- Nie, nie, nie! – krzyczał na cały głos
Fabio. Uderzył pięścią w szklany stolik na środku pomieszczenia. Mebel rozsypał
się na małe kawałeczki wbijając większymi odłamkami w dłoń mężczyzny. On jednak
nic by sobie z tego nie zrobił i dalej demolował pokój, gdyby Iker i Cristiano
nie unieruchomili go przygwożdżając do kanapy. Nawet się nie wyrywał. Nie mógł
pogodzić się po prostu z tym, że stracił swoją ukochaną Noelę.
Stracił
znowu, tak jak kiedyś, ale tym razem z własnej głupoty.
Stracił
kobietę swojego życia, tę jedyną i niepowtarzalną.
Stracił
powód, dla którego jego życie miało sens.
Stracił
ją, o ona zabrała ze sobą jego radość.
Poczuł pierwsze ukłucie bólu w porozcinanej ręce. Popatrzył na nią i
zdał sobie sprawę, że wygląda dokładnie tak, jak jego serce. Porozrywane z powbijanym
szkłem, mocno krwawiące. Poczuł, jak ktoś dotyka go lekko w ramię. Odwrócił,
więc wzrok w stronę tego osobnika. Okazała się nim by Clarisse.
- Uspokój się wreszcie! – krzyknął
Marcelo, który jako pierwszy postanowił spróbować przywrócić rozum temu
kretynowi. – W ten sposób nikomu nie pomożesz, a na pewno sobie zaszkodzisz!
- Przecież ja jestem cholernie spokojny!
– warknął obrońca. Zasyczał z bólu, kiedy Clarisse wyciągnęła z jego dłoni
pierwszy odłamek szkła. Popatrzył na nią, ale ta tylko uśmiechnęła się
niewinnie i wróciła do poprzedniego zajęcia. – Boli! – warknął Coentrao po
około dziesięciu minutach ciszy, w których Barazylijka zdążyła oczyścić rany i
teraz zalewała je spirytusem.
- To dobrze, że boli. Może przynajmniej
oduczy cię głupoty. – powiedziała kobieta bandażując dłoń obrońcy. Zupełnie nie
zwracała uwagi na to, że Fabio właśnie przeszywa jej osobę niewidzialnym
laserem.
Następnego dnia, na treningu, Coentrao był zupełnie nieobecny. Sandra
podobno wczoraj zabukowała bilety i leci do Polski. Zazdrości jej tego, nawet
bardzo. Ona leci do Polski, a on musi zostać tu, w Madrycie. Jedynym jego
zajęciem na zbliżający się weekend ma być użalanie się nad swoją głupotą i
obwinianie za to, co stało się Noe. Idealne plany, nie? W pewnym momencie
usłyszał krzyk trenera. Podskoczył, jak oparzony i zaczął się przysłuchiwać
temu, co mówi Mou.
- Jak mi zaraz nie obudzicie tego
kretyna, to sam to zrobie, ale będzie bolało! – wydarł się na całe gardło
mężczyzna.
- Już nie śpie! – odkrzyknął i zerwał
się na równe nogi, żeby wykonywać te same ćwiczenia, co drużyna. Nie trwało to
jednak ponieważ od czas okrążania boiska znów się zamyślił tyle tylko, że tym
razem nie wyrobił i trafił prosto w słupek.
- Coentrao, do mnie ! –usłyszał wściekły
głos Jose. Bez wahania do niego podszedł, odprowadzony cichymi śmiechami
kolegów z powodu jego wypadku.
Perspektywa Fabio
- Dlaczego do niej nie polecisz, skoro
cały czas myślisz tylko na jej temat?! – nie ukrywam, pierwsze pytanie trenera
nieco zbiło mnie z pantałyku. Spodziewałem się długiego wykładu na temat tego,
że nie powinienem zaprzątać głowy niczym innym, tylko treningiem, a on mi
wyjeżdża z czymś takim o.
- Ale trenerze … - nie dane mi było
jednak skończyć, ponieważ Mou brutalnie wszedł mi w słowo.
- Gówno mnie obchodzi twoje „ale
trenerze”! Bierz dupe w troki, Ramosa i spadać do Polski! – wydarł się
mężczyzna. Odrzuciło mnie do tyłu. Nic nie odpowiedziałem, tylko gorliwie
pokiwałem głową. Wybiegłem z gabinetu Mou, jakby mnie ktoś stamtąd wyrzucił i
wróciłem na murawę. Złapałem nic niespodziewającego się Sergio za łape i
wyprowadziłem do szatni. Nie zwracając uwagi na to, że cokolwiek do mnie mówi
zacząłem się przebierać.
- Do ty do jasnej kurwy robisz? –
dopiero to przypomniało mi o tym, co kazał mi zrobić Jose.
- Jedziemy do Polskie z Sandrą. –
odpowiedziałem nie przestając pakować torby treningowej. Stoper już o nic
więcej nie zapytał, tylko zaczął robić to, co ja.
Następnego
dnia
Właśnie stoimy we trójkę na lotnisku i czekamy, aż wywołają nasz lot.
Sandra cały czas płacze, a Sergio ją przytula. Mam to strasznie nieprzyjemne
ukłucie, gdzieś w środku, jak tak na nich patrzę. Poniekąd zazdroszczę przyjacielowi,
że ma on przy sobie to, co dla niego najważniejsze. Moje szczęście właśnie
walczy o życie i to z mojego powodu. Zajebiście, nie? Jestem po prostu
skończonym sukinsynem.
W końcu wezwali lot do Polski. Teraz jeszcze tylko dwie godziny męczarni
samolotem i w końcu będą mógł ją zobaczyć. Jeżeli coś jej się stanie, to nie
wybaczę sobie tego. Nigdy. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem siedząc już w
samolocie.
Obudziło mnie mocne szturchanie w ramie. Zdezorientowany popatrzyłam na
Sergio, który poinformował mnie, że właśnie wylądowaliśmy. Bez słowa wyszliśmy
na zewnątrz, wzięliśmy bagaże i zamówiliśmy taksówkę pod hotel. Nie pamiętam
jego nazwy, ponieważ jak dla mnie była za długa i za trudna.
Gdy siedziałem już w swoim pokoju zastanawiałem się, co mam jej
powiedzieć. Nic nie przychodziło mi do głowy. Wymyśliłem jakąś gadkę, którą i
tak pewnie za chwilę zapomnę. Po chwili do pomieszczenia weszła blondynka i
poinformowała mnie, że mam się zbierać, bo na dole czeka Sara, która ma nam
pokazać, gdzie leży aktualnie Noela. Całą drogę do szpitala milczałem. Dopiero
na miejscu, kiedy stałem przy okienku byłem zmuszony do jakiegokolwiek
myślenia.
- Gdzie leży Noela Nunez Rosa? –
zapytałem pulchnej pielęgniarki za okienkiem. Popatrzyła na mnie znad okularów.
Już wiedziałem, że tak łatwo nie będzie.
- Czy jesteście państwo rodziną? – no i
masz. Westchnąłem ciężko. Usłyszałem, jak San robi to samo i wpadłem na
genialny pomysł.
- Jestem jej narzeczonym. – powiedziałem
bez większego namysłu. To był jedyny sposób, żeby ją zobaczyć. Pielęgniarka
popatrzyła na mnie dziwnie, ale podała numer pokoju.
- Sto siedemnaście. Niech pan weźmie
buty ochronne. – powiedziała i położyła na okienku jakieś dwa worki. Bez
zastanowienia ubrałem je i popędziłem w kierunku pomieszczenia, gdzie leży Noe.
Rzuciłem jeszcze tylko za sobą, że na pewno wszystko powiem moim towarzyszom i
weszłam przez białe drzwi.
To, co zobaczyłem sprawiło, że odechciało mi się żyć, a w oczach
zaświeciły się świeczki. Na środku pomieszczenia stało sporawe łóżko, na którym
leżała blada, jak ściana Noela i niemalże ginęła w białej pościeli. Podpięta
była do całej masy przeróżnych urządzeń i kabelków. Koło posłania stała
maszyna, która jako jedyna wskazywała na to, że dziewczyna jeszcze żyje. Spojrzał
na jej twarz. Zazwyczaj błąkał się na niej delikatny uśmiech, ale teraz
pozostawała całkowicie bez wyrazu. Cały bała potłuczona, a gdzieniegdzie dało
się zobaczyć większe rany. Miała również zszyty łuk brwiowy.
Zawahałem się przez chwilę, ale w końcu Podeszłem do metalowego
krzesełka i usiadłem na nim. Wziąłem zimną, bezwładną dłoń Noeli w swoje, duże,
ciepłe i przyłożyłem ją do policzka. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Już
dawno jej nie dotykałem. Zapomniałem, jakie to wspaniałe.
- Wiesz? – zacząłem mówić do
nieprzytomnej dziewczyny. – Tęskniłem. Zdaję sobie sprawę, że to
wszystko moja wina. Powinienem bardziej się starać. Zachowałem się, jak
gówniar. Wszystko było tak dobrze, a teraz … - zawahałem się przez chwilę. –
Leżysz tutaj i to wszystko jest moja wina. Nie powinienem był wtedy zostawić
cię i sobie pójść. Obiecałem, że zawsze będę przy tobie. – po woli zacząłem
płakać. – Złamałem tę obietnice i w pełni zdaję sobie sprawę, że to tylko i
wyłącznie moja wina. Spierdoliłem po całości.
Sandra (przed pokojem)
Gdzie jest ten pieprzony Coentrao?! Wszedł tam już jakieś pół godziny
temu, a ja dalej nie wiem, co się dzieje z moją Noelą! Cały czas przytulam się
do Sergio, a z oczu cieknie mi słona woda.
- Spokojnie, pewnie zaraz przyjdzie. –
po raz kolejny uspokajał mnie chłopak.
- Ale ja jeszcze chwilę i nie wytrzymam!
– mój ton był niemalże rozpaczliwy, ale co ja poradzę, że chce wiedzieć, co się
dzieje u mojej przyjaciółki, którą z własnej głupoty prawie straciłam?
W pewnym momencie do środka weszła pielęgniarka, a w następnym wyrzuciła
z pomieszczenia Fabio. Widać było, że chłopak płakał. Popatrzyłam na niego
wyczekująco. Ten westchnął i usiadł na plastikowym krzesełku.
- Jest cała blada i zimna. –
odpowiedział na moje nieme pytanie, zakrywając twarz dłońmi. Wtuliłam się
mocniej w mojego narzeczonego. Nie wybaczę sobie, jeśli ona umrze!
Noela
Jestem w jakimś dziwnym miejscu. Czuję się, jakby czas się zatrzymał. Wszystko
jest takie wspaniałe, ciekawe, wręcz inspirujące. Siedziałam na soczyście
zielonej trawie, gdzieniegdzie wyłaniały się z niej kolorowe kwiaty. Na środku
polanki znajdowało się sporawe jezioro, a otoczona była drzewami. Miałam na
sobie białą sukienkę. I to był jedyny defekt – nienawidzę sukienek. Podniosłam
się, żeby z powrotem opaść na ziemię, ale tym razem trzymając stopy pod taflą
wody. Była ona przyjemnie chłodząca. W pewnym momencie poczułam czyjś ciepły
dotyk na lewej dłoni, a później głos, jego głos.
-
Wiesz? Tęskniłem. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko moja wina. Powinienem
bardziej się starać. Zachowałem się, jak gówniar. Wszystko było tak dobrze, a
teraz … Leżysz tutaj i to wszystko jest moja wina. Nie powinienem był wtedy
zostawić cię i sobie pójść. Obiecałem, że zawsze będę przy tobie. Złamałem tę obietnice i w
pełni zdaję sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie moja wina. Spierdoliłem po
całości.
Słychać było, jak Fabio zaczyna płakać. I wtedy uświadomiłam sobie, że
chcę do niego wrócić, natychmiast! Przecież ja go cały czas kocham, a to, że
tutaj leże to nie jest tylko i wyłącznie jego wina! Spróbował jakoś dotknąć swojej
dłoni, ale nie mogłam się ruszyć. Wszystko dookoła zaczęło wirować. Co się
dzieje?
Fabio
Usłyszałem, jak z pokoju Noeli dobiega jakiś irytujący dźwięk. Na
początku próbowałem go zignorować, ale w końcu uświadomiłem sobie, co to jest.
Brak funkcji życiowych. Poderwałem się z krzesła, jak oparzony i już chciałem
wbiec do dziewczyny, ale w ostatnim momencie powstrzymała mnie pielęgniarka,
która wcześniej mnie stamtąd wyrzuciła. Chyba się nie polubimy.
- Lekarze się nią zajmą. – usłyszałem jej
chłodny głos. Chciałem coś odpyskować, ale Sergio mnie powstrzymał. Popatrzyłem
na niego gniewnie, ale ten tylko pokiwał przecząco głową. Opadłem z powrotem
zrezygnowany na fotel. Nie ma to, jak pieprzona bezsilność!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz