Siemanko!!! Wiem, że późno, ale jest jeszcze 30.05 ^^.
Nie podoba mi się ten rozdział wcale, a wcale. Może się wam spodoba i w końcu zaczniecie komentować :(
P.S. Nie wiem, czy w Hiszpanii z policją tak jak u nas, więc przepraszam za niedomówienia.
Muzyka.
P.S. 2 Nie wiem również, czy rozdział pojawi się 6.06, bo jadę wtedy do Warszawy, a ode mnie to jakieś 200 km, więc wiadomo. Postaram się, żeby był wcześniej :).
NOELA
Ze spotkania z Fabio wróciłam po
dwudziestej czwartej. Byłam strasznie zmarnowana, po tej „przygodzie”. Jak to
było? Otóż Fabi ciągną mnie na wszystkie maszyny. Najpierw Były samochodziki,
potem dom strachów (pieprzone pająki i jeszcze bardziej pieprzona arachnofobia
!!
) , następnie uparł się, że musimy coś zjeść i tak chodziliśmy i
jedliśmy… W końcu wypalił z pomysłem rollercoaster ’a . Mówiłam mu, że to nie
najlepszy pomysł, jak dla mnie po takiej ilości chlania. Tłumaczyłam, jak czemu
dobremu, że mam swoje granice. Ale nie… Mnie nie trzeba słuchać, bo po co.
Powiedział, zacytuję „ Oj chodź, masz uprzedzenia. Wcale nie skończy się tak
źle, a potem będziesz żałować, że nie poszłaś.” No i głupia poszłam. Skończyło
się na tym, że zarzygałam połowę ludzi siedzących za mną. Nie był to najmilszy
widok. Kiedy wróciłam do domu, byłam tak zmarnowana, że nie marzyłam o niczym
innym, jak najwygodniejsze miejsce świata – moje łóżko.
Jest godzina dwunasta w południe. Nie chce
mi się niczym ruszać. No, ale trudno. Sandra jeszcze śpi, skorzystam z okazji i
się wykąpię. O taak. Gorąca woda na pewno dobrze mi zrobi. Wybrałam jakieś
ubranie i poszłam do łazienki. Odkręciłam kurki i ustawiłam wodę tak, aby była
gorąca, ale nie za bardzo. Nalałam różanego płynu, żeby zrobić pianę.
Rozebrałam się i weszłam do wanny. Zrobiło mi się tak dobrze. Jakby wszystkie
problemy spłukiwała ze mnie woda. Kocham ten stan. Niechętnie wyszłam z
wystygniętej już wody. Przewinęłam się ręcznikiem i wysuszyłam włosy.
Pomyślałam, że dziś je wyprostuję. Ubrałam się i poszłam obudzić Sandrę.
Otworzyłam drzwi do jej pokoju. Widok, jaki zastałam omal nie połamał mi serca,
a krew w żyłach przestała płynąć. Moja najlepsza przyjaciółka leżała na mokrej
jeszcze poduszce z zaczerwienionymi od płaczu oczami. Podeszłam powolutku do niej i usiadłam na
skraju łóżka.
- Sandra. –
szturchnęłam ją lekko w ramię. – Skarbie. Nie płacz. – dziewczyna przebudziła
się i pierwsza reakcja z jaką spotkałam się z jej strony było przytulenie mnie.
Wzmocniłam uścisk.
- Dlaczego
życie jest takie do dupy?- wychlipała w moje ramię.
- Nie wiem.
Tak chyba musi być. – starałam się ją uspokoić. Miałam w dupie to, że cała moja
bluzka robi się mokra. – Powiesz mi, co się stało? – zapytałam po chwili
spędzonej w ciszy.
- Zakochałam
się. – wyszeptała w moje ramię. – Jak jakaś skończona idiotka. Najgorsze jest
to, że wiem, iż on nigdy nie odwzajemni mojego uczucia.
- Nie martw
się. Świat jest pełen takich przypadków. – kontynuowałam. – Jeden właśnie cię
przytula. – dodałam i uśmiechnęłam się lekko, bo Sandra popatrzyła się na mnie.
- Mówisz o
tobie i Fabio? – zapytała. Pokiwałam głową. – Kretynko! Przecież na kilometr
widać, że mu na tobie zależy, jak cholera. – mówiła, a po mojej twarzy spłynęła
pierwsza łza.
- Zależy, ale
jak na młodszej siostrze. – powiedziałam spuszczając wzrok.
-
Podsumowując. – przerwała jakże męczącą ciszę. – Obie wpadłyśmy, jak małolaty.
– zaśmiałam się na to stwierdzenie.
- Powiesz mi,
kto to? Zdążyłam domyśleć się tylko, że to jeden z Galaktycznych.
- Ramos. –
szok.
- Dobra!
Koniec użalania się nad sobą! Zarządzam lody i wyciskacza łez, a wieczorem
imprezka. – powiedziałam uradowana swoim pomysłem.
- Zgadzam się
z tobą w stu procentach. – odpowiedziała uśmiechając się lekko i ścierając łzy
z policzków. – Jeden problem. Nie mamy lodów i filmów.
- Dlatego
właśnie, następne co masz do wykonania to ubranie się i pójście ze mną po
prowiant. – powiedziałam. – I nie przyjmuję odmowy, bo to rozkaz. – dodałam po
chwili.
- Tak jest,
pani kapitan. – Sandra zasalutowała, po czym poszła się przebrać. Poszłam do
mojego pokoju i przebrałam zamoczoną część ubrania na nową. Ubrałam buty i
czekałam. Jak się okazało nie musiałam tego robić długo, ponieważ moja blond przyjaciółka po chwili stała już koło mnie. W drodze do sklepu postanowiłam się
dowiedzieć, czy mam zabić kretyna, którego mija San, nie wiadomo, jak obdarzyła
największym uczuciem, jakie istnieje. W drodze do sklepu postanowiłam
sprawdzić, za co mam zabić Ramosa.
- San,
powiesz mi, co ten kretyn ci zrobił? – zapytałam po cichu. Dziewczyna spuściła
głowę.
- Wrzucił
mnie do fontanny i śmiał się tak, że ledwo się pozbierał. – zginiesz. Obiecuje
ci, że zginiesz śmiercią tragiczną z niewyjaśnionych przyczyn idioto! Moja
przyjaciółka już więcej nie będzie płakać z twojego powodu.
- Nie płacz.
Nie warto. – powiedziałam przytulając ją do siebie. Doszłyśmy do sklepu. –
Jakie bierzemy? – zapytałam przy lodówce.
-
Czekoladowe, truskawkowe i waniliowe. – odpowiedziała „nurkując” w maszynie.
Kupiłyśmy lody, chipsy, napoje i słodycze i wróciłyśmy do domu. Tam, w kuchni
Sandra zaczęła rozpakowywać nasze zakupy. Pomyślałam, że warto powiedzieć
Ramosowi, że jego życie dobiega właśnie końca. W tym celu udałam się do mojego
pokoju. Zamknęłam go i dla pewności, że Sandi mnie nie zobaczy włączyłam
muzykę. Wybrałam numer Fabio.
~ No cześć
piękna. – powiedział na wstępie.
~ Gdzie
jesteś? – zapytałam nie zważając na to, że się nie przywitałam.
~ Co tak
nerwowo. Jestem z chłopakami u Ramosa.
~ Jeżeli jest
w pobliżu, to daj mi go do telefonu.
FABIO
Nie wiem, co
się stało Noeli, ale słyszę, że jest nieźle wkurwiona. Lepiej nie ryzykować.
- Ramos, nie
wiem, co ty jej zrobiłeś, ale jest mocno zła. – powiedziałem na wstępie.
Wszyscy w pokoju siedzieli cicho.
~ Halo? –
powiedział niepewnie Serdzi.
~ Ja ci dam
halo. Ja ci dam kurwa HALO!!! – krzyk był tak głośny, że stoper musiał odsunąć
słuchawkę od ucha.
~ Dowiem się,
co zrobiłem, że tak cie zdenerwowałem? – zapytał przerażony.
~ Ty się
jeszcze pytasz, co zrobiłeś?! – krzyk był tak głośny, że nie trzeba było
włączać głośnika. – Ja ci powiem, ty kretynie! Wrzuciłeś Sandrę do fontanny! To
zrobiłeś ty idioto!
~ Ej, ej.
Spokojnie maleńka. Przecież dobrze wiesz, że zasłużyła. – powiedział lekko
podirytowany.
~ Nie mów do
mnie maleńka! Nie masz takiego prawa, bo ci na to nie pozwoliłam! A wracając.
Ty zadufany w sobie, narcystyczny, skretyniały palancie! Ja ci dam zasłużyła
skurwielu! Żebym ja ci nie powiedziała, na co ty sobie zasłużyłeś dupku! – ile
ona jest w stanie wymyślić epitetów na raz? Pewnie wyglądaliśmy z chłopakami
jak idioci.
~No powiedz,
na co zasłużyłem!
- Igrasz z
ogniem Sergio. – mruknął Karim tak, aby Noe nie usłyszała.
~ Ty idioto!
Jak cie tylko znajdę, to wykastruje tępymi nożyczkami i powieszę twoje jajka,
jako największe trofeum przed wejściem na Santiago Bernabeu.! – jej złość chyba
osiągnęła już chyba swoje apogeum. Na jej groźbę zaczęliśmy dławić się z
chłopakami własnym śmiechem.
~ Dowiem się
chociaż, za co? Bo jestem pewny, że to nie, za tą fontannę.
~ Oczywiście,
że nie, ty zapatrzony w siebie dupku i nie widzący innych dokoła!
~ Możesz
przestać mnie wyzywać i powiedzieć, o co ci do jasnej cholery chodzi?! – upss.
Ramos nie krzycz. Sam na siebie w ten sposób wydajesz wyrok.
~ Ty
skretyniały debilu z niewyparzoną gębą! Powiedziałam, że twoje jaja będą
wisieć?! No to ty zawiśniesz koło nich! – czy myśmy myśleli, że ona krzyczy. No
to wtedy to był tylko podniesiony głos. Nie wiedziałem, że na to ją stać. –
Powiem, jak będę chciała, a teraz mnie posłuchaj i się nie odzywaj. Zrobiłeś
mojej San największe świństwo, jakie tylko mogłeś i nie, nie mówię o fontannie.
– syknęła. Jaka ona jest przewidywalna. Stoper właśnie otwierał, cytuję, swoją
„ niewyparzoną gębę”. Tak, na pewno spodoba mi się to określenie.
~ To, o co,
ci do jasnej cholery chodzi?! Co ja jej niby zrobiłem?!
~ Gówno!
Mówiłam, chamie, nie mów do mnie takim tonem! Radze ci, do póki nie dowiesz
się, co zrobić, żeby to naprawić, nie wchodź mi w drogę! – zagroziła, po czym
się rozłączyła.
- Masz się dowiedzieć,
o co jej chodzi. – powiedział Sergio, oddając mi telefon. Aha. Akurat, już biegnę do rozwścieczonej Noe. Ma szczęście, że nie pofatygowała się do nas, bo
na prawdę mogłoby być z nim źle.
- Mniejsza.
Nie po to tu przyszliśmy. – przerwał Iker. – Pokażesz nam ten list? –
powiedział wyciągając rękę w moją stronę. Pogrzebałem chwilę w kieszeni, po
czym podałem kawałek papieru kapitanowi. Przeczytał raz, drugi, po czym podał
dalej.
- I co ja mam
zrobić? Nie chce, żeby jej się coś stało, bo ją kocham. – ukryłem twarz w
dłoniach. Pomimo, że nic nie widziałem, byłem pewny, że wszyscy na mnie patrzą.
- Myślę, że
to jakiś głupi kawał. Pewnie jakieś napalone małolaty zobaczyły cię z nią w
parku, albo kiedykolwiek indziej. Jeżeli to się nie powtórzy, to możesz być
spokojny, ale jeżeli nie daj Boże znów ktoś coś takiego zrobi, to wznowimy
naszą działalność. – powiedział Karim.
- Taa,
pamiętam. Tylko, że tym razem Szpiegowski Zakład Pomocy „Królewscy” może nic
nie dać. – powiedziałem z nutą ironii.
- Śmiesz w nas
wątpić?- zbulwersował się Marcelo.
- To znaczy,
wiesz Marcelo … Szukanie zaginionych ciastek, a groźby to dwie zupełnie różne
rzeczy. – powiedziałem, jak najspokojniej się dało.
- Zawsze
można spróbować. I wiesz, co? Wznawiamy działalność od teraz. Idziemy do ciebie
i siedzimy w ogrodzie, udając, że mamy imprezę nad basenem, a tak naprawdę
będziemy obserwować, czy nikt niepożądany nie kręci się wokoło twojego domu. –
powiedział Cris.
- Jak tam
chcecie. – mruknąłem w odpowiedzi. Wstaliśmy i pojechaliśmy do mnie uprzednio
zahaczając o jakiś sklep. Jakby Mourinho zobaczył, co będziemy dziś jeść
prześwięciłby nas. Na pewno. Jestem ciekawy, jak oni będą zamierzali jutro
wstać, bo uznali, że muszą być wiarygodni i wykupili chyba pół alkoholowego.
Nie ma to, jak impreza w niedziele.
NOELA ( po „rozmowie” z Sergio)
Jaki z niego jest zapatrzony w siebie,
narcystyczny, skretyniały buc. Takich powinno się odizolować od świata, bo
jestem pewna, że źle wpływa na środowisko, w którym żyje. Dobra, spokojnie
Noela. Musisz bardziej nad sobą panować, bo taka złość nie wpływa dobrze na
twoją i tak już nadszarpniętą psychikę. Wyłączyłam muzykę i poszłam do salonu.
Sandra już tam siedziała. Jako wyciskacza łez wybrałyśmy tradycyjnie
„Titanica”. Na co dzień nie lubimy takiego gatunku, ale rozumiecie. Stan
kryzysowy zapanował. Po skończonym „seansie” wyglądałyśmy, jak dwa chodząc
nieszczęścia. Poszłyśmy się ogarnąć (ja), a że była osiemnasta, od razu
postanowiłyśmy przygotować się na imprezę. Kiedy byłyśmy już gotowe była
dziewiętnasta. San naprawdę potrafi długo siedzieć w łazience. Poszłyśmy do
samochodu. Podróż na starówkę Madrytu zajęła nam piętnaście minut, a
poszukiwania klubu pięć. Weszłyśmy do środka i od razu przywitał nas huk
muzyki.
FABIO ( kiedy dziewczyny
oglądały Titanica)
Wiedziałem. No wiedziałem, że to się tak
skończy. Mieliśmy obserwować, czy ktoś podejrzany nie kręci się, koło mojego
domu, ale oni nie. Musieli się schlać, a teraz ja ( wiedziałem, że to zły
pomysł, więc nie piłem) i Iker ( nie ma to, jak katar) po dwóch godzinach
musimy pilnować schlanych panienek. Czy oni nie maja swojego rozumu? Jeszcze
ten grill. Jakby nas teraz Mou zobaczył, to by nas chyba wszystkich na
rozstrzelanie wysłał.
- Iker, ja
już dłużej z nimi nie wytrzymam. Bierz moje kluczyki i rozwoź pojedynczo, a ja
będę w tym czasie pilnował reszty. – powiedziałem. Czułem, że jak zaraz wszyscy
nie znikną mi z oczu, to … - Jak Boga kocham, tak ich wszystkich Jose
podkabluje.
- Dobra, już
ide. – powiedział. – Aha. I jak już będziesz szedł do trenera, to weź mnie ze
sobą. Jako kapitan drużyny mogę wyznaczać karne treningi. – dopowiedział.
- Z wielką
przyjemnością.
Postanowiliśmy, że zaczniemy od tych,
którzy mieszkają najdalej. Wzięliśmy więc pana Ronaldo za fraki i wpakowaliśmy
go na tylne siedzenie mojego samochodu.
- Chłopaki,
chyba za dużo wypiłem. Będę rzygaać. – wystękał.
- Jeżeli
zarzygasz mi samochód, to obiecuje, że będziesz go czyścił własnymi rękami. –
wysyczałem. Kapitan odjechał, a ja wróciłem do środka, żeby mi te panienki nic
nie zrobiły z domem. Poszedłem od razu
do ogrodu. Nie było tak źle, jak się spodziewałem. Nie byli w stanie się poruszyć, tak się
schlali. Na szczęście, jak dla mnie. Nie wiem, jak można w trzy godziny się tak
schlać. Usiadłem na stołku ogrodowym i obserwowałem tych popaprańców. Marcelo
przytulał się do Karima. Francuz coś mu śpiewał. Albo mi się wydawało, albo ta
piosenka była o miłości. Nie wiem, co by na to powiedziała Clarisse. Ba, co ona
powie, jak zobaczy go w takim stanie. Biedny mały Brazylijczyk. Uśmiechnąłem
się do swoich myśli. Pepe właśnie udawał … tak na prawdę nie wiem, co udawał,
ale stał na trampolinie, rozłożył ręce i …
-Pepe! Nie
skacz do basenu, bo … - skoczył.- … nie wsiądziesz do mojego samochodu, bo go
zamoczysz. – dodałem zrezygnowany.
- Jestem
Syreną!
- Wyłaź cwelu
z tej wody!
- Ale syrenki
nie mogą żyć bez wody! – zawył. Moja cierpliwość się kończy!
- Syrenki
tak, ale ty nie jesteś syrenką.
- Kłamiesz! –
no to koniec. Portugalczyk się obraził. Zaraz, zaraz … Iker wrócił! Za chwilę
bramkarz był już przy mnie.
- To teraz
Marcelo? – zapytał. – Aha. I będziesz musiał chyba wyczyścić tapicerkę. Ronaldo
zarzygał.
- Zabije. –
wysyczałem. – Nie. Nie budź Marcelo. Niech śpi. Pomóż mi wyjąć tą syrenkę z
basenu. – kiwnąłem głową w kierunku osobnika, który zaraz całkowicie wyprowadzi
mnie z równowagi. – Nie pytaj, bo sam nie wiem. – dopowiedziałem, kiedy
zobaczyłem pytający wzrok kapitana.
- Dobra, nie
zamierzam. – tym zakończył naszą wymianę zdań. Podeszliśmy do basenu. Po pięciu
minutach, ale nie pytajcie, bo nie wiem, jak , wyciągnęliśmy Pepe z mojego
basenu. Nie zwracałem już uwagi na to, że jest cały mokry. Po prostu władowałem
go do samochodu. Dobrze, dwóch pojechało, zostało jeszcze pięciu. Wracając do
tego, co kto robi … Więc Marcelo i Karim teraz spali. Gonzalo … oświadcza się
właśnie kwiatkom ( a ja głupi myślałem, że on należy do tych normalnych). Mesut
leży na trawie i dalej żłopie wóde, tylko, że teraz już nie męczy się z
kieliszkiem. Tsaa … W końcu niektórym z gwinta smakuje lepiej. A Sergio …
Sergio właśnie … usiadł (mniej więcej) … tam, gdzie ja siedziałem przed chwilą.
No trudno, byle by był tylko święty spokój. Przyczołgałem sobie drugi leżak i
postawiłem go obok stopera. Dlaczego? Bo tam był najlepszy widok, na całą tą
bandę dzieciaków. Yhh … Czuje się, jak przedszkolanka.
- Zimno mi .
– wybełkotał osobnik siedzący koło mnie.
- Jesteś
drugi w kolejce, do odwiezienia. Wytrzymasz. – powiedziałem opierając twarz na
dłoniach. Jeszcze chwile i wybuchnę.
- Wiesz, co.
Ta twoja dziewczyna to niezła dupa. – znów zaczyna. – Jak jej się z tobą nie
uda, to możesz wysłać ją do mnie. – podniosłem gwałtownie głowę i popatrzyłem
na niego z chęcią świeżej krwi wypisaną na twarzy.
- Jeżeli
zaraz się nie zamkniesz, to nawet twoje fanki ci nie pomogą.
- No oj nie
złość się. Taki towar nie powinien się marnować. – powiedział, pokazując rządek
swoich białych zębów, które zaraz wylądują na trawniku. – Swoją drogą może mi
uda się ją szybciej zdobyć niż tobie.
- Orzesz ty!
Zabije! Ty sukin kocie! – darłem się. W momencie, kiedy wstawałem, żeby dobrać
się do tego cwela zjawił się Iker. Ten to ma wyczucie czasu. Pociągną Sergio za
rękę, tak, że nie zdążyłem go złapać i w tempie natychmiastowym zaciągną go do
samochodu. I tak go jeszcze dorwę. Albo lepiej. Napuszczę Noele. Usiadłem na
krześle i obserwowałem pozostałą gromadkę. Jeżeli ktoś może mnie tak wkurzyć,
jak teraz, to zdecydowanie tylko i wyłącznie Ramosiątko. Nie wiem, czy on taki
głupi, czy to te procenty, ale podobno głupcy i pijani mówią prawdę. No tak.
Siedziałem tak i myślałem, co teraz może robić moja przyjaciółka, kiedy wrócił
mr. C.
- Jestem,
dużo ich jeszcze zostało? – zapytał na wstępie.
- Nie. –
warknąłem.
- Co on ci
zrobił, że ty jesteś taki wściekły? – zapytał zaskoczony moim tonem.
- Nic. – nic
się nie zmieniło w sposobie, w jaki wyrzucałem z siebie pojedyncze słowa.
- Chodzi o
Noele? – popatrzyłem na niego w taki sposób, że już nawet na moją odpowiedź nie
czekał, tylko po prostu wziął się za zabieranie Niemcowi flaszki z wódką. Po
chwili, w której nie szczędzili sobie wyzwisk pod swoimi adresami udało mu się
wyrwać mu butelką. I w tym momencie stało się coś, czego wszyscy najmniej się
spodziewali. Mesut się rozryczał. Dosłownie. Łzy spływały mu strumieniami po
policzkach. Popatrzyliśmy na siebie z Ikerem , nie rozumiejąc, co się właśnie
stało, że wywołało u niego taką reakcję.
- Nikt mnie
nie rozumie. Nawet moi przyjaciele. Chyba ożenię się z wódką.
Tylko ona mnie rozumie. – zaczął łkać w moje ramie.
- Dobra. Twój
samochód jest już mokry, zarzygany, teraz, jak wsadzisz sobie tą bekse, to
możesz od razu pożegnać się z zagłówkami, bo mogą być podrapane w napadzie
szału. – powiedział Iker. Popatrzyłem na niego coraz bardziej wkurzony.
Zapamiętać na przyszłość. Nie poświęcać samochodu, żeby odwozić zalanych
królewskich do domów. Zamówić tylko taksówkę. Niech się inni męczą. Po godzinie
wszyscy byli już w swoich domach. Iker wrócił do mnie i wszedł do salonu, gdzie
piłem cole. Minie dużo czasu, zanim choćby spojrzę na procenty. Kapitan usiadł
na kanapie, koło mnie.
- Co masz
zamiar teraz zrobić? – zapytał po chwili milczenia.
- Czekać na
następne ostrzeżenie i zastosować się do niego. – odpowiedziałem patrząc w
wyłączony telewizor. Nastała kolejna cisza. Wie, że moja odpowiedź go nie
usatysfakcjonowała. Ale ja nie mogę nic innego zrobić.
- Dlaczego?
- Bo mam
związane ręce. Nie mogę nic więcej zrobić. Policja? A jaką mam pewność, że
pomogą? Przecież wiesz, jaką mamy policje. Nie chce, żeby jej się coś stało. –
ukryłem twarz w dłoniach.
- Rozumiem.
NOELA
Jest już coś
koło dwudziestej pierwszej. Czuje, że jestem wstawiona. Sandra jeszcze się
trzyma, ale Sandra to Sandra. Ma zajebiście mocny łeb, ale to już chyba mówiłam
kiedyś tam … Po godzinie naszego pobytu tutaj dosiedli się do nas jacyś
kolesie. Nawet ładni tylko … tylko cały czas porównuje ich do Fabio. Właśnie,
ciekawe, co on teraz robi. Może myśli o mnie, tak jak ja o nim. Złudne
nadzieje. Właśnie tańczę z .. Marco? Tak, chyba właśnie tak ma na imię. Jest
przystojny, ale to nie Fabi. Coentrao, coś ty ze mną zrobił. Jak tyś to zrobił?
Ja się nie zakochuje, to we mnie się zakochują.
- Idziemy do
stolika? – zapytałam go po jakimś czasie.
- Oczywiście.
– odpowiedział szczerząc się. Zaczynają mi te jego zęby działać na nerwy.
Poszliśmy do Sandry i … Jose? Możliwe, że tak on się nazywa. Usiadłam po prawej
stronie Sandry i wzięłam mój drink do ręki. Napiłam się go i z powrotem
odstawiłam. Wiem, że nie powinno się na takich imprezach zostawiać napojów, a
potem je pić, ale kiedyś miałam do czynienia z dragami i wiedziałabym, że coś z
napojem jest nie tak, a poza tym San tu siedziała, więc spokojna moja
rozczochrana. Po jakichś następnych dwóch godzinach poczułam się strasznie
zmęczona.
- San możemy
już iść? – zapytałam ją próbując przekrzyczeć głośną muzykę.
- Myślałam,
że już nigdy nie zapytasz. – powiedziała z ulgą. – Ej, chłopaki my już idziemy.
– powiedziała do nich, po czym wstałyśmy i skierowałyśmy się do wyjścia. Na
zewnątrz usiadłyśmy na jakiejś ławce po to, abym mogła zadzwonić po taksówkę.
Po chwili zobaczyłam, jak Marco i Jose idą w naszą stronę.
- Natrętni
się zbliżają. – usłyszałam głos San.
- Musicie już
iść? – zapytał Marco.
- Fajnie nam
z nami było. Bez was pewnie będzie nudno. – powiedział drugi. Taxi przyjechała!
- Taksówka już
jest. Musimy iść. Do zobaczenia. – wyratowała nas moja przyjaciółka. Po
piętnastu minutach byłyśmy w domu, a potem w łóżku.
PO ODJEŹDZIE DZIEWCZYN
- Dzwoń do Carme.
Musi dać nam ich numery, b nie udało nam się ich zdobyć. Powiedz jej od razu,
że możemy spełnić jej prośbę.
NOELA (rano)
Mój łeb! Jak
boli. Zwlekłam się jakimś cudem i odsunęłam rolety w pokoju. To był błąd.
Słońce od razu mnie oślepiło. Wzmogło to ból mojej głowy. Poczłapałam do kuchni.
Siedziała w niej Sandra. Tej to dobrze. Ona chyba nigdy nie miała kaca.
Podeszłam do stołu, na którym leżały tabletki i zimna woda.
- Jesteś moim aniołem stróżem. Dziękuje. –
wyszeptałam bojąc się, że głośniejszy ton może rozerwać pozostałości po moim
mózgu. Połknęłam tabletki i od razu udałam się do łazienki. Zmyłam pozostałości
po moim wczorajszym makijażu i od razu weszłam pod zimną wodę. O taak. Tego mi
trzeba. Ubrałam się. Dziś znów było chłodniej. Nie wiem, co dzieje się z tą
pogodą. Poszłam do salonu, gdzie siedziała blondynka.
- Która
godzina? – zapytałam na wstępie. Chyba mnie wcześniej nie usłyszała, bo właśni
odwróciła głowę w moją stronę, po czym przyciszyła telewizor. – Nie trzeba,
tabletki już zaczynają działać. – uśmiechnęłam się do niej.
- Czternasta.
– odpowiedziała odwzajemniając uśmiech.
- Od której
nie śpisz? – zapytałam zaskoczona późną porą.
- Od
dziesiątej.
- Obrazisz
się, jak zadzwonię do Fabio? – zapytałam.
- No pewnie,
że nie.- wróciłam do swojego pokoju i od razu wybrałam numer Portugalczyka. Po
kilku sygnałach odebrał.
~ Słucham
maleństwo? – na serio? Od razu na wstępie maleństwo?
~ Nic
wielkoludzie. – usłyszałam, jak się śmieje. – O której będziesz wolny? Spotkamy
się dziś? Mam wolne w pracy, bo wczoraj byłyśmy na imprezie.
~ Wiesz … Za
niedługo drugi ćwierćfinał. Muszę dużo ćwiczyć. Nie mogę zawieść, więc raczej
dziś również się nie zobaczymy. – czy on się wykręca?
~ Szkoda. –
odpowiedziałam. – Ćwicz i nie przejmuj się mną. – dopowiedziałam, po czym się
rozłączyłam. Nie chcę słuchać jakichś bezsensownych wymówek. Wróciłam do San.
- Coś się
stało? – zapytała widząc, że nie jest ze mną źle.
- Nic, po
prostu nie chce mnie dziś widzieć. – odpowiedziałam.
- Tak ci
powiedział? – uniosła jedną brew.
- Taki był
przekaz. – powiedziałam. – Nie pytaj. Proszę. – dopowiedziałam widząc jej minę.
Nic już nie powiedziała. Zajęłyśmy się telewizorem. To znaczy Sandra, bo ja
myślałam o pewnym blondynie.
FABIO
- Noe? – rozłączyła się.
- Coś się
stało? – zapytał Sergio wchodząc do szatni. Zmroziłem go tylko spojrzeniem, po
czym wyszedłem na murawę. Była tam już spora część królewskich. Był też Iker.
Usiadłem koło niego.
- Dostałem
następny list. To coś mnie pochwaliło i powiedziało, że dobrze się spisuje.
- Nie jesteś
zadowolony? – zapytał ironicznie.
- Iker, ja
nie chce jej znów stracić.
______________________________________
No ludzie no. Nie mogłam się powstrzymać, takiego słodkiego dzieciaka ma Marcelo.
ENZO, JESTEŚ TAK WŁOCHATY, JAK TWÓJ TATA :D