Fabio
Zabrałem Noe do parku i już od jakichś
trzydziestu minut chodzimy alejkami rozmawiając o wszystkim i o niczym. Podczas
tego spaceru zdałem sobie sprawę ile ta dziewczyna tak naprawdę dla mnie
znaczy. Każdy jej uśmiech, nawet najmniejszy gest jest dla mnie bardzo ważny.
Może to banalne i zabrzmi, jak parodia jakiegoś ckliwego romansidła, ale
chciałbym, aby ta dziewczyna co wieczór zasypiała, a rano budziła się przy
mnie. Żeby już zawsze była. Cała tylko dla mnie. Kocham ją do białej gorączki.
Jest tylko jeden problem. Wiek.
Pieprzona różnica lat. Dla mnie to tylko liczba, ale nie wiem, jak dla niej.
- Co cię tak
męczy? – zapytała dziewczyna.
- Nic. –
odpowiedziałem chwilę za szybko. Ludzie, co się ze mną dzieje? Jak się nie
zastanawiam zapominając o czymś takim, jak czas, to za szybko.
- Chyba jednak
coś. – odpowiedziała stając przede mną, co było jednoznaczne z zastawieniem mi
drogi. Spojrzała w moje oczy, a ja nie miałem siły uciekać wzrokiem.- Proszę,
powiedz mi.
- Nic mi ni
jest, maleństwo. Jestem po prostu strasznie zmęczony tym bieganiem po boisku. –
uśmiechnąłem się. Może jeszcze nie jest ze mną tak źle. Umiem wymyślać wymówki
i to chyba nawet przekonywujące. – Usiądziemy? – dodałem wskazując głową na
ławkę.
- Oczywiście. –
odpowiedziała uśmiechając się. Podeszliśmy do wcześniej wspomnianego
przedmiotu, kiedy zadzwonił mój telefon. Wyjąłem go z kieszeni, popatrzyłem na
ekran i …
- Ja pierdole.
Oni to mają wyczucie czasu. – powiedziałem z rezygnacją.
- Odbierz, może
to coś ważnego.
~Czego? –
warknąłem, po naciśnięciu zielonej słuchawki.
~Nie
zapomniałeś o czymś? – zapytał Kaka, nie zważając na mój wcześniejszy ton.
~Nie wydaje mi
się.
~A zakład Noe i
Marcelo? – Benzema.
~ O kurwa!
Zapomniałem!
- O czym
zapomniałeś Fabio? – zapytała Noe.
- O zakładzie.
– odpowiedziałem.
- Trudno się
mówi. – uśmiechnęła się.
~ Ej? Jest tam
ktoś jeszcze? – usłyszałem w słuchawce głos Gonzalo.
~ No jestem.
~ Mówiliśmy, że
masz tak wspaniałych przyjaciół, którzy nie zapomnieli i zrobili to za ciebie.
– Cris.
~ To dajcie mi
ich do słuchawki, musze im podziękować.
~ No ha, ha.
Wiesz? W każdym bądź razie filmik zaraz będzie też w twoim telefonie.
~ Ok. –
odpowiedziałem i nacisnąłem czerwoną słuchawkę. – Za chwilę zobaczymy, co
zrobiłaś Marcelo. – powiedziałem do dziewczyny. Sms przyszedł. Przysunąłem się
do dziewczyny (jak ona pięknie pachnie!), przełożyłem jej rękę za szyją i
odtworzyłem nagranie. Po chwili tarzaliśmy się za śmiechu.
- On naprawdę
tak piszczy, jak mu coś zrobicie? – wyjąkała Noe.
- Pierwszy raz
zdarzyło mu się aż tak. – wysapałem, a po chwili dało się słyszeć kolejną salwę
naszego śmiechu.
- Fabio, wiesz,
że jest już wpół do dwunastej? Musze iść, bo mam na jutro rano do pracy. –
powiedziała spoglądając na telefon.
- Szkoda … -
odpowiedziałem. – Noe, kiedy spotkamy
się na dłużej. Nie tak na kilka godzin. I w takim miejscu, żeby chłopaki, ani
nikt inny nam nie przeszkodził.
- Czy sobota o
godzinie 17 ci odpowiada? – zapytała uśmiechając się nieziemsko. – Ale mam
nadzieję, że do tego czasu też znajdziesz dla mnie chociaż godzinę.
- Sobota
siedemnasta jest idealną porą. A co do tej godziny, chyba jestem wstanie
wcisnąć się w mój grafik. – zażartowałem.
- Dobrze, więc
odwieziesz mnie do domu?
- Oczywiście. – odpowiedziałem. Poszliśmy do mojego
samochodu. Wsiedliśmy do niego, a Noe podała mi adres. Po kilku minutach
byliśmy już pod jej domem. Wysiadła z
samochodu, pocałowała mnie w policzek, pomachała mi na pożegnanie i zniknęła za
drzwiami klatki schodowej. Odjechałem, zastanawiając się gdzie ją jutro zabrać,
a gdzie w sobotę…
NOELA
Obserwowałam Fabio, jak odjeżdżał. Nie widział mnie, ponieważ stałam w
oknie na klatce schodowej. Kiedy nie było go już widać poszłam do domu. Na
szczęście miałam ze sobą klucze. Otworzyłam po cichu drzwi, a po tym jak weszłam
zamknęłam je ponownie na łucznik. Od razu udałam się po piżamie i powędrowałam
do łazienki. Odkręciłam prysznic i weszłam pod niego. Zaczęłam znów myśleć o
tym wszystkim. On ma mnie za dziecko. Cały czas mówi do mnie maleństwo. To
takie nie sprawiedliwe. I jeszcze ta Carme. Nie daje mi to spokoju. Boje się.
Boję się jak cholera, że znów stracę Fabio.
Wyszłam spod prysznica, wysuszyłam się, przebrałam i poszłam od razu do
łóżka. Usnęłam natychmiast.
*Bi Bi*
Znów ten
pierdolony budzik. Chyba wezmę prace popołudniami, a tą cholere wyrzucę za
okno. Chociaż nie, szkoda telefonu. Może po prostu wyłącze ten irytujący
dźwięk. Zebrałam się z łóżka i
pomaszerowałam (nie)raźnym krokiem do miejsca, gdzie dzień kończę i go
zaczynam. Zrobiłam to, co zawsze robię rano i ubrałam się. Dziś było trochę
chłodniej. Wyszłam i sprawdziłam, czy Sandi jeszcze śpi. Dziwnym by było, gdyby
tak nie było.
- San wstawaj. Nie mam siły ci nawet dzisiaj
dokuczać. – powiedziałam w dalszym ciągu zmarnowana. Poszłam do kuchni i zrobiłam
sobie bardzo mocne kapuczino. Nie lubię kawy. Nie chciało mi się dziś jeść.
- Coś ty tak wcześnie wróciła? – powiedziała na
wstępie San.
- Później niż ty. – mruknęłam.
- Tylko, że jak ja wróciłam, to ty już spałaś. –
odpowiedziała zajadając się wcześniej zrobionymi tostami z serem.
- Ale, jak to? – zapytałam mało inteligentnie.
- Po prostu Galaktyczni chcieli, żebym udowodniła im,
że naprawdę jestem Polką i zabrali mnie ze sobą do klubu. Powiem tylko tyle, że
nie wiem, jak będą dziś ćwiczyć. Mourinho ich zabije. – powiedziała uśmiechając
się tym swoim wrednym uśmieszkiem.
- Dobra. Nie wnikam. – powiedziałam po woli. –
Idziemy? Jest wpół do ósmej.
- No to idziemy. – zeszłyśmy po schodach i wsiadłyśmy
do samochodu. Znów ja prowadzę, bo wiem ile moja przyjaciółka potrafi wypić. Ma
zajebiście mocną głowę. Tak swoją drogą to ja nie wiem, jak nasz samochód
znalazł się pod naszym blokiem i jestem pewna, że widziałam go, kiedy wczoraj
wracałam z Fabio. Za piętnaście minut byłyśmy pod „naszym” sklepem. Weszłyśmy
do garderoby i przebrałyśmy się w stroje do pracy i poszłyśmy na swoje
„stanowiska”. Dziś ja wykładałam towar
na spożywczym, a San zabawki dla dzieci. Układałam tak i układałam, kiedy
usłyszałam znany mi głos.
- Więcej z nią nie pije. – to była Ramos!
FABIO (w czasie, kiedy dziewczyny się
budziły i wychodziły do pracy)
Kiedy rano
przyszli po mnie Ramos, Kaka, Benzema, Casillas, Marcelo, Ronaldo i Gonzalo
wyglądali jak trupy. Cieszyłem się, że jednak nie poszedłem z nimi oblać
zwycięstwa. Wyglądałbym tak, jak oni (czyt. dzieci Draculi).
- Coentrao, ratuj!!! – zawył Benzema. – Ten potwór
zabrał nam proch, ale najpierw nas upił.
- Jaki potwór?! Jakie leki?! – zapytałem bardzo mało
inteligentnie. No sorry. Co wy byście zrobili, gdybyście zobaczyli bande
wampirów mówiących coś o prochach i potworach? Na pewno wyglądalibyście tak,
jak ja, czyli przekomicznie.
- Spokojnie. Może od początku. – powiedział Gonzalo
siadając na kanapie. – Chcieliśmy zobaczyć, czy to prawda, że Polacy mogą dużo
wypić.
- Więc wzięliśmy Sandrę, przyjaciółkę twojej Noe, do
naszego ulubionego klubu. – wtrącił się Casillas.
- I z całej siły próbowaliśmy ją spić. – Marcelo. –
Więc musieliśmy dolewać i sobie.
- No i skończyło się na tym, że pojechaliśmy potem do
Ronaldo, bo u niego dawno nie było imprezy i miał przeciwbólowe. – Kaka.
- Ale to był zły pomysł, bo zabrała wszystkie leki. –
Ramos.
- I błagam ratuj nas z tymi prochami. – dopowiedziała
na koniec Ronaldo.
- Ok. To jeszcze raz, tylko powoli. Wzieliście Sandre
na chlanie i ona was spiła, a potem zabrała proszki przeciwbólowe i wyglądacie
teraz jak dzieci Draculi? – podsumowałem, na co oni tylko pokiwali głowami. –
No to pod zły adres trafiliście, bo u mnie impreza była jakieś dwa tygodnie
temu i nie chciało mi się jeszcze iść do sklepu. – moje stwierdzenie spotkało
się z jednym wielkim jęknięciem ogółu. – Zawsze możemy iść do spożywczego po
coś przed treningiem. – w tym Momocie widziałem już tylko, jak ulatniają się z
mojego domu. Wyszedłem również i ja zabierając po drodze torbę. Powiedziałem
gosposi, żeby dziś się nie spieszyła z obiadem, bo zjem na mieście i wsiadłem
do samochodu Ronaldo, bo tam było wolne miejsce i pojechaliśmy do „Alimentos y productos químicos”*.
Pod sklepem wysiadłem, jako pierwszy. Wszedłem do środka i swoje kroki
skierowałem do przedziału z jedzeniem. Stanąłem przed napojami.
- Ej mieliśmy pojechać, po leki. – zaprotestował Marcelo.
- Ale chce kupić coś do picia po treningu. – odpowiedziałem spokojnie.
- Więcej z nią nie pije.- zawył Ramos.
NOELA
Podeszłam po
cichu do następnego rzędu z regałami i tak, jak się spodziewałam zobaczyłam tam
Królewskich. Napisałam szybko so Sandry, że jak chce zobaczyć swoje dzieło nich
podejdzie na napoje. Była w trzy sekundy.
- Gdzie oni są? – zapytała na wstępie. Ja tylko
machnęłam głową w ich kierunku. – Wyglądają tak, jak każdy inny, kto wątpi w
moje możliwości, albo nawet lepiej. – zaśmiała się.
- Idziemy do nich. – zapytałam po cichu.
- Nie, chcesz, żeby mnie zabili za te prochy? –
zapytała jeszcze bardziej chowając się za regałem.
- Jakie, kurwa prochy?!
- Ciszej, bo nas zobaczą. Później ci wszystko
opowiem. – nic nie odpowiedziałam, tylko z miną „Jezu kochany” popatrzyłam na
Galaktikos. Nagle mój wzrok spotkał się z wzrokiem Fabio.
- Sandra, zobaczyli nas, spieprzamy.- powiedziałam i
odwróciłam się, po czym zaczęłam iść w stronę zaplecza.
FABIO
- Chłopaki, ide coś zobaczyć. – Noe?!
- Idziemy z tobą. – odpowiedział Ramos i ruszyliśmy w
stronę, gdzie wydawało mi się, że widze Noe.
- Sandra! – krzyknął Ronaldo.
- Ja was znam? – odpowiedziała, udając głupią i
chciała wejść za jakieś drzwi, ale nasz sprytny Kaka złapał ją za łokieć. –
Dlaczego chciałaś nas zabić?
- Ja, skądże znowu. Po prostu chciałam wam pokazać,
że w moje umiejętności nie wolno wątpić, a teraz przepraszam, ale jestem w
pracy. – odpowiedziała. W pewnym momencie poczułem, jak coś z impetem na mnie
wpada, więc odwróciłem się.
- Noela? To tu pracujesz? – zapytałem.
- Do czasu. – wymamrotała pod nosem.
- Dobra, nie chce przerywać, jakże ciekawej rozmowy,
ale za jakąś godzine mamy trening, a jeszcze trzeba postać w kolejce. –
powiedział Marcelo. – A co do ciebie pani Nie-Wolno-Wątpić-W-Moje-Umiejętności
policzymy się później. – dopowiedział i poszedł w stronę kas.
- Przyjde po ciebie, tylko powiedz, o której. –
szepnąłem Noe do ucha.
- Piętnasta. – odpowiedziała. Pocałowałem ją jeszcze
w policzek na pożegnanie i razem z resztą Królewskich poszliśmy tam, gdzie nasz
mały Brazylijczyk. W drodze do kompleksu ćwiczeniowego Realu Madryt, jak zawsze
śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Na miejscu przebraliśmy się w stroje do ćwiczeń
i wyszliśmy na murawę.
- Ładna ta twoja Noela. – wypalił nagle Ramos.
Popatrzyłem na niego tak, że gdyby wzrok mógł zabijać nie byłoby takiego
piłkarza, jak Sergo Ramos Garcia, bo właśnie leżałby na murawie. Chyba załapał,
o co mi chodzi , bo schował się za Gonzalo.
- Nie denerwuj się tak, każdy przecież wie, że ona
jest twoja. – powiedział Higuain.
- No właśnie w tym kurwa problem, że nie jest! –
krzyknąłem. Cały Real w tym Momocie patrzył się na mnie, a ja co? Ja po prostu
zacząłem biegać. Do końca treningu już nikt nie chciał ze mną rozmawiać, bo nie
wiedział, czy przypadkiem nie będę pierwszym człowiekiem na świecie, któremu
lasery zaczną strzelać z oczu. Po treningu pierwsze, co zrobiłem, to weszłam pod
prysznic. Kiedy się ubrałem i zrobiłem całą reszte popatrzyłem na zegarek. Było
wpół do trzeciej. Swoje kroki od razu skierowałem w stronę sklepu, gdzie
pracuje Noela. To jakieś piętnaście minut drogi od kompleksu. Kiedy doszedłem,
usiadłem na ławce w parku po drugiej stronie ulicy. Było stamtąd dobrze widać
wejście do sklepu. Założyłem okulary przeciwsłoneczne i czekałem. Po około
dwudziestu minutach zobaczyłem, jak Noe wychodzi. Wstałem i przeszedłem przez
ulicę.
- Witaj ponownie. – powiedziałem ze smail’em od ucha do ucha.
- Hej. – powiedziała również się uśmiechając. – San, dojedziesz do domu sama, czy nadal
jesteś pijana? – zażartowała.
- No ha,ha. Wiesz? – sarknęła. – Dawaj kluczyki i już
nic lepiej nie mów. – wzięła kluczyki, po czym odjechała.
- To gdzie mnie zabierasz? – zapytała dziewczyna.
- Do restauracji za tym parkiem. – odpowiedziałem wskazując
głową, w którym kierunku będziemy szli. Po dwóch minutach rozmów i żartów
doszliśmy do restauracji „Inicio GRUB”**.
Bardzo lubiłem tam jeść.
- Więc, co powiesz jeszcze ciekawego? – zapytała dziewczyna, kiedy
czekaliśmy na zamówione jedzenie.
- To może opowiesz mi coś o sobie? Tak na prawdę nic o tobie nie wiem. –
odpowiedziałem.
- A co byś chciał o mnie wiedzieć. – zapytała.
- Najlepiej wszystko. – gdyby to było możliwe wyszczeżył bym się jescze
bardziej.
- No to słucham Hip – hop’u. Kocham fotografię. Skończyłam technikum na tym
kierunku, ale nie stać mnie na aparat, więc pracuję w sklepie pożywczym, jak
już zdążyłeś się przekonać. Teraz ty. –powiedziała wskazując na mnie palcem.
- Jestem sławnym, utalentowanym piłkarzem. – dziewczyna wywrócił oczami na
to stwierdzenie, ale ja udałem, że tego nie widziałem. – Słucham tego, co wpadnie
mi w ucho. Moja pasja, to standardowo piłka nożna oraz samochody.
- To teraz podaj mi numer telefonu, bo bez tego, jak bez ręki. – wziąłem od
niej telefon, napisałem mój numer i puściłem sobie sygnała, po czym zapisałem
sobie żądek cyfr, dzięki któremu będę mógł kontaktować się z Noelą. Przyszło
nasze jedzenie. Czas mijał nam w bardzo miłej atmosferze. Po obiedzie był
problem, co do tego kto ma płacić. Wyszło na to, że zostawiłem kase na stole, a
Noe wyprowadziłem siłą. Pospacerowaliśmy jeszcze chwilę, po czym o godzinie osiemnastej
zadzwoniłem po taksówkę. Najpierw pojechaliśmy zawieść dziewczynę, a potem
wróciłem do domu.
NOELA
(SOBOTA)
Dziś sobota, więc wolne od pracy.
Wstałam dosyć wcześnie, bo o ósmej. Sandra powiedziała wczoraj, że śpi dziś do
oporu, więc jej nie budzę. Zeszłam w piżamie do kuchni i zjadłam jogurt. Nie
chciało mi się dziś tak jakoś myśleć, więc z tond takie skromne jest moje
śniadanko. Później poszłam do łazienki i po umyciu założyłam na siebie dres.
Wrzucając piżamę do prania stwierdziłam, że należałoby w końcu zrobić pranie.
Wyszłam z zaparowanego pomieszczenia (nie ma to jak gorąca woda) i wzięłam
jeszcze z pokoju MP 4, po czym wyszłam pobiegać. W Madrycie jest strasznie dużo
parków. Jeden jest na naszym osiedlu, więc tam się skierowałam. Po jakimś
czasie popatrzyłam na zegarek, który pokazywał godzinę dziesiątą. Łał, nie wiem
jak, ale biegam dwie godziny i dalej nie czuję się zmęczona. Postanowiłam, że
pójdę do sklepu osiedlowego, po jakiś napój. Jak chciałam, tak zrobiłam i po
kilku minutach byłam już w sklepie. Wybrałam Pepsi i wróciłam do domu.
Zaniosłam napój do kuchni i poszłam wziąść prysznic. Postanowiłam, że na razie
zmienię tylko koszulkę, bo i tak wieczorem, przed spotkaniem z Fabio będę
musiała się przebrać. A co do niego. Przez każdy dzień, do dzisiaj spotykaliśmy
się chociaż na godzinę. Cały czas o nim myślę. Ale, nie ma o czym gadać.
Poszłam do Sandry, ponieważ jest już jedenasta, a ona dalej śpi. Trzeba
zobaczyć, czy żyje. Podeszłam po woli do jej łóżka. Popatrzyłam na jej klatkę
persiową i zobaczyłam, że się unosi i opada miarowo. Żyje. Hmm... I tak trzeba
zobaczyć. Wzięłam jej telefon i poszukałam jakiejś głośnej piosenki. Pogłośniłam ile się tylko da, po czym
odtworzyłam. Rzuciłam telefon na łóżko i szybko wyszłam.
-Aaa ... Freddie Mercury zmartwychwstał! – usłyszałam krzyk, po czym
zaczęłam się tarzać na podłodze. Oczywiste było to, że moje tarzanie było spowodowane
śmiechem, który przywołał do mnie Sandrę. – Idiotko! Mówiłam, że będe spać dziś
do oporu! Dlaczego nie możesz tego zrozumieć?! – czy mi się wydaje, czy ona się
robi czerwona na twarzy?
- Ha ha! Mercury zmartwychwstał! Ha ha! – nie mogłam przestać się śmiać. –
Mówiłam, że się zemszczę za tą zimną wode, jak brałam prysznic. – powiedziałam,
kiedy się trochę uspokoiłam.
- Ale to ty zaczęłaś, ja tylko oddałam. – powiedziała z wyrzutem krzyżując
ręce na wysokości klatki piersiowej. Wyglądała, jak obrażone dziecko, na co ja
znów zaczęłam się tarzać ze śmiechu.
- Słuchaj. – powiedziałam podnosząc się na nogi, po jakimś czasie. – Wszyscy
wiedzą, że to ja muszę kończyć taką “serię kawałów” , więc nie mogłam się
powstrzymać.
- Ja ci dam “serię kawałów”! Wypowiadam wojne! – powiedziała, po czym
zatrzasnęła się w łazience. Tsaa ... Kolejna nasza wojna. Kocham je!
Przynajmniej nie będzie nudno. Jest godzina jedenasta. Ludzie !!! Do
siedemnastej jeszcze sześć godzin ! Nie wytrzymam. Poszłam do mojego pokoju i
otworzyłam laptopa. Może najwyższy czas wejść na Fb. Nie byłam jeszcze od czasu
przyjazdu do Hiszpanii. Jak chciałam, tak zrobiłam. Pierwsze, co mi się
wyświetliło, to dziewięć zaproszeń od : Fabio, Sergio, Gonzalo, Marcelo,
Karima, Ikera, Kaki, Ronaldo, Pepe. Nie no. Wiedziałam, że troche byli
zdziwieni, kiedy przeskoczyłam przez płot u Fabio i chyba mnie za tą akcje
polubili, ale żeby aż tak, że zaprosili mnie do znajomych na Facebooku? Ja
chyba nie wierze w swoje możliwości. Oczywiście wszystkie zaakceptowałam. Ale
będą mi zazdrościć. Popatrzyłam jeszcze na nowości i stwierdzam, że nie ma nic
cikawego. Wyłączyłam, więc komputer i
włączyłam muzykę. Walnęłam się na łóżko i wzięłam do ręki telefon.
Postanowiłam, że zadzwnie do Fabsa i zapytam, gdzie mnie zabierze, bo nie wiem
w co się ubrać. Mam nadzieję, że mi powie. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i
czekam. Jeden sygnał, drugi sygnał ... Nie odbiera. O nie! Nie ze mną takie
numery. Dwonie jescze raz. Jeden sygnał, drugi syg ...
~Nie masz nade mną litści człowieku, kimkolwiek jesteś? – wyjęczał.
~ Nie znam takiego słowa, jak litość. – odpowiedziałam. – Wiesz, że jesteś
drugą osobą, którą dziś w tak butalny sposób obudziłam?
~ Coś zrobiła Sandrze? – zapytał po chwili ciszy.
~ Zrobiłam tak, że myślała, iż Freddie Mercury żyje. – odpowiedziałam
spokojnie, ale w duchu śmiałam się, jak głupia.
~ Dobra. Nie wnikam, bo już mnie to przeraża. Więc, po co dzwonisz
kwiatuszku?
~ Czy ja zawsze coś muszę chieć? – zaytałam z obrażonym tonem.
~ No chyba nie budziłabyś mnie tak rano, jakbyś czegoś nie chciała.
~ Jakie rano?! Ludziu, jest dwunasta godzina! – krzyknęłam.
~ Nie krzycz tak, maleństwo. Po wygranym meczu, to jak środek nocy.
~ Aaa ... Bo wyście wczoraj mecz wygrali! No to moje gratulacje! – dobra.
Jestem niewyobrażalnie wredną osobą. Wiem, jak go musi głowa boleć, a i tak
krzycze.
~ Jesteś niewyobrażalnie wredną istotą. – ospowiedział. – Powiedz lepiej,
czego chcesz i daj mi cierpieć w spokoju.
~ Chciałam zapytać, gdzie mnie dziś zabierasz. – powiedziałam, udając, że
tego wcześniejszego nie usłyszłam.
~ Nie powiem. – wiedziałam, że to nie będzie takie łatwe.
~ Al, ja nie wiem, w co się ubrać, więc bądź dobrym chłopczykiem i
grzecznie powiedz, gdzie mnie do jasnej cholery zabierasz? – moja cierpliwość
się kończy, a i tak nigdy nie była duża.
~ Powiem ci tylko tyle, że możesz ubrać się na luzie, bo nie idziemy do
żadnej restauracji.
~ Dziękuję ci, łaskawco. – sarknęłam.
~ Dobra, Noela. Ja muszę kończyć, bo chopaki zaczynają się budzić, a ja bardzo
lubię moje mieszkanko. – powiedział i chyba nawet w jego głosie wyczułam
minimalną panikę.
~ Do siedemnastej. – odpowiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Wstałam z łóżka i pomyślałam, że
zrobię pranie. Moje kroki skierowałam, więc do łazienki. Posegregowałam żeczy i
jak na razie wrzuciłam do pralki same kolorowe. Nastawiłam maszynę i poszłam o
kuchni, żeby zrobic sobie colę z lodem. Skożystałam, więc z jakże trudnego
przepisu, który nie wiem, jakim cudem zapamiętałam, a mianowicie nalałam do wsokiej
szklanki coli, dodałam lodu i gotowe. Wzięłam szklankę i skierowałam się do
salonu, przed telewizor, gdzie siedziała Sandra.
- Co tam? – zapytałam.
- O której wychodzisz? – zapytała.
- O siedemnastej przyjeżdża po mnie Fabio. – odpowiedziałam
- Znów będę się sama nudzić. – powiedziała z żalem.
- Przepraszam, obiecuję, że jutro cały dzień jest tylko dla ciebie.
Zadzwonimy do pracy i weźmiemy sobie dzień wolnego, żeby móc jutro zaszaleć.
Zgoda?
- Zgoda. – uśmiechnęła się do mnie.
- A teraz mogę skombinować numer do któregoś z królewskich, żebyś się nie
nudziła. – zaproponowałam.
- Może jednak zrezygnuję. Nie wiem =, czy im przeszło po porannej akcji z
tabletkami. – odpowiedziała, na co obie się zaśmiałyśmy. Na dalszych wygłupach
i śmiechach zleciał nam czas do szesnastej. Poszłam do pokoju i wybrałam
ubranie, po czym się w nie przebrałam.
- Może być? – zapytałam, po przyjściu z powrotem do salonu.
- Jeżeli ma być na luzie, to oczywiście. – uśmiechnęła się do mnie.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Trzymaj się. – powiedziałam do San i poszłam do drzwi.
- Gotowa, maleństwo? – zapytał z tym swoim rozbrajającym uśmiechem.
- Oczywiście. – odpowiedziałam. Wesz;iśmy do jego samochodu i po jakichś
dziesięciu minutach drogi byliśmy na miejscu, a był to ...
- LUNAPARK???!!! – moja mina? Sądząc po Fabio, niezapomniana.
SANDRA
( po wyjściu Noeli)
Pomyślałam, że nie będę się nudzić i też, gdzieś wyjdę. Przebrałam się,
zabrałam telefon, kartę kredytową, klucze i wyszłam. Poszłam do parku przy
naszym osiedlu i usiadłam na fontannie. Nie wiem, dlaczego, ale odstatnio
wieczory w Hiszpanii są jakieś, takie chłodne. Strasznie się ciesze, że Noela
znalazła Fabio. Boję się tylko, że nie powie mu, co tak na prawdę do niego
czuje. Ona się po prostu boi odrzucenia. Rozumiem ją. Też zakochałam się w
jednym z piłkarzy królewskich. Nie, nie powiem mu. Wyśmiałby mnie. Nie wiem,
ile tak myślałam, ale poczułam, jak ktoś zakrywa mi oczy.
- Zgadnij, kto to? – usłyszałam, przy uchu. Ten głos ...
- Ramos? – krzyknęłam.
- I nie tylko. – ołłł... Chyba mam kłopoty.
- No co u was? – zapytałam, jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze wiesz, co cię teraz czeka. – powiedział Marcelo.
- No chłopaki, nie dramatyzujcie. To był tylko taki głupi żart. Może nawet
niewinny. – panikowałam. Wstałam po woli i zaczęłam się cofać.
- Głupi, bolesny ... Na pewno nie niewinny. – odpowiedział Karim.
- Ale chyba nie żucicie się na bezbronną dziewczynę. – odpowiedziałam,
coraz bardziej przyspieszając kroku.
- Może jednak tak. – powiedział Sergio. Odwróciłam się i zaczęłam biec.
Byle tylko do klatki.
- I tak nam nie uciakniesz.! – usłyszałam za plecami. Po chwili ktoś
przewiesił mnie sobie przez ramie.
- Jak kara mnie spotka, o panie? – odpowiedziałam drwiąco, zaraz po tym,
jak przestałam się wyrywać.
- Przymusowa kąpiel. – tyle zdołałam usłyszeć, kiedy poczułam, jak ogarnia
mnie zewsząt zimna woda. Kiedy się wynurzyłam usłyszałam głośny śmiech.
Podniosłam się i ruszyłam w kierunku domu. Dlaczego to tak cholernie boli? Może dlatego, że to właśnie on mnie upokorzył, a potem zaczął się śmiać? Otworzyłam
drzwi do klatki.
- No nie obrażaj się! – usłyszałam krzyk, po czym trzasnęłam drzwiami i
wbiegłam po schodach prosto do mieszkania. Wzięłam piżamę i umyłam się. Kiedy
wyszłam spojrzałam na zegarek. Dwudziesta pierwsza. Nie było mnie w domu cztery
godziny. Rzuciłam się na łózko i usnęłam po jakimś czasie z głową wtuloną w
poduszką, która była mokra od łez.
FABIO
- Mówiłam, że to był zły pomysł. – pewnie jesteście ciekawi, co się tam
stało. Otóż chodziliśmy na różne zabawki, aż przyszła pora na Rollercoaster.
Tam Noela się zeżygała i musieliśmy iść, bo wygląda, jak siedem nieszczęść.
- Oj nie przesadzaj. Przynajmniej poznaliśmy granice, których nie powinnaś
przekraczać. – zaśmiałem się.
- Tylko ja je znałam i nie musieliśmy sprawdzać, czy są prawdziwe. –
powiedziała, wysiadając z samochodu.
- To do jutra? – zapytałem.
- Jutro cały dzień mam spędzić z San, bo przez ostatni czas zaniedbałam ją.
– odpowiedziała.
- Rozumiem. – odpowiedziałem. – Tylko zadzwoń, jak będziesz miała czas. –
dodałem i odjechałem. Kiedy wreszcie dojechałem do domu zobaczyłem na
wycieraczce jakąś kopertę. Otworzyłem ją. W środku były zdjęcia moje i Noe z
ostatniego tygodnia. Wziąłem jakiś list, który również się tam znajdował.
OSTRZEŻENIE
Jeżeli zależy ci na tej dziewczynie, to
ogranicz z nią kontakty. Pamiętaj, że ja i ktoś jeszcze o wszystkim wiemy. Na
prawdę nie żartujemy. Możemy zrobić jej krzywdę. Następne ostrzeżenie przyjdzie
niebawem. A jak na razie zastosuj się do tego, które właśnie czytasz.
Twoi Doradcy.
Moja Noe może mieć przeze mnie kłopoty?
_______________
* "Spożywczy i chemiczny"
** " Domowe jedzonko"
Piosenkę macie w tekście. :)
Mam nadzieję, że się podoba. Miał być wczoraj, ale mama <i wszystko staje się jasne>
+ Mam kilka spraw:
1. Jak zrobić, żeby strony mi się pokazywały, bo chce dodać ask.fm
2. Stroje bohaterek robię sama, więc odnośnie tego również możecie mi zwracać uwagę ^^
3. Rozdział będzie za tydzień (około), chyba, że jutro na prezentacji umrę.
4. Za błędy przepraszam .
Wspaniały rozdział! :) Czekam na kolejny! ;D
OdpowiedzUsuń