Noela
Jedziemy z Fabio już około piętnastu minut.
Jeszcze nikt się nie odezwał. Chciałabym go o tyle rzeczy zapytać, ale nie
wiem, jak? Dlaczego on nie może być na tyle inteligentny i pierwszy zagadać?
Dobra, stop. Dopiero go znalazłam, a już narzekam. Noela, nie zapędzaj się tak.
Przecież wiesz, że zawsze taki był. Mało inteligentny, ale jedyny w swoim
rodzaju.
-
Więc, co powiesz? – „co powiesz”? Człowieku! Jedenaście lat się nie
widzieliśmy, a ty mi wyjeżdżasz ze zwykłym „ co powiesz”?
- Wszystko
w porządku, jakoś leci. – uśmiechnęłam się. – A ty, co powiesz? – wcale nie mam
zamiaru ci tego ułatwiać kolego. Wysil się.
-
U mnie jakoś też leci. – ha, ha! Ale ty jesteś zestresowany człowieku. Właśnie
mi się przypomniało, jak uwielbiałam cię wkurzać.
Nasza interesująca wymiana zdań została
przerwana, kiedy Fabio zjechał na parking przy jakimś domu. Zaraz, zaraz.
Jeszcze raz. Kiedy Fabio zatrzymał się przy jakimś naprawdę wielkim domu!
Wyszedł z samochodu i podszedł otworzyć mi drzwi. Wysiadłam, ale moja szczęka
jeszcze nie wróciła na swoje miejsce. Blondyn zaśmiał się cicho.
-
No i z czego się cieszysz?- zapytałam lekko zdenerwowana. Wiedziałam, że
piłkarze mieszkają w wielkich domach, ale żeby, aż tak?
-
Ja? Z niczego. – odpowiedział szybko i złapał mnie za rękę. Weszliśmy do
„małego pałacu”. W środku był jeszcze lepszy niż na zewnątrz.
Mój towarzysz zaciągnął mnie do
salonu i posadził na kanapie i poszedł po coś do picia, jak mniemam. Kiedy go
nie było zdążyłam przyjrzeć się pomieszczeniu. Na ścianie wisiał telewizor,
który można było oglądać z czteroosobowej kanapy. Między meblem a plazmom stał
szklany stolik. Jak na Chłopaka całkiem ładnie. Fabio właśnie wrócił do salonu
z dzbankiem i dwiema szklankami. Postawił jedną przede mną i nalał mi soku
pomarańczowego, po czym usiadł koło mnie.
-
Więc chcesz rozmawiać poważnie już teraz, czy chcesz zostawić to na później. –
zapytałam. Błagam cię człowieku, wybierz opcje pierwszą. Chce mieć to już za
sobą.
-
Dobra. Dawaj tę poważną rozmowę. – dziękuje ci!
-
Myślałam, że to ty zaczniesz. – odpowiedziałam, wpatrując się w sok, który stał
się naprawdę bardzo ciekawy.
-
No dobrze. – powiedział po woli, świdrując mnie wzrokiem. – To powiedz,
dlaczego nie odpisałaś, kiedy napisałem do ciebie, zaraz po przeprowadzce? –
zapytał, a mnie nagle olśniło. Podniosłam szybko oczy i popatrzyłam na niego.
-
A napisałeś? – zapytałam po cichu patrząc mu prosto w oczy.
-
To była pierwsza rzecz, jaką zrobiłem zaraz po przeprowadzce. – stwierdził. –
Jak nie odpisałaś, to pomyślałem, że nie chcesz mnie znać. Nie narzucałem się
wtedy. – mówiąc to spuścił głowę. On do mnie napisał!
-
Jak tak mogłeś pomyśleć, głuptasie? Po prostu, ja nie dostałam tego listu. –
przytuliłam się do niego. Oddał uścisk. Tak strasznie mi tego brakowało.
-
Na EURO byłem w Warszawie. Szukałem cię.
-
A ja byłam w Gdańsku. Kiedy nie przyszedłeś do parku, pomyślałam, że nie chcesz
mnie znać.- zaszkliły mi się oczy. Człowieku, co ty ze mną robisz? Przecież ja
nawet na pogrzebach nie płacze.
-
Nie wiedziałem. Sama dziś zobaczyłaś, że nie wiedziałem. – złapał mnie za
podbródek i sprawił, że znów patrzyłam w jego oczy. Nieee, nie w takim
momencie. – Ej, malutka. Nie płacz.
Teraz już wszystko będzie dobrze.
-
Nie jestem malutka.- kiedy to usłyszał uśmiechnął się, tak jak tylko on to
potrafi. W tym Momocie poczułam, że ja go naprawdę kocham. Nie chce nikogo
innego, tylko jego. Ale on ma mnie chyba dalej za dziecko. W końcu jestem od niego cztery lata młodsza.
-
Nie kłuć się malutka. – znów ten uśmiech! – Przyjdziesz jutro na mecz?
-
Nie mam biletu.
-
A jak bym ci dał, to byś przyszła?
-
Hmm … Mogłabym się zastanowić.
-
Przy tym zastanawianiu się pamiętaj, że ja szybko się rozmyślam. – udał
obrażonego.
-
Oj, jak tylko dasz mi dwa bilety, to przyjdę.
-
Zabierzesz tą swoją przyjaciółkę? – zapytał ze … smutkiem?!
-
Tak, zawsze wszędzie chodzimy razem. – odpowiedziałam niepewnie.
-
Rozumiem, jesteście, jak siostry. Najważniejsze dla siebie. – czy mi się tylko
wydaje, czy jemu głos załamuje się coraz bardziej?
-
Fabi, co jest?
-
Nic, a co ma być. – nie patrzył mi w oczy. Czy on jest zazdrosny o Sandrę?
-
Fabio, czy ty jesteś zazdrosny o Sandrę? – zapytałam po chwili ciszy.
-
Nie o Sandrę. O to, że ona była z tobą przez 10 lat, a ja nawet nie mogłem cię
zobaczyć na żywo. Ba! Ja potem nawet nie wiedziałem, co u ciebie. – usiadłam mu
na kolanach przodem do niego i wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową.
Sandra
(w czasie, kiedy Fabio i Noela rozmawiali)
Nie jestem pewna, ale kiedy staliśmy na
parkingu przed stadionem wydawało mi się, że widziałam Carme. Jeżeli to prawda,
to nie wróże szczęśliwej najbliższej przyszłości Fabio i Noeli. Tak strasznie
chciałabym, żeby jej się wreszcie poukładało, a ta krowa może wszystko zepsuć.
Muszę zrobić wszystko, żeby jej się nie udało wejść z butami w przyszłość Noe. Nie,
żeby coś, ale wydaje mi się, że ona ma coś wspólnego z listem, który Fabio
wysłał mojej przyjaciółce jakieś sześć lat temu. Nie powiedziałam jej o niczym,
bo nie chce jej teraz denerwować.
Ale na razie jeżdżę sobie po Madrycie i
szukam jakiegoś fajnego klubu. Musimy w końcu czasami się od stresować.
Zaparkowałam samochód i postanowiłam, że
przejdę się.
Fabio
Noela wtuliła twarz w moją klatkę
piersiową. Tak strasznie brakowało mi jej bliskości. Boje się, że znowu mnie
zostawi. Nie zniósł bym tego, szczególnie teraz.
-
Noe ?
-
Słucham? – zapytała dalej z twarzą na mojej piersi.
-
Obiecaj, że już nigdzie nie wyjedziesz, że zawsze już będziesz. – podniosła po
woli głowę i popatrzyła w moje oczy.
-
Obiecuje. – wyszeptała i wróciła do poprzedniej pozycji. – Zakończmy może już
te poważną rozmowę, bo moja psycha tego nie zniesie. – zaśmiała się po chwili.
-
W pełni się z tobą zgadzam. – odpowiedziałem. – To co robimy?
-
Nie mam pojęcia.
-
Ale ja już chyba wiem. – położyłem ją na plecach i złapałem nadgarstki, które
położyłem jej nad głowę.
-
Nie zrobisz mi tego. – powiedziała robiąc wielkie oczy.
-
A właśnie, że zrobie. – odpowiedziałem z cwanym uśmiechem i zacząłem ją
łaskotać.
-
Przestań! Fabio już! Masz przestać!- darła się, kiedy usłyszałem, że ktoś
otwiera drzwi.
-
Cicho, ktoś tu idzie. – powiedziałem zatykając jej usta ręką.
-
Jest tu kto?!! – ten ryk poznałbym wszędzie. Marcelo.
-
Mówiłem, żebyście tu nie przyłazili! – krzyknąłem schodząc z Noeli i siadając
koło niej.
-
No, ale może przedstawisz nam swoją koleżanke, przez którą prawie zginąłem z
rąk przyjaciela? – jeszcze tylko jego tu brakowało.
-
Wynocha!
-
Nigdy jeszcze nas tak nie witałeś. Coś ty dziewczyno z nim zrobiła? – na twarzy
Noeli wyrósł słodki rumieniec, kiedy do salonu weszli Ronaldo, Benzema,
Marcelo i Ramos.
-
Zapomniałeś, że mieliśmy dziś grać w Fife? – Benzema.
-
Nie dziś, błagam.
-
Spokojnie Fabio, chętnie im dokopie. – uśmiechnęła się chytrze Noe. Wszyscy
popatrzyliśmy na nią zdziwieni.
-
Ty nam, chyba my tobie. – Marcelo, ty to jesteś taktowny.
-
Skoro jesteś taki pewny siebie, to może zagrasz ze mną jako pierwszy. – no tak.
Z niej się nie nabija. Szczególnie, kiedy chodzi o noge. Pamiętam, że była
lepsza od niektórych chłopaków.
-
Nie ma problemu. Fabio włączaj. – włączyłem im grę.
-
Gracie klubami, czy reprezentacjami? – Ronaldo.
-
Reprezentacje. – odpowiedzieli równocześnie. Noela, jak się spodziewałem
wybrała Polskę. Widziałem, jak Marcelo uśmiecha się drwiąco.
- O
co się zakładamy?- cała ona.
-
Jak wygram to idziesz ze mną na obiad. – nie wiem, czy on robi to specjalnie,
ale chyba zmienię obiekt, który chcę zabić. Ronaldo możesz spać spokojnie.
-
A jak je wygram, to dasz sobie wsadzić lód do gaci. – wybuchneliśmy z chłopakami śmiechem.
-
Zaczynajcie. – powiedział niecierpliwie Ramos.
15
minut później…
-
Jak ty to zrobiłaś?! – darł się Marcelo.
-
Spokojnie, przecież to dopiero pierwsza połowa. Jeszcze zdążysz nadrobić. –
zadrwiła Noe. Myślałem, że nie wytrzymamy z chłopakami ze śmiechu.
-
Marcelo. To tylko cztery gole w pierwszej połowie, przecież masz jeszcze
piętnaście minut. – zadrwił Benzema.
15
minut później…
Ta scena wyglądała tak. Marcelo nie
dowierza, w to co się stało, Noela tańczy, coś na kształt tańca zwycięstwa,
Ronaldo, Benzema, Ramos i ja tarzamy się po dywanie i ryczymy za śmiechu. Noe
wygrała z Marcelo 9 : 0. Trzeba pamiętać też o tym, że ona grała Polską a on
Brazylią.
-
Oszukiwałaś!
-
Taaak, przekupiła sędziów. – zaśmiał się Cris.
-
A ja będę bezwzględna i każe ci się zamrozić dopiero po meczu w szatni. –
powiedziała.- Fabi nagra mi to na telefon.
-
Oczywiście. – odpowiedziałem.
-
Nie zrobisz mi tego. – błagał Marcelo.
-
Ależ oczywiście. A teraz idę do domu.
-
Tak szybko?
-
Tak muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy.
-
Odprowadze cię. – poszedłem z nią do drzwi. – Jutro wystarczy, że pokażesz swój
dowód osobisty przy kasie. Po meczu poczekaj na mnie przed stadionem, chce ci
coś pokazać.
-
Do jutra o … ?
-
20:45.
-
Pa Fabi. – przytuliła mnie, dała buziaka w policzek na pożegnanie i już jej nie
było. Wróciłem do salonu. Teraz grali Cris i Karim. Usiadłem Pomiędzy
zrozpaczonym Marcelo, a rozhahanym
Sergio i już zaczynałem tęsknić za moją Noe…
Noela
Wyszłam od Fabio i zadzwoniłam do Carme.
~
Siemanko, gdzie jesteś?
~Hej.
Gdzieś w Madrycie. – odpowiedziała.
~
No nie za dużo mi to mówi.
~
Gdzieś na mieście. Przyjdź na główny parking koło miasta. Będę czekać przy
samochodzie.
~
Dobra. Postaram się jakoś tam dotrzeć. Pa. – rozłączyłam się.
Następną czynność jaką wykonałam było
znalezienie postoju taksówek. Nie było to trudne, bo stały one przed wjazdem na
osiedle domków jednorodzinnych. Podeszłam do jednej z nich.
-
Na parking główny przy centrum miasta. – powiedziałam i kierowca pojechał.
Zaczęłam zastanawiać się, co ja tak
naprawdę znacze dla Fabio. Jestem dla niego dalej dzieciakiem? W końcu jest ode
mnie cztery lata starszy. Nie zniosłabym myśli, że teraz, kiedy go znalazłam
mógłby być z inną. Nie zauważyłam nawet, kiedy dojechaliśmy. Zapłaciłam
taksówkarzowi i zaczęłam szukać naszego samochodu. Przeszłam może dwa metry i
zobaczyłam machającą do mnie Sandrę.
-
No na reszcie. Myślałam, że już tu nie dotrzesz. – powiedziała na wstępie.
-
Tak. Mnie również miło cie widzieć ponownie.
-
Co ty taka zamyślona? Nie udało się pierwsze spotkanie po latach?
-
Było bardzo dobrze. Porozmawialiśmy poważnie. Wkopałam Marcelo we włożenie
sobie lodu do gaci. Idziemy jutro na
mecz z Galatasaray’ em.
-
Moment. Co zrobiłaś Marcelo? – zapytała inteligentnie.
-
Wygrałam z nim w Fife.
-
I pewnie był zakład? – zgadywała.
- No oczywiście. Ale sam się prosił.
-
Nie wnikam. – odpowiedziała. – Idziemy na lody? Zdążyłam znaleźć jakąś
interesująco wyglądającą lodziarnię. Aaa… I jak już dojdziemy, to będziesz
musiała mi powiedzieć, co się dzieje.
-
Nie odpuścisz, prawda?
-
No popatrz, jak ty mnie dobrze znasz. – zażartowała.
Szłyśmy przez miasto i gawędziłyśmy o wszystkim i o niczym. Nagle
zauważyłam Carme.
-
San, popatrz. – powiedziałam wskazując palcem w stronę mojej siostry.
-
A ta czego znowu chce?
-
Znowu?
-
No, bo tego … Widziałam ją dziś rano przed stadionem, ale nie byłam pewna, czy
to ona, a nie chciałam cię denerwować, bo dopiero co znalazłaś Fabio i w ogóle.
– popatrzyłam na nią tak, że gdyby wzrok mógł zabijać, to leżała by właśnie na
chodniku.
-
Nie wiem, co ta krowa znowu ode mnie chce, ale niech mi lepiej nie wchodzi w
drogę. – nawet nie wiem, kiedy doszłyśmy do lodziarni. Zamówiłyśmy lody. Sandra
czekoladowe, a ja owocowe, moje ulubione. Usiadłyśmy na polu i czekałyśmy na
zamówienie.
-
Więc powiesz, nad czym się tak zastanawiałaś, kiedy do mnie przyszłaś? – a już
myślałam, że zapomniała, że miała mnie o to zapytać.
-
Musze ci mówić?
-
Zawsze, wszystko miałyśmy sobie mówić, ale skoro nie chcesz to nie. –
odpowiedziała smutno.
-
Nie wiem, co tak na prawde czuje do mnie Fabio. Chciała bym, żeby mnie kochał.
– odpowiedziałam po chwili namysłu.
-
Ale nie tak, jak brat siostrę, czy przyjaciel, przyjaciółkę, prawda? –
zapytała.
-
Prawda. – odpowiedziałam spuszczając wzrok. Kelner przyniósł nam lody.
-
I pewnie sama się go o to nie zapytasz. – bardziej stwierdziła niż zapytała.
-
Nigdy. – odpowiedziałam natychmiastowo. Nagle zauważyłam znajome twarze. – San
pamiętasz tych Hiszpanów na EURO, co zabrałyśmy im szaliki, a potem
spieprzyłyśmy?
-
No oczywiście, jak mogła bym zapomnieć. Z godzine latałyśmy po Gdańsku.
-
Więc zrób coś, żeby nas nie zauważyli.
-
To oni tu są?! – krzyknęła po Polsku. Oczywiście większość ludzi znajdujących
się w lodziarni, razem z zainteresowanymi trzema „panami”.
- Éste! ¡Recuerde! Danos bufandas idiota! (To one!
Pamiętacie?! Idiotki oddajcie nam szaliki!) – wydarł się jeden.
- Pero no se engañe! Aries!
Por mucho que se
preocupa por ellos, para que ellos lo consiguen!
(Tylko nie idiotki! Baranie! Jak tak bardzo ci na nich zależy, to je sobie weź!)
– jak się bawić, to na całego! – Sandra sieprzamy,tylko nie do samochodu,
pobiegniemy do Fabio, może po drodze ich zgubimy. – powiedziałam.
Zaczęłyśmy spieprzać. Oni
oczywiście zrobili to samo. W końcu to były szaliki z podpisami całej
reprezentacji. Ja biegłam pierwsza, a San zaraz za mną. Taaa... Cyba tylko my
potrafimy się wpakować w coś takiego.
- Noe, ja już się tam więcej nie pojawie. A takie dobre lody były. –
udawała załamaną. – Daleko jescze? – dodała po chwili.
- Nie marudź, już nie daleko. – odpowiedziałam. – Sprawdź, czy dalej za
nami biegną.
- Taak. – wysapała.
- Już jesteśmy nie daleko. Jeszcze w prawo, i do końca uliczki. –
powiedziałam. Za cwilę byliśmy już pod domem Fabsa. – Przez płot, bo zanim on
się zbierze, to nas dopadną. – San tylko pokiwała głową. Jak powiedziałam, tak
zrobiłyśmy. Przeszłyśmy przez płot i już mogłyśmy odetchnąć.
- Y así nos daremos todavía! (I tak was jeszcze dopadniemy!) – potem usłyszłyśmy już
tylko odgłos oddalających się kroków.
- Noe?! W coś ty się znowu wpakowała? – Fabio
muiał nas zauważyć. W odpowiedzi wybuchnęłyśmy tylko śmiechem.
Fabio ( w czasie, kiedy dziewczyny biegły)
Odkąd Noe sobie poszła, do mnie przyszli jeszcze Iker, Pepe, Kaka, Gonzalo
i Luka. Urządziliśmy sobie tak zwane “odstresowywanie przed meczem”. Aż tak
głupi nie jesteśmy, piwa nie ma, tylko Pepsi i granie w Fife. Nie ma to jak
wspólny turniej w wyżej wymienioną gre. Szkoda tylko, że Noe poszła.
-Wygrałem! – rozdarł się kapitan.
- Marcelo nie masz dziś szczęścia, co do tej gry.
– zarechotał Cr7.
- Dlatego się juz dziś nie zakładam. – stękną
Brazylijczyk.
- To był jakis zakład?- dociekał Kaka.
- Tak, który przegrał z dziewczyną grającą Polską.
– wyznal Ramos, a potem wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. No prawie wszyscy,
wiadomo, kto się nie śmiał.
- To o co się założyliśćie. – wystękał Gonzalo.
- Mam sobie włożyć w szatni po meczu lód w gacie.
– powiedział obrażony, wywołując kolejny wybuch śmiechu.
- Fabio, czy to nie Noela z jakąś dziewczyną
właśnie przeskoczyła przez twój płot? – zapytał Karim.
- Co ty pierdzielisz?! – wyszłem szybko na
zewnątrz, a tam zobaczyłem leżące na trawie Noe i Sandrę. - - Noe?! W coś ty
się znowu wpakowała?- zapytałem z powątpieniem, na co te tylko zaczęły się
głośno śmiać.
- Nie cieszysz się, że znowu mnie dziś widzisz? –
zapytała, a raczej wyjąkała.
- Oj maleństwo, maleństwo. Czego oni od ciebie
chcieli? – zapytałem z powątpieniem. Za mną zbierali się już wszyscy, a te
wariatki tażają się ze śmiechu na trawniku.
-
Takie tam … Może my już pójdziemy.
-
Może jednak nie?! – wydarł się Kaka,
który nie wiadomo skąd i jak znalazł się koło mnie.
-
Musimy, bo mamy coś jeszcze do załatwienia. – powiedziała Sandra.
-
Uciekanie przed innymi facetami? – zadrwił Gonzalo.
- Nie
rozpakowywanie się po przyjeździe do Hiszpanii. – odpowiedziała uśmiechnięta
Noe.
-
Ale może wyjdziecie furtką? – zapytałem, kiedy pomagaliśmy im wstać.
-
Niee. Płotem ciekawiej. – powiedziała blondynka. – Na razie. – dodała jeszcze i
obie przeskoczyły ponownie przez płot.
-
Już wszyscy wiemy, dlaczego masz tak zrytą banie. – powiedział Pepe, na co ja
tylko uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. Wróciliśmy do domu i kontynuowaliśmy
nasze „odstresowywanie”.
Noela
Po tym, jak
„wyskoczyłyśmy” od Fabio poszłyśmy po nasz samochód i wróciłyśmy do domu. Nawet
nie wiem, kiedy zrobiła się szesnasta. Jeszcze dziś nic, oprócz śniadania i
lodów (jak wszystkim wiadomo nie całych) nic nie jadłam.
- Pizza, czy hińczyk? – zapytałam, kiedy nudziłyśmy
się, przed jakimś filmem, a miałyśmy się rozpakować…
- Dzisiaj mam ochotę na pizze. – odpowiedziała. – Ta co
zawsze. – dodała, kiedy wyjęłam telefon.
Poszukałam na Internecie jakiejś pizzerii w pobliżu i zadzwoniłam.
Zamówiłam naszą umówioną i czekałyśmy. Po jakiejś pół godzinie gościu
dostarczył nam zamówienie i zajadałyśmy się przy tym samym bzdurnym filmie, co
wcześniej. Ja jednak nic z niego nie rozumiałam. Kiedy się skończył poszłam do
swojego pokoju i zaczęłam układać ubrania w szafach. Zajęło mi to czas do
dwudziestej pierwszej, więc kiedy skończyłam poszłam do łazienki wziąć prysznic,
przebrałam się w piżamkę i poszłam spać.
Następnego
dnia wstałam o ósmej, bo do pracy miałyśmy na dziesiątą. Od razu skierowałam
się do pokoju San, żeby ją obudzić, bo później będzie miała pretensje. Weszłam
do jej pokoju i po cichu podeszłam do jej łóżka. Zauważyłam, że koło jej łóżka
stoi jakaś resztka (czyt. prawie cała) wody. Odkręciłam ją i wylałam całą
zawartość na moją słodko śpiącą przyjaciółkę.
- Aaa … !!! Ja się topie!- darła się siadając na
łóżku. Myślałam, że nie wytrzymam ze śmiechu u niej na podłodze. – To ty
wariatko?! Obrażam się na ciebie, możesz się do mnie nie odzywać! – mówiąc to
wyszła z pokoju. A co ja zrobiłam? Dalej tarzałam się na jej dywanie. Po jakimś
czasie postanowiłam jednak, że należało by się u myć. Poszłam z powrotem do
swojego pokoju i wybrałam ubranie. Weszłam do łazienki i rozebrałam się.
Puściłam wode i zaczęłam brać prysznic. W pewnym Momocie poczułam, że po moich
plecach leci lodowata woda.
- Aaaa … !!!! – krzyknęłam kierując strumień wody na
ścianę.
- Jesteśmy kwita!! – usłyszałam stłumiony krzyk mojego
oprawcy, a z prysznica z powrotem zaczęła lecieć ciepła woda. Skończyłam to, co
zaczęłam, wyszłam z kabiny, wytarłam się i ubrałam. Poszłam prosto do kuchni z
chęcią mordu na osobniku płci mojej. W pewnym momencie, wcześniej wymieniony
zwierz wyminął mnie w przedpokoju i zatrzasnął się w łazience.
- I tak sobie oddam. – powiedziałam już bardziej do
siebie. Weszłam do kuchni i zrobiłam sobie płatki na mleku. Popatrzyłam na
zegarek, który wskazywał godzinę dziewiątą. – Sandra! Mamy pół godziny do
wyjścia! – wydarłam się. Wróciłam do pokoju i zaczęłam pakować do torby najpotrzebniejsze
rzeczy. Telefon, klucze, klucz do samochodu … Tak przygotowana weszłam do
salonu. Czekała tam na mnie San. Usiadłam koło niej.
- Ile nam jeszcze zostało? – zapytałam.
- Możemy już wychodzić. – odpowiedziała. Jak
powiedziała, tak zrobiłyśmy. Po piętnastu minutach jazdy samochodem byłyśmy na
miejscu. Jeszcze tylko przebrać się w
strój i można zaczynać pracę. Wyszłam z przebieralni i poszłam do osoby, która
miała mną na początki „kierować”. Nie musiałam szukać długo.
- Dzień dobry. Ja jestem tu nowa i miała mi pani dziś
pokazać, co mam robić i jak. – powiedziałam. Kobieta podniosła głowę i
popatrzyła na mnie z uśmiechem.
- Jaka pani? Jestem po prostu Pamela. – podała mi
rękę. Uścisnęłam ja i również się uśmiechnęłam.
Pierwszy
dzień w pracy mijał mi całkiem spokojnie. Pamela wytłumaczyła mi co i jak. Nie
jest to wcale takie trudne. W sumie, co może być trudnego w rozkładaniu pudełek
na półkach? Nic. No właśnie. Już nie mogę się doczekać, kiedy zarobie na aparat
i będę mogła zrobić port folio, żeby szukać pracy w jakimś magazynie.
Dochodziła dziewiętnasta. Już nie mogę się doczekać, kiedy będzie
dwudziesta. Wtedy właśnie ja i San idziemy na mecz!!! Poszłam do łazienki i
założyłam koszulkę z napisem F. Coentrao i bluzę Realu. Poszłam do salonu i
usiadłam koło Sandry.
- Ile mamy czasu do wyjścia? – zapytałam na wstępie.
- Jakieś dwadzieścia minut. – odpowiedziała wpatrzona
w TV. Mamy polską kablówkę! :D
- Czyją koszulkę założyłaś? – zapytałam za chwilę.
- Ramosa. – odpowiedziała spokojnie. – Idziemy? - czy ona ucieka od tematu? Trzeba to potem zbadać ...
- Oczywiście. – poderwałam się do góry, zabrałam torbę
i zbiegłam po schodach naszej klatki prosto do samochodu. Dziś ja prowadzę !!!
Po chwili koło mnie pojawiła się Sandra z równie wielkim uśmiechem, co mój. O
godzinie dwudziestej trzydzieści byłyśmy pod stadionem. Podeszłam do okienka,
pokazałam mój dowód osobisty i odebrałam nasze bilety. Okazało się, że Fabi
załatwił nam miejsca nad ławką trenerską. Pogadałyśmy jeszcze chwilę i mecz się
zaczął.
Po meczu
Ja pierdole, wygrali !!! 3 : 0 !!! Niesamowite !!!
Brak mi słów !!! Ale dużo tych wykrzykników. No cóż. W końcu radość, to radość.
Właśnie idziemy do samochodu. Sandra jedzie do domu, a ja czekam na Fabio…
Fabio (po meczu)
Wgraliśmy!!!
Właśnie przebieram się po prysznicu i idę do Noeli. Mam zamiar wziąć ją ze sobą
do najpiękniejszego parku w całym Madrycie. Wszedłem do szatni i zobaczyłam
uhahanych piłkarzy z Ramosem na czele.
- A ty gdzie się tak śpieszysz? – zapytał mnie
Higuain.
- Idę gdzieś z Noe. – odpowiedziałem uśmiechnięty. Coś
mi się wydaje, że to nie tylko z powodu wygranej…
- Leć! Tylko uważaj, żeby ci nie uciekła! –
usłyszałem, ale nie wiem, kto wołał, bo drzwi były już zamknięte. Wyszedłem
przed stadion i odszukałem dziewczynę w tłumie. Miała na sobie koszulke i bluze
naszego klubu. Nawet w tym stroju wyglądała przepięknie. Podeszłem do niej i złapałem
w pasie.
- Gotowa, na niespodziankę? – zapytałem ją szeptem
wprost do ucha.
Carme
Znów to
samo! Dlaczego to ja nie mogę być na miejscu mojej durnowatej siostry? Mam
ochotę ją zabić i zakopać, jak śmiecia, którym jest. Czy to zazdrość?
Oczywiście, że nie. To chęć zemsty za uczucie, jakie obdarzył ją Fabio.
Dlaczego on nie może czuć tego do mnie, tylko akurat do tej gówniary? Już nie
długo i zostane panią Coentrao …
______
Nie podoba mi się zupełnie, ale ocenę pozostawiam wam. Nie wiem kiedy będzie następny, bo w niedziele mam komunie, ale możliwe, że do wtorku się wyrobie.
Wejść jest dużo ( jak sprawdzałam to było dużo m.in. z Rosji o.O), ale komentarzy mało ;(
Nie martw się o komentarze :D Zawsze tak jest.. :) Piszesz naprawdę świetnie i nie masz co się martwić ;) Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńFajne rozdziały piszesz:)
OdpowiedzUsuńhttp://przeznaczenianieoszukasz7.blog.pl/ poczytasz?? pliss myślę że cię zaciekawi :) o Alex i Crisie :) wszystkich zapraszam!