czwartek, 30 maja 2013

Seção Quarto: "Jesteś moim aniołem stróżem."


Siemanko!!! Wiem, że późno, ale jest jeszcze 30.05 ^^.
Nie podoba mi się ten rozdział wcale, a wcale. Może się wam spodoba i w końcu zaczniecie komentować :(

P.S. Nie wiem, czy w Hiszpanii z policją tak jak u nas, więc przepraszam za niedomówienia.
Muzyka.

P.S. 2 Nie wiem również, czy rozdział pojawi się 6.06, bo jadę wtedy do Warszawy, a ode mnie to jakieś 200 km, więc wiadomo. Postaram się, żeby był wcześniej :).


NOELA
 

        Ze spotkania z Fabio wróciłam po dwudziestej czwartej. Byłam strasznie zmarnowana, po tej „przygodzie”. Jak to było? Otóż Fabi ciągną mnie na wszystkie maszyny. Najpierw Były samochodziki, potem dom strachów (pieprzone pająki i jeszcze bardziej pieprzona arachnofobia !! ) , następnie uparł się, że musimy coś zjeść i tak chodziliśmy i jedliśmy… W końcu wypalił z pomysłem rollercoaster ’a . Mówiłam mu, że to nie najlepszy pomysł, jak dla mnie po takiej ilości chlania. Tłumaczyłam, jak czemu dobremu, że mam swoje granice. Ale nie… Mnie nie trzeba słuchać, bo po co. Powiedział, zacytuję „ Oj chodź, masz uprzedzenia. Wcale nie skończy się tak źle, a potem będziesz żałować, że nie poszłaś.” No i głupia poszłam. Skończyło się na tym, że zarzygałam połowę ludzi siedzących za mną. Nie był to najmilszy widok. Kiedy wróciłam do domu, byłam tak zmarnowana, że nie marzyłam o niczym innym, jak najwygodniejsze miejsce świata – moje łóżko.
   Jest godzina dwunasta w południe. Nie chce mi się niczym ruszać. No, ale trudno. Sandra jeszcze śpi, skorzystam z okazji i się wykąpię. O taak. Gorąca woda na pewno dobrze mi zrobi. Wybrałam jakieś ubranie i poszłam do łazienki. Odkręciłam kurki i ustawiłam wodę tak, aby była gorąca, ale nie za bardzo. Nalałam różanego płynu, żeby zrobić pianę. Rozebrałam się i weszłam do wanny. Zrobiło mi się tak dobrze. Jakby wszystkie problemy spłukiwała ze mnie woda. Kocham ten stan. Niechętnie wyszłam z wystygniętej już wody. Przewinęłam się ręcznikiem i wysuszyłam włosy. Pomyślałam, że dziś je wyprostuję. Ubrałam się i poszłam obudzić Sandrę. Otworzyłam drzwi do jej pokoju. Widok, jaki zastałam omal nie połamał mi serca, a krew w żyłach przestała płynąć. Moja najlepsza przyjaciółka leżała na mokrej jeszcze poduszce z zaczerwienionymi od płaczu oczami.  Podeszłam powolutku do niej i usiadłam na skraju łóżka.
- Sandra. – szturchnęłam ją lekko w ramię. – Skarbie. Nie płacz. – dziewczyna przebudziła się i pierwsza reakcja z jaką spotkałam się z jej strony było przytulenie mnie. Wzmocniłam uścisk.
- Dlaczego życie jest takie do dupy?- wychlipała w moje ramię.
- Nie wiem. Tak chyba musi być. – starałam się ją uspokoić. Miałam w dupie to, że cała moja bluzka robi się mokra. – Powiesz mi, co się stało? – zapytałam po chwili spędzonej w ciszy.
- Zakochałam się. – wyszeptała w moje ramię. – Jak jakaś skończona idiotka. Najgorsze jest to, że wiem, iż on nigdy nie odwzajemni mojego uczucia.
- Nie martw się. Świat jest pełen takich przypadków. – kontynuowałam. – Jeden właśnie cię przytula. – dodałam i uśmiechnęłam się lekko, bo Sandra popatrzyła się na mnie.
- Mówisz o tobie i Fabio? – zapytała. Pokiwałam głową. – Kretynko! Przecież na kilometr widać, że mu na tobie zależy, jak cholera. – mówiła, a po mojej twarzy spłynęła pierwsza łza.
- Zależy, ale jak na młodszej siostrze. – powiedziałam spuszczając wzrok.
- Podsumowując. – przerwała jakże męczącą ciszę. – Obie wpadłyśmy, jak małolaty. – zaśmiałam się na to stwierdzenie.
- Powiesz mi, kto to? Zdążyłam domyśleć się tylko, że to jeden z Galaktycznych.
- Ramos. – szok.
- Dobra! Koniec użalania się nad sobą! Zarządzam lody i wyciskacza łez, a wieczorem imprezka. – powiedziałam uradowana swoim pomysłem.
- Zgadzam się z tobą w stu procentach. – odpowiedziała uśmiechając się lekko i ścierając łzy z policzków. – Jeden problem. Nie mamy lodów i filmów.
- Dlatego właśnie, następne co masz do wykonania to ubranie się i pójście ze mną po prowiant. – powiedziałam. – I nie przyjmuję odmowy, bo to rozkaz. – dodałam po chwili.
- Tak jest, pani kapitan. – Sandra zasalutowała, po czym poszła się przebrać. Poszłam do mojego pokoju i przebrałam zamoczoną część ubrania na nową. Ubrałam buty i czekałam. Jak się okazało nie musiałam tego robić długo, ponieważ moja blond przyjaciółka po chwili stała już koło mnie. W drodze do sklepu postanowiłam się dowiedzieć, czy mam zabić kretyna, którego mija San, nie wiadomo, jak obdarzyła największym uczuciem, jakie istnieje. W drodze do sklepu postanowiłam sprawdzić, za co mam zabić Ramosa.
- San, powiesz mi, co ten kretyn ci zrobił? – zapytałam po cichu. Dziewczyna spuściła głowę.
- Wrzucił mnie do fontanny i śmiał się tak, że ledwo się pozbierał. – zginiesz. Obiecuje ci, że zginiesz śmiercią tragiczną z niewyjaśnionych przyczyn idioto! Moja przyjaciółka już więcej nie będzie płakać z twojego powodu.
- Nie płacz. Nie warto. – powiedziałam przytulając ją do siebie. Doszłyśmy do sklepu. – Jakie bierzemy? – zapytałam przy lodówce.
- Czekoladowe, truskawkowe i waniliowe. – odpowiedziała „nurkując” w maszynie. Kupiłyśmy lody, chipsy, napoje i słodycze i wróciłyśmy do domu. Tam, w kuchni Sandra zaczęła rozpakowywać nasze zakupy. Pomyślałam, że warto powiedzieć Ramosowi, że jego życie dobiega właśnie końca. W tym celu udałam się do mojego pokoju. Zamknęłam go i dla pewności, że Sandi mnie nie zobaczy włączyłam muzykę. Wybrałam numer Fabio.
~ No cześć piękna. – powiedział na wstępie.
~ Gdzie jesteś? – zapytałam nie zważając na to, że się nie przywitałam.
~ Co tak nerwowo. Jestem z chłopakami u Ramosa.
~ Jeżeli jest w pobliżu, to daj mi go do telefonu.

FABIO


Nie wiem, co się stało Noeli, ale słyszę, że jest nieźle wkurwiona. Lepiej nie ryzykować.
- Ramos, nie wiem, co ty jej zrobiłeś, ale jest mocno zła. – powiedziałem na wstępie. Wszyscy w pokoju siedzieli cicho.
~ Halo? – powiedział niepewnie Serdzi.
~ Ja ci dam halo. Ja ci dam kurwa HALO!!! – krzyk był tak głośny, że stoper musiał odsunąć słuchawkę od ucha.
~ Dowiem się, co zrobiłem, że tak cie zdenerwowałem? – zapytał przerażony.
~ Ty się jeszcze pytasz, co zrobiłeś?! – krzyk był tak głośny, że nie trzeba było włączać głośnika. – Ja ci powiem, ty kretynie! Wrzuciłeś Sandrę do fontanny! To zrobiłeś ty idioto!
~ Ej, ej. Spokojnie maleńka. Przecież dobrze wiesz, że zasłużyła. – powiedział lekko podirytowany.
~ Nie mów do mnie maleńka! Nie masz takiego prawa, bo ci na to nie pozwoliłam! A wracając. Ty zadufany w sobie, narcystyczny, skretyniały palancie! Ja ci dam zasłużyła skurwielu! Żebym ja ci nie powiedziała, na co ty sobie zasłużyłeś dupku! – ile ona jest w stanie wymyślić epitetów na raz? Pewnie wyglądaliśmy z chłopakami jak idioci.
~No powiedz, na co zasłużyłem!
- Igrasz z ogniem Sergio. – mruknął Karim tak, aby Noe nie usłyszała.
~ Ty idioto! Jak cie tylko znajdę, to wykastruje tępymi nożyczkami i powieszę twoje jajka, jako największe trofeum przed wejściem na Santiago Bernabeu.! – jej złość chyba osiągnęła już chyba swoje apogeum. Na jej groźbę zaczęliśmy dławić się z chłopakami własnym śmiechem.
~ Dowiem się chociaż, za co? Bo jestem pewny, że to nie, za tą fontannę.
~ Oczywiście, że nie, ty zapatrzony w siebie dupku i nie widzący innych dokoła!
~ Możesz przestać mnie wyzywać i powiedzieć, o co ci do jasnej cholery chodzi?! – upss. Ramos nie krzycz. Sam na siebie w ten sposób wydajesz wyrok.
~ Ty skretyniały debilu z niewyparzoną gębą! Powiedziałam, że twoje jaja będą wisieć?! No to ty zawiśniesz koło nich! – czy myśmy myśleli, że ona krzyczy. No to wtedy to był tylko podniesiony głos. Nie wiedziałem, że na to ją stać. – Powiem, jak będę chciała, a teraz mnie posłuchaj i się nie odzywaj. Zrobiłeś mojej San największe świństwo, jakie tylko mogłeś i nie, nie mówię o fontannie. – syknęła. Jaka ona jest przewidywalna. Stoper właśnie otwierał, cytuję, swoją „ niewyparzoną gębę”. Tak, na pewno spodoba mi się to określenie.
~ To, o co, ci do jasnej cholery chodzi?! Co ja jej niby zrobiłem?!
~ Gówno! Mówiłam, chamie, nie mów do mnie takim tonem! Radze ci, do póki nie dowiesz się, co zrobić, żeby to naprawić, nie wchodź mi w drogę! – zagroziła, po czym się rozłączyła.
- Masz się dowiedzieć, o co jej chodzi. – powiedział Sergio, oddając mi telefon. Aha. Akurat, już biegnę do rozwścieczonej Noe. Ma szczęście, że nie pofatygowała się do nas, bo na prawdę mogłoby być z nim źle.
- Mniejsza. Nie po to tu przyszliśmy. – przerwał Iker. – Pokażesz nam ten list? – powiedział wyciągając rękę w moją stronę. Pogrzebałem chwilę w kieszeni, po czym podałem kawałek papieru kapitanowi. Przeczytał raz, drugi, po czym podał dalej.
- I co ja mam zrobić? Nie chce, żeby jej się coś stało, bo ją kocham. – ukryłem twarz w dłoniach. Pomimo, że nic nie widziałem, byłem pewny, że wszyscy na mnie patrzą.
- Myślę, że to jakiś głupi kawał. Pewnie jakieś napalone małolaty zobaczyły cię z nią w parku, albo kiedykolwiek indziej. Jeżeli to się nie powtórzy, to możesz być spokojny, ale jeżeli nie daj Boże znów ktoś coś takiego zrobi, to wznowimy naszą działalność. – powiedział Karim.
- Taa, pamiętam. Tylko, że tym razem Szpiegowski Zakład Pomocy „Królewscy” może nic nie dać. – powiedziałem z nutą ironii.
- Śmiesz w nas wątpić?- zbulwersował się Marcelo.
- To znaczy, wiesz Marcelo … Szukanie zaginionych ciastek, a groźby to dwie zupełnie różne rzeczy. – powiedziałem, jak najspokojniej się dało.
- Zawsze można spróbować. I wiesz, co? Wznawiamy działalność od teraz. Idziemy do ciebie i siedzimy w ogrodzie, udając, że mamy imprezę nad basenem, a tak naprawdę będziemy obserwować, czy nikt niepożądany nie kręci się wokoło twojego domu. – powiedział Cris.
- Jak tam chcecie. – mruknąłem w odpowiedzi. Wstaliśmy i pojechaliśmy do mnie uprzednio zahaczając o jakiś sklep. Jakby Mourinho zobaczył, co będziemy dziś jeść prześwięciłby nas. Na pewno. Jestem ciekawy, jak oni będą zamierzali jutro wstać, bo uznali, że muszą być wiarygodni i wykupili chyba pół alkoholowego. Nie ma to, jak impreza w niedziele.

NOELA ( po „rozmowie” z Sergio)

   Jaki z niego jest zapatrzony w siebie, narcystyczny, skretyniały buc. Takich powinno się odizolować od świata, bo jestem pewna, że źle wpływa na środowisko, w którym żyje. Dobra, spokojnie Noela. Musisz bardziej nad sobą panować, bo taka złość nie wpływa dobrze na twoją i tak już nadszarpniętą psychikę. Wyłączyłam muzykę i poszłam do salonu. Sandra już tam siedziała. Jako wyciskacza łez wybrałyśmy tradycyjnie „Titanica”. Na co dzień nie lubimy takiego gatunku, ale rozumiecie. Stan kryzysowy zapanował. Po skończonym „seansie” wyglądałyśmy, jak dwa chodząc nieszczęścia. Poszłyśmy się ogarnąć (ja), a że była osiemnasta, od razu postanowiłyśmy przygotować się na imprezę. Kiedy byłyśmy już gotowe była dziewiętnasta. San naprawdę potrafi długo siedzieć w łazience. Poszłyśmy do samochodu. Podróż na starówkę Madrytu zajęła nam piętnaście minut, a poszukiwania klubu pięć. Weszłyśmy do środka i od razu przywitał nas huk muzyki.

FABIO ( kiedy dziewczyny oglądały Titanica)

    Wiedziałem. No wiedziałem, że to się tak skończy. Mieliśmy obserwować, czy ktoś podejrzany nie kręci się, koło mojego domu, ale oni nie. Musieli się schlać, a teraz ja ( wiedziałem, że to zły pomysł, więc nie piłem) i Iker ( nie ma to, jak katar) po dwóch godzinach musimy pilnować schlanych panienek. Czy oni nie maja swojego rozumu? Jeszcze ten grill. Jakby nas teraz Mou zobaczył, to by nas chyba wszystkich na rozstrzelanie wysłał.
- Iker, ja już dłużej z nimi nie wytrzymam. Bierz moje kluczyki i rozwoź pojedynczo, a ja będę w tym czasie pilnował reszty. – powiedziałem. Czułem, że jak zaraz wszyscy nie znikną mi z oczu, to … - Jak Boga kocham, tak ich wszystkich Jose podkabluje.
- Dobra, już ide. – powiedział. – Aha. I jak już będziesz szedł do trenera, to weź mnie ze sobą. Jako kapitan drużyny mogę wyznaczać karne treningi. – dopowiedział.
- Z wielką przyjemnością.
    Postanowiliśmy, że zaczniemy od tych, którzy mieszkają najdalej. Wzięliśmy więc pana Ronaldo za fraki i wpakowaliśmy go na tylne siedzenie mojego samochodu.
- Chłopaki, chyba za dużo wypiłem. Będę rzygaać. – wystękał.
- Jeżeli zarzygasz mi samochód, to obiecuje, że będziesz go czyścił własnymi rękami. – wysyczałem. Kapitan odjechał, a ja wróciłem do środka, żeby mi te panienki nic nie zrobiły z domem.  Poszedłem od razu do ogrodu. Nie było tak źle, jak się spodziewałem.  Nie byli w stanie się poruszyć, tak się schlali. Na szczęście, jak dla mnie. Nie wiem, jak można w trzy godziny się tak schlać. Usiadłem na stołku ogrodowym i obserwowałem tych popaprańców. Marcelo przytulał się do Karima. Francuz coś mu śpiewał. Albo mi się wydawało, albo ta piosenka była o miłości. Nie wiem, co by na to powiedziała Clarisse. Ba, co ona powie, jak zobaczy go w takim stanie. Biedny mały Brazylijczyk. Uśmiechnąłem się do swoich myśli. Pepe właśnie udawał … tak na prawdę nie wiem, co udawał, ale stał na trampolinie, rozłożył ręce i …
-Pepe! Nie skacz do basenu, bo … - skoczył.- … nie wsiądziesz do mojego samochodu, bo go zamoczysz. – dodałem zrezygnowany.
- Jestem Syreną!
- Wyłaź cwelu z tej wody!
- Ale syrenki nie mogą żyć bez wody! – zawył. Moja cierpliwość się kończy!
- Syrenki tak, ale ty nie jesteś syrenką.
- Kłamiesz! – no to koniec. Portugalczyk się obraził. Zaraz, zaraz … Iker wrócił! Za chwilę bramkarz był już przy mnie.
- To teraz Marcelo? – zapytał. – Aha. I będziesz musiał chyba wyczyścić tapicerkę. Ronaldo zarzygał.
- Zabije. – wysyczałem. – Nie. Nie budź Marcelo. Niech śpi. Pomóż mi wyjąć tą syrenkę z basenu. – kiwnąłem głową w kierunku osobnika, który zaraz całkowicie wyprowadzi mnie z równowagi. – Nie pytaj, bo sam nie wiem. – dopowiedziałem, kiedy zobaczyłem pytający wzrok kapitana.
- Dobra, nie zamierzam. – tym zakończył naszą wymianę zdań. Podeszliśmy do basenu. Po pięciu minutach, ale nie pytajcie, bo nie wiem, jak , wyciągnęliśmy Pepe z mojego basenu. Nie zwracałem już uwagi na to, że jest cały mokry. Po prostu władowałem go do samochodu. Dobrze, dwóch pojechało, zostało jeszcze pięciu. Wracając do tego, co kto robi … Więc Marcelo i Karim teraz spali. Gonzalo … oświadcza się właśnie kwiatkom ( a ja głupi myślałem, że on należy do tych normalnych). Mesut leży na trawie i dalej żłopie wóde, tylko, że teraz już nie męczy się z kieliszkiem. Tsaa … W końcu niektórym z gwinta smakuje lepiej. A Sergio … Sergio właśnie … usiadł (mniej więcej) … tam, gdzie ja siedziałem przed chwilą. No trudno, byle by był tylko święty spokój. Przyczołgałem sobie drugi leżak i postawiłem go obok stopera. Dlaczego? Bo tam był najlepszy widok, na całą tą bandę dzieciaków. Yhh … Czuje się, jak przedszkolanka.
- Zimno mi . – wybełkotał osobnik siedzący koło mnie.
- Jesteś drugi w kolejce, do odwiezienia. Wytrzymasz. – powiedziałem opierając twarz na dłoniach. Jeszcze chwile i wybuchnę.
- Wiesz, co. Ta twoja dziewczyna to niezła dupa. – znów zaczyna. – Jak jej się z tobą nie uda, to możesz wysłać ją do mnie. – podniosłem gwałtownie głowę i popatrzyłem na niego z chęcią świeżej krwi wypisaną na twarzy.
- Jeżeli zaraz się nie zamkniesz, to nawet twoje fanki ci nie pomogą.
- No oj nie złość się. Taki towar nie powinien się marnować. – powiedział, pokazując rządek swoich białych zębów, które zaraz wylądują na trawniku. – Swoją drogą może mi uda się ją szybciej zdobyć niż tobie.
- Orzesz ty! Zabije! Ty sukin kocie! – darłem się. W momencie, kiedy wstawałem, żeby dobrać się do tego cwela zjawił się Iker. Ten to ma wyczucie czasu. Pociągną Sergio za rękę, tak, że nie zdążyłem go złapać i w tempie natychmiastowym zaciągną go do samochodu. I tak go jeszcze dorwę. Albo lepiej. Napuszczę Noele. Usiadłem na krześle i obserwowałem pozostałą gromadkę. Jeżeli ktoś może mnie tak wkurzyć, jak teraz, to zdecydowanie tylko i wyłącznie Ramosiątko. Nie wiem, czy on taki głupi, czy to te procenty, ale podobno głupcy i pijani mówią prawdę. No tak. Siedziałem tak i myślałem, co teraz może robić moja przyjaciółka, kiedy wrócił mr. C.
- Jestem, dużo ich jeszcze zostało? – zapytał na wstępie.
- Nie. – warknąłem.
- Co on ci zrobił, że ty jesteś taki wściekły? – zapytał zaskoczony moim tonem.
- Nic. – nic się nie zmieniło w sposobie, w jaki wyrzucałem z siebie pojedyncze słowa.
- Chodzi o Noele? – popatrzyłem na niego w taki sposób, że już nawet na moją odpowiedź nie czekał, tylko po prostu wziął się za zabieranie Niemcowi flaszki z wódką. Po chwili, w której nie szczędzili sobie wyzwisk pod swoimi adresami udało mu się wyrwać mu butelką. I w tym momencie stało się coś, czego wszyscy najmniej się spodziewali. Mesut się rozryczał. Dosłownie. Łzy spływały mu strumieniami po policzkach. Popatrzyliśmy na siebie z Ikerem , nie rozumiejąc, co się właśnie stało, że wywołało u niego taką reakcję.
- Nikt mnie nie rozumie. Nawet moi przyjaciele. Chyba ożenię się  z wódką. Tylko ona mnie rozumie. – zaczął łkać w moje ramie.
- Dobra. Twój samochód jest już mokry, zarzygany, teraz, jak wsadzisz sobie tą bekse, to możesz od razu pożegnać się z zagłówkami, bo mogą być podrapane w napadzie szału. – powiedział Iker. Popatrzyłem na niego coraz bardziej wkurzony. Zapamiętać na przyszłość. Nie poświęcać samochodu, żeby odwozić zalanych królewskich do domów. Zamówić tylko taksówkę. Niech się inni męczą. Po godzinie wszyscy byli już w swoich domach. Iker wrócił do mnie i wszedł do salonu, gdzie piłem cole. Minie dużo czasu, zanim choćby spojrzę na procenty. Kapitan usiadł na kanapie, koło mnie.
- Co masz zamiar teraz zrobić? – zapytał po chwili milczenia.
- Czekać na następne ostrzeżenie i zastosować się do niego. – odpowiedziałem patrząc w wyłączony telewizor. Nastała kolejna cisza. Wie, że moja odpowiedź go nie usatysfakcjonowała. Ale ja nie mogę nic innego zrobić.
- Dlaczego?
- Bo mam związane ręce. Nie mogę nic więcej zrobić. Policja? A jaką mam pewność, że pomogą? Przecież wiesz, jaką mamy policje. Nie chce, żeby jej się coś stało. – ukryłem twarz w dłoniach.
- Rozumiem.

 NOELA

Jest już coś koło dwudziestej pierwszej. Czuje, że jestem wstawiona. Sandra jeszcze się trzyma, ale Sandra to Sandra. Ma zajebiście mocny łeb, ale to już chyba mówiłam kiedyś tam … Po godzinie naszego pobytu tutaj dosiedli się do nas jacyś kolesie. Nawet ładni tylko … tylko cały czas porównuje ich do Fabio. Właśnie, ciekawe, co on teraz robi. Może myśli o mnie, tak jak ja o nim. Złudne nadzieje. Właśnie tańczę z .. Marco? Tak, chyba właśnie tak ma na imię. Jest przystojny, ale to nie Fabi. Coentrao, coś ty ze mną zrobił. Jak tyś to zrobił? Ja się nie zakochuje, to we mnie się zakochują.
- Idziemy do stolika? – zapytałam go po jakimś czasie.
- Oczywiście. – odpowiedział szczerząc się. Zaczynają mi te jego zęby działać na nerwy. Poszliśmy do Sandry i … Jose? Możliwe, że tak on się nazywa. Usiadłam po prawej stronie Sandry i wzięłam mój drink do ręki. Napiłam się go i z powrotem odstawiłam. Wiem, że nie powinno się na takich imprezach zostawiać napojów, a potem je pić, ale kiedyś miałam do czynienia z dragami i wiedziałabym, że coś z napojem jest nie tak, a poza tym San tu siedziała, więc spokojna moja rozczochrana. Po jakichś następnych dwóch godzinach poczułam się strasznie zmęczona.
- San możemy już iść? – zapytałam ją próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
- Myślałam, że już nigdy nie zapytasz. – powiedziała z ulgą. – Ej, chłopaki my już idziemy. – powiedziała do nich, po czym wstałyśmy i skierowałyśmy się do wyjścia. Na zewnątrz usiadłyśmy na jakiejś ławce po to, abym mogła zadzwonić po taksówkę. Po chwili zobaczyłam, jak Marco i Jose idą w naszą stronę.
- Natrętni się zbliżają. – usłyszałam głos San.
- Musicie już iść? – zapytał Marco.
- Fajnie nam z nami było. Bez was pewnie będzie nudno. – powiedział drugi. Taxi przyjechała!
- Taksówka już jest. Musimy iść. Do zobaczenia. – wyratowała nas moja przyjaciółka. Po piętnastu minutach byłyśmy w domu, a potem w łóżku.

PO ODJEŹDZIE DZIEWCZYN
- Dzwoń do Carme. Musi dać nam ich numery, b nie udało nam się ich zdobyć. Powiedz jej od razu, że możemy spełnić jej prośbę.

NOELA (rano)

Mój łeb! Jak boli. Zwlekłam się jakimś cudem i odsunęłam rolety w pokoju. To był błąd. Słońce od razu mnie oślepiło. Wzmogło to ból mojej głowy. Poczłapałam do kuchni. Siedziała w niej Sandra. Tej to dobrze. Ona chyba nigdy nie miała kaca. Podeszłam do stołu, na którym leżały tabletki i zimna woda.
- Jesteś moim aniołem stróżem. Dziękuje. – wyszeptałam bojąc się, że głośniejszy ton może rozerwać pozostałości po moim mózgu. Połknęłam tabletki i od razu udałam się do łazienki. Zmyłam pozostałości po moim wczorajszym makijażu i od razu weszłam pod zimną wodę. O taak. Tego mi trzeba. Ubrałam się. Dziś znów było chłodniej. Nie wiem, co dzieje się z tą pogodą. Poszłam do salonu, gdzie siedziała blondynka.
- Która godzina? – zapytałam na wstępie. Chyba mnie wcześniej nie usłyszała, bo właśni odwróciła głowę w moją stronę, po czym przyciszyła telewizor. – Nie trzeba, tabletki już zaczynają działać. – uśmiechnęłam się do niej.
- Czternasta. – odpowiedziała odwzajemniając uśmiech.
- Od której nie śpisz? – zapytałam zaskoczona późną porą.
- Od dziesiątej.
- Obrazisz się, jak zadzwonię do Fabio? – zapytałam.
- No pewnie, że nie.- wróciłam do swojego pokoju i od razu wybrałam numer Portugalczyka. Po kilku sygnałach odebrał.
~ Słucham maleństwo? – na serio? Od razu na wstępie maleństwo?
~ Nic wielkoludzie. – usłyszałam, jak się śmieje. – O której będziesz wolny? Spotkamy się dziś? Mam wolne w pracy, bo wczoraj byłyśmy na imprezie.
~ Wiesz … Za niedługo drugi ćwierćfinał. Muszę dużo ćwiczyć. Nie mogę zawieść, więc raczej dziś również się nie zobaczymy. – czy on się wykręca?
~ Szkoda. – odpowiedziałam. – Ćwicz i nie przejmuj się mną. – dopowiedziałam, po czym się rozłączyłam. Nie chcę słuchać jakichś bezsensownych wymówek. Wróciłam do San.
- Coś się stało? – zapytała widząc, że nie jest ze mną źle.
- Nic, po prostu nie chce mnie dziś widzieć. – odpowiedziałam.
- Tak ci powiedział? – uniosła jedną brew.
- Taki był przekaz. – powiedziałam. – Nie pytaj. Proszę. – dopowiedziałam widząc jej minę. Nic już nie powiedziała. Zajęłyśmy się telewizorem. To znaczy Sandra, bo ja myślałam o pewnym blondynie.

FABIO

- Noe? – rozłączyła się.
- Coś się stało? – zapytał Sergio wchodząc do szatni. Zmroziłem go tylko spojrzeniem, po czym wyszedłem na murawę. Była tam już spora część królewskich. Był też Iker. Usiadłem koło niego.
- Dostałem następny list. To coś mnie pochwaliło i powiedziało, że dobrze się spisuje.
- Nie jesteś zadowolony? – zapytał ironicznie.
- Iker, ja nie chce jej znów stracić. 

______________________________________

No ludzie no. Nie mogłam się powstrzymać, takiego słodkiego dzieciaka ma Marcelo.






 

 ENZO, JESTEŚ TAK WŁOCHATY, JAK TWÓJ TATA :D

6 komentarzy:

  1. Mały tatuś :D Cudowne dziecko :D A jaki wspaniały rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam cię do Liebster Award! :)
      Zapraszam do mnie po pytania:
      http://zakochaniwdortmundzie.blogspot.com/p/libster.html

      Usuń
  2. super.;p ap[raszam do mnie mario-alicja-story.blogspot.com mile widziany kom;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszystko. Historia szybko się rozwinęła, ale pewnie jeszcze dużo się wydarzy.
    Intryguję mnie Carme. Na pewno namiesza. Ta groźba to pewnie też jej sprawka.
    Informuj mnie o nowościach.
    Pozdrawiam. ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Hehe :DD
    Świetne :)) Czekam na nn :))

    4 rozdział:
    http://opowiadanie-o-lewandowskim-i-ronaldo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń