotko! Mówiłam, że będe spać dziś do oporu! Dlaczego nie możesz tego zrozumieć?! – czy mi się wydaje, czy ona się robi czerwona na twarzy? 
- Ha ha! Mercury zmartwychwstał! Ha ha! – nie mogłam przestać się śmiać. – Mówiłam, że się zemszczę za tą zimną wode, jak brałam prysznic. – powiedziałam, kiedy się trochę uspokoiłam.
- Ale to ty zaczęłaś, ja tylko oddałam. – powiedziała z wyrzutem krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. Wyglądała, jak obrażone dziecko, na co ja znów zaczęłam się tarzać ze śmiechu.
- Słuchaj. – powiedziałam podnosząc się na nogi, po jakimś czasie. – Wszyscy wiedzą, że to ja muszę kończyć taką “serię kawałów” , więc nie mogłam się powstrzymać.
- Ja ci dam “serię kawałów”! Wypowiadam wojne! – powiedziała, po czym zatrzasnęła się w łazience. Tsaa ... Kolejna nasza wojna. Kocham je! Przynajmniej nie będzie nudno. Jest godzina jedenasta. Ludzie !!! Do siedemnastej jeszcze sześć godzin ! Nie wytrzymam. Poszłam do mojego pokoju i otworzyłam laptopa. Może najwyższy czas wejść na Fb. Nie byłam jeszcze od czasu przyjazdu do Hiszpanii. Jak chciałam, tak zrobiłam. Pierwsze, co mi się wyświetliło, to dziewięć zaproszeń od : Fabio, Sergio, Gonzalo, Marcelo, Karima, Ikera, Kaki, Ronaldo, Pepe. Nie no. Wiedziałam, że troche byli zdziwieni, kiedy przeskoczyłam przez płot u Fabio i chyba mnie za tą akcje polubili, ale żeby aż tak, że zaprosili mnie do znajomych na Facebooku? Ja chyba nie wierze w swoje możliwości. Oczywiście wszystkie zaakceptowałam. Ale będą mi zazdrościć. Popatrzyłam jeszcze na nowości i stwierdzam, że nie ma nic cikawego.  Wyłączyłam, więc komputer i włączyłam muzykę. Walnęłam się na łóżko i wzięłam do ręki telefon. Postanowiłam, że zadzwnie do Fabsa i zapytam, gdzie mnie zabierze, bo nie wiem w co się ubrać. Mam nadzieję, że mi powie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekam. Jeden sygnał, drugi sygnał ... Nie odbiera. O nie! Nie ze mną takie numery. Dwonie jescze raz. Jeden sygnał, drugi syg ...
~Nie masz nade mną litści człowieku, kimkolwiek jesteś? – wyjęczał.
~ Nie znam takiego słowa, jak litość. – odpowiedziałam. – Wiesz, że jesteś drugą osobą, którą dziś w tak butalny sposób obudziłam?
~ Coś zrobiła Sandrze? – zapytał po chwili ciszy.
~ Zrobiłam tak, że myślała, iż Freddie Mercury żyje. – odpowiedziałam spokojnie, ale w duchu śmiałam się, jak głupia.
~ Dobra. Nie wnikam, bo już mnie to przeraża. Więc, po co dzwonisz kwiatuszku?
~ Czy ja zawsze coś muszę chieć? – zaytałam z obrażonym tonem.
~ No chyba nie budziłabyś mnie tak rano, jakbyś czegoś nie chciała.
~ Jakie rano?! Ludziu, jest dwunasta godzina! – krzyknęłam.
~ Nie krzycz tak, maleństwo. Po wygranym meczu, to jak środek nocy.
~ Aaa ... Bo wyście wczoraj mecz wygrali! No to moje gratulacje! – dobra. Jestem niewyobrażalnie wredną osobą. Wiem, jak go musi głowa boleć, a i tak krzycze.
~ Jesteś niewyobrażalnie wredną istotą. – ospowiedział. – Powiedz lepiej, czego chcesz i daj mi cierpieć w spokoju.
~ Chciałam zapytać, gdzie mnie dziś zabierasz. – powiedziałam, udając, że tego wcześniejszego nie usłyszłam.
~ Nie powiem. – wiedziałam, że to nie będzie takie łatwe.
~ Al, ja nie wiem, w co się ubrać, więc bądź dobrym chłopczykiem i grzecznie powiedz, gdzie mnie do jasnej cholery zabierasz? – moja cierpliwość się kończy, a i tak nigdy nie była duża.
~ Powiem ci tylko tyle, że możesz ubrać się na luzie, bo nie idziemy do żadnej restauracji.
~ Dziękuję ci, łaskawco. – sarknęłam.
~ Dobra, Noela. Ja muszę kończyć, bo chopaki zaczynają się budzić, a ja bardzo lubię moje mieszkanko. – powiedział i chyba nawet w jego głosie wyczułam minimalną panikę.
~ Do siedemnastej. – odpowiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
 Wstałam z łóżka i pomyślałam, że zrobię pranie. Moje kroki skierowałam, więc do łazienki. Posegregowałam żeczy i jak na razie wrzuciłam do pralki same kolorowe. Nastawiłam maszynę i poszłam o kuchni, żeby zrobic sobie colę z lodem. Skożystałam, więc z jakże trudnego przepisu, który nie wiem, jakim cudem zapamiętałam, a mianowicie nalałam do wsokiej szklanki coli, dodałam lodu i gotowe. Wzięłam szklankę i skierowałam się do salonu, przed telewizor, gdzie siedziała Sandra.
- Co tam? – zapytałam.
- O której wychodzisz? – zapytała.
- O siedemnastej przyjeżdża po mnie Fabio. – odpowiedziałam
- Znów będę się sama nudzić. – powiedziała z żalem.
- Przepraszam, obiecuję, że jutro cały dzień jest tylko dla ciebie. Zadzwonimy do pracy i weźmiemy sobie dzień wolnego, żeby móc jutro zaszaleć. Zgoda?
- Zgoda. – uśmiechnęła się do mnie.
- A teraz mogę skombinować numer do któregoś z królewskich, żebyś się nie nudziła. – zaproponowałam.
- Może jednak zrezygnuję. Nie wiem =, czy im przeszło po porannej akcji z tabletkami. – odpowiedziała, na co obie się zaśmiałyśmy. Na dalszych wygłupach i śmiechach zleciał nam czas do szesnastej. Poszłam do pokoju i wybrałam ubranie, po czym się w nie przebrałam.
- Może być? – zapytałam, po przyjściu z powrotem do salonu.
- Jeżeli ma być na luzie, to oczywiście. – uśmiechnęła się do mnie. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Trzymaj się. – powiedziałam do San i poszłam do drzwi.
- Gotowa, maleństwo? – zapytał z tym swoim rozbrajającym uśmiechem.
- Oczywiście. – odpowiedziałam. Wesz;iśmy do jego samochodu i po jakichś dziesięciu minutach drogi byliśmy na miejscu, a był to ...
- LUNAPARK???!!! – moja mina? Sądząc po Fabio, niezapomniana.

SANDRA ( po wyjściu Noeli)

Pomyślałam, że nie będę się nudzić i też, gdzieś wyjdę. Przebrałam się, zabrałam telefon, kartę kredytową, klucze i wyszłam. Poszłam do parku przy naszym osiedlu i usiadłam na fontannie. Nie wiem, dlaczego, ale odstatnio wieczory w Hiszpanii są jakieś, takie chłodne. Strasznie się ciesze, że Noela znalazła Fabio. Boję się tylko, że nie powie mu, co tak na prawdę do niego czuje. Ona się po prostu boi odrzucenia. Rozumiem ją. Też zakochałam się w jednym z piłkarzy królewskich. Nie, nie powiem mu. Wyśmiałby mnie. Nie wiem, ile tak myślałam, ale poczułam, jak ktoś zakrywa mi oczy.
- Zgadnij, kto to? – usłyszałam, przy uchu. Ten głos ...
- Ramos? – krzyknęłam.
- I nie tylko. – ołłł... Chyba mam kłopoty.
- No co u was? – zapytałam, jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze wiesz, co cię teraz czeka. – powiedział Marcelo.
- No chłopaki, nie dramatyzujcie. To był tylko taki głupi żart. Może nawet niewinny. – panikowałam. Wstałam po woli i zaczęłam się cofać.
- Głupi, bolesny ... Na pewno nie niewinny. – odpowiedział Karim.
- Ale chyba nie żucicie się na bezbronną dziewczynę. – odpowiedziałam, coraz bardziej przyspieszając kroku.
- Może jednak tak. – powiedział Sergio. Odwróciłam się i zaczęłam biec. Byle tylko do klatki.
- I tak nam nie uciakniesz.! – usłyszałam za plecami. Po chwili ktoś przewiesił mnie sobie przez ramie.
- Jak kara mnie spotka, o panie? – odpowiedziałam drwiąco, zaraz po tym, jak przestałam się wyrywać.
- Przymusowa kąpiel. – tyle zdołałam usłyszeć, kiedy poczułam, jak ogarnia mnie zewsząt zimna woda. Kiedy się wynurzyłam usłyszałam głośny śmiech. Podniosłam się i ruszyłam w kierunku domu. Dlaczego to tak cholernie boli? Może dlatego, że to właśnie on mnie upokorzył, a potem zaczął się śmiać? Otworzyłam drzwi do klatki.
- No nie obrażaj się! – usłyszałam krzyk, po czym trzasnęłam drzwiami i wbiegłam po schodach prosto do mieszkania. Wzięłam piżamę i umyłam się. Kiedy wyszłam spojrzałam na zegarek. Dwudziesta pierwsza. Nie było mnie w domu cztery godziny. Rzuciłam się na łózko i usnęłam po jakimś czasie z głową wtuloną w poduszką, która była mokra od łez.

FABIO

- Mówiłam, że to był zły pomysł. – pewnie jesteście ciekawi, co się tam stało. Otóż chodziliśmy na różne zabawki, aż przyszła pora na Rollercoaster. Tam Noela się zeżygała i musieliśmy iść, bo wygląda, jak siedem nieszczęść.
- Oj nie przesadzaj. Przynajmniej poznaliśmy granice, których nie powinnaś przekraczać. – zaśmiałem się.
- Tylko ja je znałam i nie musieliśmy sprawdzać, czy są prawdziwe. – powiedziała, wysiadając z samochodu.
- To do jutra? – zapytałem.
- Jutro cały dzień mam spędzić z San, bo przez ostatni czas zaniedbałam ją. – odpowiedziała.
- Rozumiem. – odpowiedziałem. – Tylko zadzwoń, jak będziesz miała czas. – dodałem i odjechałem. Kiedy wreszcie dojechałem do domu zobaczyłem na wycieraczce jakąś kopertę. Otworzyłem ją. W środku były zdjęcia moje i Noe z ostatniego tygodnia. Wziąłem jakiś list, który również się tam znajdował.

OSTRZEŻENIE
Jeżeli zależy ci na tej dziewczynie, to ogranicz z nią kontakty. Pamiętaj, że ja i ktoś jeszcze o wszystkim wiemy. Na prawdę nie żartujemy. Możemy zrobić jej krzywdę. Następne ostrzeżenie przyjdzie niebawem. A jak na razie zastosuj się do tego, które właśnie czytasz.
          Twoi Doradcy.

Moja Noe może mieć przeze mnie kłopoty?

_______________

* "Spożywczy i chemiczny"
** " Domowe jedzonko"

Piosenkę macie w tekście. :)
Mam nadzieję, że się podoba. Miał być wczoraj, ale mama <i wszystko staje się jasne>
+ Mam kilka spraw:
 1. Jak zrobić, żeby strony mi się pokazywały, bo chce dodać ask.fm
2. Stroje bohaterek robię sama, więc odnośnie tego również możecie mi zwracać uwagę ^^
3. Rozdział będzie za tydzień (około), chyba, że jutro na prezentacji umrę. 
4. Za błędy przepraszam .