sobota, 23 listopada 2013

Epílogo: "Jednak życie jest piękne …"

- Fabio, a my kiedy się pobierzemy? – zapytała Noela, która opierała się o swojego chłopaka i przeglądała zdjęcia sprzed tygodnia.
- Kiedy tylko będziesz chciała. – odpowiedział Coentrao i pocałował ją w głowę. Uśmiechnęła się do siebie. Kochała tego mężczyznę i wiedziała, że to ten jedyny. Nie miała zamiaru zmieniać go na żadnego innego. – A jeżeli już o tym mówimy. – dodał blondyn, podnosząc się.
     Odprowadzony zaciekawionym spojrzeniem pół Polki, pół Portugalki podszedł do komody i otworzył pierwszą szufladę. Kiedy tylko coś znalazł od razu wrócił do swojej dziewczyny. Klęknął na jedno kolano i zakaszlał. Otworzył małe, czerwone pudełeczko i pokazał je dziewczynie. Ta popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Noelo Nunez Rosa, czy zostaniesz moją żoną? – nie była w stanie nic powiedzieć. Po prostu rzuciła się na niego i popłakała. W drzwiach stanęli ich przyjaciele. Jednak życie jest piękne …

Seção Décimo Quarto: "A teraz bez marudzenia idziemy zmienić nazwisko na Ramos!"

    Siedzimy właśnie na wieczorze panieńskim u Sandry. Mamy sobie na ryjcach jakąś zieloną maź, która teoretycznie ma nam „odnowić zniszczoną skórę twarzy”. Tsa, akurat. No nic. Pewnie zastanawia was, kto tutaj jeszcze sobie z nami siedzi. Już wam mówię. Irina, Clarisse, Jacqueline oraz Sara. Dziewczyny puściły jakąś muzykę i właśnie popijając sobie drinki siedzimy w domu przyszłej pani Ramos. Oczywiście przyszły pan młody został stąd wyrzucony z całą swoją bandą (czytaj Real Madryt). Pojechali gdzieś daleko, a nas szczerze mówiąc gówno obchodzi, gdzie.
- Dobra, koniec tego leżenia! – zarządziła Irina. Każda z nas była już lekko wstawiona. – Zmywamy te paćkę z buziek. – po piętnastu minutach stałyśmy już z umytymi „buźkami” i zastanawiałyśmy się, co możemy jeszcze porobić. Wtedy Sara wpadła na „genialny” pomysł. Wzięła jedną z poduszek i uderzyła Jacqueline prosto w środek głowy.
- Wojna! – wydarła się blondynka. I tak na zabawie minęła nad reszta wieczoru.
      Rano usłyszałam bardzo irytujący dźwięk. Chciałam go zignorować i po prostu spać dalej, ale powodował on silne bóle mojej głowy. Sięgnęłam, jak się okazało, po mój telefon. Popatrzyłam na ekran. Migał na nim jakiś napis. Wytężyłam wzrok, co na kacu kosztowało mnie naprawdę wiele wysiłku. ŚLUB!!! Wyłączyłam budzik. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Jeden wyraz cały czas odbijał mi się w obolałej czaszce. I nagłe olśnienie! ŚLUB SANDRY I SERGIO !! Poderwałam się natychmiast z podłogi, na której aktualnie się znajdowałam. Poczułam przy tym niesamowity ból wszystkich kości i mięśni. Postanowiłam go jednak zignorować. Nie było na niego czasu!
- Dziewczyny wstawać! – podchodziłam do każdej i szturchałam ją w ramię. Nic. Zero jakiekolwiek reakcji. I czemu nigdzie nie ma San?! Stanęłam, więc na środku pokoju i zaczęłam piszczeć.
- Noela, wyłącz się. – jęknęła zachrypniętym głosem Clarisse i zakryła głowę poduszką, a raczej tym, co z niej zostało po wczorajszej bitwie.
- Nic nie rozumiecie! Mamy siódmą, a za dziesięć godzin jest ślub! – wydarłam się, jak tylko najgłośniej mogłam.  Wszystkie poderwały się, jak na zawołanie. Dalej nie ma Sandry! - Gdzie jest do jasnej cholery ta głupia blondyna? – warknęłam, przeszukując każdy zakamarek salonu. Nic, pustka! Mój telefon znów zaczął wyć. Popatrzyłam na niego wściekła. O nie! Chłopaki!
- Załoga, z powrotem do mnie! – krzyknęłam do dziewczyn, które rozeszły się już w poszukiwaniu naszej zguby. – Dzwonią panowie! Jacqueline do łazienki, odkręcaj wodę! Dziewczyny puszczać muzykę i rozmawiajcie o czymkolwiek. – poinstruowałam. Niestety sygnał zdążył się urwać. Nie musiałam długo czekać na następny.
~ Czemu nie odebrałaś za pierwszym razem ?! – oj, chyba Sergio jest zły. – I czemu Sandra wcale nie odbiera telefonu? – ostatnie zdanie usłyszały dziewczyny, bo włączyłam głośnik. Clarisse rzuciła się w poszukiwanie komórki blondynki.
~ Wiesz, Sandra właśnie się kąpie. – odpowiedziałam wymijająco. – A miała wyciszony telefon, więc nie słyszałyśmy, jak dzwoni. – dodała, kiedy zauważyłam, jak żona Marcelo wzruszyła ramionami. Nie ma tutaj telefonu. – Dwadzieścia nieodebranych? Serio, jakby od razu nie można było do którejś z nas zadzwonić. – zaczęłam gadać jakieś bzdety.
~ Daj mi Sandrę. – warknął, jakby nie usłyszał mojej wcześniejszej odpowiedzi. Gestem ręki wskazałam Irinie, żeby leciała do Jacqueline. W razie czego musi wiedzieć, że będzie udawać głos San. Rosjanka poleciała bez słowa protestu.
~ Mówiłam ci, że się kąpie. – wymyśliłam na poczekaniu.
~ Daj jej w jakikolwiek sposób telefon. Chcę porozmawiać z narzeczoną. – pozostawał nieugięty.
- Sandra, właśnie idę do łazienki, bo tam się właśnie w tej chwili kąpiesz. Sergio chce z tobą porozmawiać, więc muszę ci jakoś podać telefon! Mam nadzieję, że będziesz na tyle wyrozumiała i zrozumiesz, iż twój wspaniały narzeczony kazał mi podać tobie telefon! Będziesz zmuszona z nim rozmawiać! – darłam się, jak głupia. No co? Jakoś musiałam przygotować na to Jacqueline.
~ Czy ty się dobrze czujesz? – zapytał Fabio. Jak widać on też włączył głośnik.
~ Bardzo dobrze. Po prostu chcę uświadomić moją najlepszą przyjaciółkę, że jestem już na schodach i zaraz dam jej telefon, żeby rozmawiała ze swoim narzeczonym. – za mną szła cała szczęśliwa gromadka (czytaj Sara i Clarisse) . Podałam telefon Jacqueline.
~ Co tam skarbie? – zapytała, a ja walnęłam face palma. Pobiegłam szybko po jakieś kartki i długopis. Zaczęłam coś na nich pisać.
~ Coś się stało Sandra? – usłyszałam w telefonie. Podniosłam kartkę z napisem *ZWYZYWAJ GO !!*
~ Oczywiście, że tak debilu! Właśnie przerwałeś mi wspaniałą kąpiel! Nie mógłbyś po prostu poczekać aż wyjdę?! A na razie kończę, spadaj! – warknęła i zaczęła się rozłączać. Niestety w słuchawce dało się słyszeć jeszcze dwa przerażające słowa.
~ To Jacqueline ! – jak widać Benzema rozpoznał głos blondynki.
- Wyłączamy telefony! – krzyknęła Sara.

     Następne dwie godziny minęły nam na bezsensownym poszukiwaniu. Sandry nigdzie nie było. Weszłyśmy nawet na dach, jak w Kac Vegas, ale i to nic nam nie dało. Zrezygnowana sięgnęłam po telefon i włączyłam go. Było całkiem sporo nieodebranych. Popatrzyłam na dziewczyny. Pokiwały twierdząco głowami. Już miałam naciskać zieloną słuchawkę, kiedy usłyszałyśmy jakiś krzyk z sypialni San. Zerwałyśmy się wszystkie i udałyśmy w tamtym kierunku. Okazało się, że Okazało się, że to coś tłucze się w łóżku. Otworzyłam je jednym ruchem, a z niego wyskoczyła … SANDRA!! Nie za długo się jednak długo, ponieważ blondynka rzuciła się na mnie z pięściami. Schowałam się od razu za Sarą.
- Zabije, rozumiesz? Zabije! – wydarła się na mnie.
- Nie wiem, co zrobiłam! – odkrzyknęłam głupkowato. San wzięła kilka wdechów.
- Stwierdziłaś wczoraj, że trzeba ratować Sergio od takiej zołzy, jak ja i wpakowałaś nie do tego łóżka. – warknęła.
- Dobra dziewczyny. Później porozmawiacie. Zostało nam osiem godzin do ślubu, więc ruchy! – pogoniła nas Clarisse. Boże, dziękuję ci za tę małą Brazylijkę i za to, że uratowała mi dupę. – Aha. Noela, wyłącz telefon. – dodała z wrednym uśmiechem. Oczywiście wypełniłam jej polecenie.
Sandra
     Dobra, spokojnie. Wdech, wydech, wdech, wydech … Jakoś się opanuję, a na Noeli zemszczę się później. Clarisse wpakowała mnie do łazienki. Zamknęłam się od środka i odkręciłam kurki. Nalałam kokosowego płynu do kąpieli, a kiedy wanna napełniła się do połowy wodą, weszłam do niej. Poczułam przyjemne ciepło. O tak, tego było mi trzeba.
    Wyszłam po około pół godziny, bo woda zaczęła robić się zimna. Wysuszyłam się i założyłam na głowę ręcznik. Podobno Sara ma przyprowadzić jakiegoś stylistę z telewizji. No cóż, może to nie jest taki zły pomysł. W sumie, to nawet nie wiem, czy dałabym się którejkolwiek z nich pomalować. W końcu to ma być mój wieczór i naprawdę chcę wyglądać przyzwoicie. Wyszłam z powrotem do dziewczyn. Od razu przywitała mnie głośna muzyka. Powędrowałam do salonu. Telewizor był włączony, a na sofach siedziały wariatki. Każda była już w ręczniku, więc jak mniemam korzystały z łazienki na piętrze.
- Idziemy do twojej sypialni. – zarządziła Sara, kiedy tylko mnie zobaczyła. No dobra, jak tam chcą. Dałam jej się poprowadzić do wyznaczonego miejsca. W pomieszczeniu zobaczyłam dość dziwacznie ubranego, mężczyznę. Rozkładał on swój „sprzęt” (czyt. kosmetyki itp.). Muszę powiedzieć, że gostek miał tego całkiem sporo.
- David, to nasza gwiazda! Masz sprawić, żeby tego wieczoru zabłysła. – poinstruowała go prezenterka. Ten cały David zaczął mi się przyglądać z każdej strony, po czym posadził mnie na krześle obrotowym. Muszę powiedzieć, że jestem przerażona. Moja panika osiągnęła apogeum, kiedy facet odwrócił fotel tak, żebym nic nie widziała w lusterku.
- Nic się nie martw skarbie. David zrobi z ciebie bóstwo. – powiedział i zabrał się do pracy. Po jakimś czasie usłyszałam niemałą kłótnię na dole. Chciałam się podnieść, ale w ostatnim momencie przypomniało mi się, że nie mogę. No cóż, muszą sobie poradzić jakoś beze mnie.
NOELA
     Siedziałyśmy spokojnie w salonie i popijałyśmy jakieś gazowane napoje, kiedy do środka wparował nie kto inny, jak Sergio z obstawą. Nie powiem, nie było najprzyjemniej. Dobrze, że dziewczyny przynajmniej pomyślały i ubrałyśmy na siebie jakieś dresy. Lepsze to niż ręcznik.
- Gdzie jest Sandra? – warknął na sam początek stoper. Postanowiłam, że nie będę się udzielać.
- David właśnie ją przygotowuje. – powiedziała Irina. Ronaldo w ostatnim momencie zdążył powstrzymać Ramosa przed wkroczeniem na schody. Brawo, panie napastnik.
- Idziemy stąd. – mruknął Fabio. Rzuciłam mu zabójcze spojrzenie. Później z nim pogadam na temat przyprowadzenia tutaj tego debila.
SANDRA
     Po około półtorej godziny byłam gotowa. David odwrócił mnie w końcu w stronę lustra. To, co tam zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Blond loki opadały kaskadami na plecy i ramiona. Już nie mogę się doczekać, kiedy wepnę w nie welon. Co do makijażu, to miałam podkreślone oczy. Reszta była delikatna. Odwróciłam się do oczekującego na moją odpowiedź mężczyzny.
- Jest niesamowicie. - powiedziałam cały czas przyglądając się swojemu odbiciu. - Idę do dziewczyn. - poinformowałam, jednak nie dane mi było nawet się podnieść, ponieważ poczułam stalowy uścisk na swoim prawym ramieniu. Popatrzyłam zdziwiona na Davida. Pokręcił przecząco głową.
- Teraz pazurki! - mi się wydaje, czy on na prawdę zapiszczał?! Ja się go coraz bardziej boję, ludzie !!!
Przez następną godzinę mężczyzna malował moje paznokcie na biało i ozdabiał je złotymi wzorkami. Oczywiście nie można mi było nawet się poruszyć, dopóki jego dzieło nie wyschnie, "bo nie mamy już czasu na poprawki". Jednak w końcu mogłam zejść na dół do dziewczyn. Następna do góry poszła Noela, bo kto by inny. Chociaż dziewczyny pewnie będą tam siedzieć dużo krócej, niż ja. Usiadłam na kanapie, a Sara dała mi wody. Popatrzyłam na nią z wdzięcznością.
- Pięknie wyglądasz. - pochwaliła Clarisse.
Na dwie godziny przed ślubem wszystkie byłyśmy gotowe. Aktualnie stałam w mojej garderobie, a Noela i Jacqueline pomagały mi ubrać suknię. Dwa miechy na nią czekałam, ale warto było, jest przepiękna.
Stałyśmy w szóstkę w salonie. Moje druhny, Sara, Noela i Jacqueline, były ubrane w takie same sukienki. Oczywiście miały również swoje, w które przebiorą się zaraz po przyjeździe do restauracji. No, ale nie przedłużając. Wsiadłyśmy wszystkie do limuzyny, która przyjechała pod dom. Zajechałyśmy pod kościół. Wszyscy byli już w środku. Sara, Noela i Jacqueline poszły zająć swoje miejsca, a ze mną została tylko Irina. Uśmiechała się do mnie a ja nie wytrzymałam.
- Co się stanie, jeśli on nie przyjdzie? – zapytałam ni z tego, ni z owego. Wyraz twarzy Rosjanki zmienił się na zdziwienie. Popukała się wskazującym palcem w czoło.
- Świata poza tobą nie widzi! A teraz bez marudzenia idziemy zmienić nazwisko na Ramos! – powiedziała i otworzyła mi drzwi. Popatrzyłam przerażona, ale ruszyłam przed siebie. Shayk zniknęła gdzieś w tłumie, a ja zaczęłam iść przed siebie. Widziałam, jak Sergio się na mnie patrzy.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. – po tych słowach Sergio wpił się zachłannie w moje usta. To było coś niesamowitego. Właśnie stałam się żoną jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, ale nie to jest najważniejsze. Prawdziwą wartość ma dla mnie to, że Sergio jest wspaniałym człowiekiem.
     Pojechaliśmy do miejsca, gdzie miało odbyć cię wesele. Była to przytulna restauracja. Koło mnie stanęły dziewczyny. Nie wiem, jak to zrobiły, ale były już ubrane w swoje sukienki. Później pierwszy taniec. Był niesamowity. Mój mąż (jak to brzmi!) prowadził wspaniale.
    Później ziły się same ciekawe rzeczy. Od tańca chłopaków na stołach, ustawionego rzutu krawatem i kwiatkami ( tak złapali Noela i Fabio ), krzesełka przy których Iker i Sara zaczęli się wyzywać o to, kto wygrał przez śpiewanie. To był wspaniały dzień, a noc jeszcze lepsza … ;)
__________________________________________
Jutro epilog i prolog na "Miłość po francusku."

poniedziałek, 18 listopada 2013

Seção Décimo Quarto: "Spierdalać, jeśli wam życie miłe!"

    Lekarzom udało się przywrócić Noelę do żywych. Aktualnie oglądam przez okienko, jak jeden mężczyzna z nią rozmawia, a później opuszcza pomieszczenie. Podszedł do nas u uśmiechnął się blado.
- Może pan wejść. – nic więcej nie trzeba było mi mówić. Wparowałem do środka i dopiero tam uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć. Stałem, więc jak jakiś kretyn i patrzyłem na brunetkę.
- Noela … -wyszeptałem niemalże płaczliwie. Nic innego w tym momencie nie byłem w stanie z siebie wydusić.
       Poczułem, jak po moich policzkach płynie woda. Popłakałem się. Najnormalniej w świecie zacząłem ryczeć. Nie myśląc zbyt wiele po prostu podszedłem do dziewczyny i przytuliłem ją z całej siły. Tak, właśnie tego było mi trzeba. Jej dotyku, ciepła i żeby już nigdy jej nie stracić. Podniosłem wzrok i popatrzyłem w oczy Noe. Kierowany jakimś impulsem po prostu ją pocałowałem. Jaki byłem szczęśliwy, kiedy odwzajemniła pieszczotę. Tak strasznie mi tego brakowało …
- Wrócisz ze mną do Hiszpanii? – zapytałem. Brunetka zaśmiała się. Nie zrozumiałem, o co jej chodzi.
- Za tydzień. – odpowiedziała i znów mnie pocałowała. Nic więcej nie potrzeba mi było do szczęścia.
Narracja trzecio - osobowa.
    Fabio i Sergio musieli wrócić do Madrytu po trzech dniach. Sandra została z Noelą. Dziewczyny bardzo szybko się pogodziły, a Noe nie miała zbyt poważnych obrażeń powypadkowych, więc leczenie przebiegało szybko i nim się obejrzały stały na lotnisku czekając na swój samolot.
Noela (Madryt)
      Znacie to uczucie, które nazywa się dejavu? Bo ja właśnie je odczuwam. Znów stoję na lotnisku z Sandrą i czekam na taksówkę. Niestety, ale mojego maleństwa nie dało się naprawić, więc pozostaję bez swojego własnego środka transportu. W końcu nasza kareta podjechała, a jakiś miły pan pomógł nam zapakować bagaże do bagażnika.
      Po około piętnastu minutach parkował już pod moim mieszkaniem. Nie, nie sprzedałam go. Stało sobie puste i czekało, aż wrócę. Okazało się, że nie musiało długo oczekiwać. Sandra powiedziała, że zadzwoni po chłopaków, ale oni mają teraz trening, więc nie chciałam im przeszkadzać, no i teraz leżę z blondynką padnięta na kanapie w salonie.
- Sandra, rusz dupe i przynieś coś do picia z lodówki. Powinna jakaś woda być. – wysapałam.
- Sama się rusz. – odpyskowała. Popatrzyłam na nią wrednie się uśmiechając.
- Przecież mi nie wolno się przemęczać. – powiedziałam usatysfakcjonowana jej obecnym wyrazem warzy.
- Ale … - chciała cos jeszcze powiedzieć, jednak powstrzymała się od tego i złorzecząc na wszystko, co istnieje powędrowała do kuchni. Po chwili wróciła do mnie z butelką wody pomarańczowej. Nie miała ze sobą szklanek, ani nic. – Pij. – warknęła z wrednym uśmieszkiem wylała mi zawartość butelki na głowę. No nie! Poderwałam się z miejsca i wparowałam do łazienki. Wzięłam jakieś patyczki do uszu, wysypałam je z pudełka, a do niego nalałam zimnej wody, po czym podeszłam do śmiejącej się Sandry i zrobiłam to, co ona mi przed chwilą.
- Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. – powiedziałam i zaczęłam uciekać, ponieważ San podniosła się z podłogi i zaczęła gonić po całym mieszkaniu.
    Biegałyśmy tak dobre pół godziny. Trwałoby to pewnie dłużej, gdyby nie fakt, że ktoś wszedł do nas do mieszkania. Oczywiście nie zwróciłyśmy na to uwagi. Tylko ja wbiegłam do przedpokoju i widząc pół Realu Madryt krzyknęłam jakże piękne ostrzeżenie.
- Spierdalać, jeśli wam życie miłe! – po czym wbiegłam do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami. Usłyszałam krzyk piłkarzy, a następnie w moim pokoiku pojawił się nie kto inny, jak Sandra. Oparła się plecami o drwi, żeby je zablokować. Nic nie mówiąc po prostu podeszłam do nich i przekręciłam klucz w zamku.
- Oni mnie zabiją. – wyszeptała dalej nie odchodząc od drzwi, jakby bała się, że jednak dadzą rade je otworzyć.
- Coś ty im zrobiła? – zapytałam dalej cicho chichocząc pod nosem. Na twarzy San pojawił się wredny uśmiech.
- Wsypałam do miednicy cały lód, jaki miałaś w zamrażarce i zalałam go zimną wodą. – w jej głosie słychać było niemałą satysfakcję. Uśmiech spełzł jej jednak z twarzy, kiedy chłopaki zaczęli dobijać się do mojego pokoju. – Co zrobić, co zrobić? – zaczęła powtarzać blondynka, jak mantrę. Zobaczyłam, jak nagle ją olśniło. – Jesteśmy na pierwszym piętrze? – spytała po chwili. Nic nie odpowiedziałam, tylko zaintrygowana pokiwałam głową. – A masz koło okna jakiś piorunochron? – i już wiedziałam, o co jej chodzi.
- Nie chcesz chyba zrobić tak, jak w trzeciej gimnazjum?
- A czemu nie? Przecież tam i tak było wyżej. – wzruszyłam tylko ramionami. Podeszłam do szafy, wyjęłam z niej suche ubrania dla nas i jeden podałam blondynce, a drugi ubrałam sama. Po chwili otwierałam okno. Pierwsza poszła San.
     Pewnie zastanawiacie się, o co chodzi. Już tłumaczę. Kiedy miałyśmy po piętnaście lat bardzo chciałyśmy iść na taką jedną imprezę. Oczywiście rodzice nam nie pozwolili. Mieszkałam wtedy jeszcze w bloku. Postanowiłyśmy, że powiemy, iż San nocuje u mnie. Gdy tylko wybiła dwudziesta pierwsza zeszłyśmy po piorunochronie normalnie na chodnik. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie fakt, że Carme nas widziała, a nasi rodzice czekali. Była niezła masakra.
    Gdy wreszcie stanęłyśmy na ziemi, oczywiście bez jakichkolwiek uszkodzeń, San zaczęła grzebać w kieszeniach, by po chwili zacząć machać mi przed oczami jakimiś kluczykami. Popatrzyłam na nią z pytającym wyrazem twarzy. Ta tylko westchnęła głęboko.
- To kluczyk do motoru Ramosa. Masz może ochotę wybrać się teraz ze mną do galerii i kupić sukienkę na mój ślub, o którym pewnie zapomniałaś, a jest w tą sobotę. – powiedziała cierpliwie przyglądając się swoim paznokciom. Mój mózg zaczął przetwarzać informacje, które przed chwilą dostał. Ślub, sukienka, galeria …
- Nie kupiłam sukienki na twój ślub, a miałam być druhną! – wypaliłam nagle, czym rozbawiłam blondynkę.
- Bingo, a teraz chodź. Nie mamy czasu. – powiedziała i złapała mnie za rękę.
     Na miejscu znalazłyśmy się w około dziesięć minut. Okazało się, że Sergio miał w schowku dwa kaski. Aktualnie stoimy w jakimś sklepie z wyjściowymi sukienkami, a Sam co chwilę przynosi mi nową. Nie powiem, są ładne, ale żadna w moim stylu. I wtedy w moich rękach znalazła się ta sukienka. Kremowa, do kolan. Dół bardzo marszczony, a w pasie przeplatała ją biała wstążka. Górę miała usztywnianą. Była przepiękna. Ubrałam ja szybko i na boso wyszłam z przebieralni. San przeglądała jakąś broszurę, więc musiałam odchrząknąć, żeby na mnie popatrzyła. Kiedy tylko mnie zobaczyła oczy zrobiły się jej, jak pięciozłotówki.
- Fantastyczna, nie? – zapytałam z błyskiem w oczach. W pewnym momencie usłyszałyśmy dźwięk dzwonka Sandry. Dziewczyna wzięła telefon do ręki, a gdy zobaczyła, kto dzwoni na jej twarzy wyrósł wredny uśmiech. Chłopaki. Odebrała i wzięła na głośnik.
- Mogłybyście już wyjść z tego pokoju. – usłyszałyśmy podenerwowany głoś Sergio. Zaczęłam się śmiać, a San zachowała spokój.
- Kto powiedział, że my dalej tam siedzimy? – zapytała, siląc się na opanowany ton. Chwila ciszy zapadła po drugiej stronie. Chyba nie zrozumieli. – W kwiatku w salonie jest kluczyk do pokoju Noeli. – zaraz, zaraz co? Popatrzyłam na nią z mordem w oczach. Usłyszałyśmy szczęk zamka.
- Gdzie wy do jasnej cholery jesteście? – Fabio był ewidentnie niepocieszony tym, co zobaczył.
- Pojechałyśmy motorem Sergio do galerii po sukienkę dla Noeli. – odpowiedziała blondynka, a ja weszłam z powrotem do przebieralni, żeby móc iść i zapłacić za sukienkę.
- I jak rozmowa? - zapytałam patrząc na twarz roześmianej Sandry. Ta zamiast odpowiedzieć wybuchła głośnym śmiechem. Kilka osób, które przechodziły obok nas, popatrzyło na nią, jak na wariatkę.
- Jesteśmy wrednymi, nieodpowiedzialnymi gówniarami, których nawet na moment nie można zostawić samych, a oni we dwóch już po nas jadą. - wyrecytowała. - Acha. I mamy na nich czekać przed galerią. - dodała. Zastanowiłam się przez chwilę.
- Poddajemy się tak łatwo? - zapytałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź.
- Nie pierdol, tylko chodź, płacimy za kieckę i idziemy szukać szpilek. - odpowiedziała, a wredny uśmieszek, zdobiący jej twarz jeszcze bardziej się powiększył. Podeszłyśmy do kasy, zapłaciłyśmy i udałyśmy się do jakiegoś, pierwszego lepszego sklepu z butami.
Tam był ten sam problem, co z sukienką. Nie mogłam się na żadne się zdecydować! W końcu jednak postawiłam na wysokie, beżowe, zamszowe szpileczki z ćwiekami. Stwierdziłyśmy, że ozdoba na nich w cale nie będzie przesadna, a w samych butach zakochałam się od pierwszego założenia. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk mojego dzwonka. Wzięłam go do ręki i uśmiech sam wpłynął na moją twarz.
OD: Fabio <3
Gdzie wy do jasnej kurwy jesteście? Czekamy już godzinę ! Macie natychmiast przyjść na parking!
Podałam telefon przyjaciółce, a ta jak głupia wyszczerzyła się do ekranu, by bo chwili zacząć odpisywać. Po jej minie mogłam wywnioskować, że pewnie wpadła na kolejny, genialny pomysł. Ciekawe, czy mamy jeszcze jakieś szanse na przeżycie ... Raczej wątpię. Sandra oddała mi komórkę. Pierwsze, co zrobiłam, to odczytałam jej dzieło.
DO: Fabio <3
Spokojnie. Pewnie pomyliliście galerie. Też chwilę czekałyśmy, ale w końcu poszłyśmy do San. Tam teraz jesteśmy. Mniej nerwów.
- Wiesz, że oni nas za to zabiją? - zapytałam, chowając telefon do kieszeni.
- Ich problem. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. - Chodź, idziemy na ciacho. - dodała, ciągnąc mnie w stronę jakiejś kawiarenki, kiedy już zapłaciłyśmy.
Siedziałyśmy tak i rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, kiedy do środka wparował rozwścieczony Ramos. Sandra, nic nie mówiąc, rzuciła kilka monet na stolik i udała się w stronę drugiego wyjścia. Niewiele myśląc chwyciłam torbę z sukienką, San wzięła drugą i udałam się za blondynką. Kiedy zobaczyłam, gdzie zmierza, chciałam wybuchnąć śmiechem. Wiedziałam jednak, że to jedyne miejsce, gdzie oni nie wejdą - damska toaleta. Niestety, w połowie drogi nasze telefony rozdzwoniły się niemalże równocześnie. Miałam cichą nadzieję, że oni nie usłyszeli tego wśród tłumu. Niestety mama nadzieja mnie nie kocha, jak widać i już po chwili czułam silne dłonie na mojej talii.
- Nie ładnie tak kłamać, a co dopiero uciekać. - usłyszałam, a moje ucho owiało ciepłe powietrze z ust chłopaka. Poczułam przyjemny dreszcz na plecach. - Idziemy do mnie. - dodał i zaczął prowadzić mnie w stronę swojego samochodu.
Nie byłam w stanie zaprotestować, więc już po chwili siedziałam w miękkim fotelu. Zobaczyłam przez szybę, jak Sergio niesie Sandrę na rękach. Blondynka miała bardzo wściekłą minę. Ramos podał Fabio torbę z moją sukienką i po chwili siadał na miejsce kierowcy. Postanowiłam, że nie będę się do niego przez chwilę odzywać. A co mi tam! Po około piętnastu minutach chłopak parkował na swojej posesji. Wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. A ja co? No, właśnie oprócz skrzyżowania rąk na wysokości klatki piersiowej nie zrobiłam nic. Usłyszałam westchnięcie i w następnym momencie Fabio niósł mnie do środka na rękach.
- Ej! - warknęłam oburzona. - Mnie się tam dobrze siedziało! - dodałam, kiedy chłopak dalej mnie nie postawił.
- Tutaj będzie ci lepiej. - mruknął, sadzając mnie na sofie w salonie.
Później nie robiliśmy nic, tylko rozmawialiśmy. O nas, o ślubie, który jest za dwa dni. Skończyło się na tym, że usneliśmy razem w salonie, przy włączonym telewizorze i zapalonym kominku, który powodował, że w pomieszczeniu panowało przyjemne ciepło. W końcu znów byłam szczęśliwa.



sobota, 16 listopada 2013

Seção décimo terceiro: "Tęskniłem."

- Nie, nie, nie! – krzyczał na cały głos Fabio. Uderzył pięścią w szklany stolik na środku pomieszczenia. Mebel rozsypał się na małe kawałeczki wbijając większymi odłamkami w dłoń mężczyzny. On jednak nic by sobie z tego nie zrobił i dalej demolował pokój, gdyby Iker i Cristiano nie unieruchomili go przygwożdżając do kanapy. Nawet się nie wyrywał. Nie mógł pogodzić się po prostu z tym, że stracił swoją ukochaną Noelę.
Stracił znowu, tak jak kiedyś, ale tym razem z własnej głupoty.
Stracił kobietę swojego życia, tę jedyną i niepowtarzalną.
Stracił powód, dla którego jego życie miało sens.
Stracił ją, o ona zabrała ze sobą jego radość.
      Poczuł pierwsze ukłucie bólu w porozcinanej ręce. Popatrzył na nią i zdał sobie sprawę, że wygląda dokładnie tak, jak jego serce. Porozrywane z powbijanym szkłem, mocno krwawiące. Poczuł, jak ktoś dotyka go lekko w ramię. Odwrócił, więc wzrok w stronę tego osobnika. Okazała się nim by Clarisse.
- Uspokój się wreszcie! – krzyknął Marcelo, który jako pierwszy postanowił spróbować przywrócić rozum temu kretynowi. – W ten sposób nikomu nie pomożesz, a na pewno sobie zaszkodzisz!
- Przecież ja jestem cholernie spokojny! – warknął obrońca. Zasyczał z bólu, kiedy Clarisse wyciągnęła z jego dłoni pierwszy odłamek szkła. Popatrzył na nią, ale ta tylko uśmiechnęła się niewinnie i wróciła do poprzedniego zajęcia. – Boli! – warknął Coentrao po około dziesięciu minutach ciszy, w których Barazylijka zdążyła oczyścić rany i teraz zalewała je spirytusem.
- To dobrze, że boli. Może przynajmniej oduczy cię głupoty. – powiedziała kobieta bandażując dłoń obrońcy. Zupełnie nie zwracała uwagi na to, że Fabio właśnie przeszywa jej osobę niewidzialnym laserem.
      Następnego dnia, na treningu, Coentrao był zupełnie nieobecny. Sandra podobno wczoraj zabukowała bilety i leci do Polski. Zazdrości jej tego, nawet bardzo. Ona leci do Polski, a on musi zostać tu, w Madrycie. Jedynym jego zajęciem na zbliżający się weekend ma być użalanie się nad swoją głupotą i obwinianie za to, co stało się Noe. Idealne plany, nie? W pewnym momencie usłyszał krzyk trenera. Podskoczył, jak oparzony i zaczął się przysłuchiwać temu, co mówi Mou.
- Jak mi zaraz nie obudzicie tego kretyna, to sam to zrobie, ale będzie bolało! – wydarł się na całe gardło mężczyzna.
- Już nie śpie! – odkrzyknął i zerwał się na równe nogi, żeby wykonywać te same ćwiczenia, co drużyna. Nie trwało to jednak ponieważ od czas okrążania boiska znów się zamyślił tyle tylko, że tym razem nie wyrobił i trafił prosto w słupek.
- Coentrao, do mnie ! –usłyszał wściekły głos Jose. Bez wahania do niego podszedł, odprowadzony cichymi śmiechami kolegów z powodu jego wypadku.
Perspektywa Fabio
- Dlaczego do niej nie polecisz, skoro cały czas myślisz tylko na jej temat?! – nie ukrywam, pierwsze pytanie trenera nieco zbiło mnie z pantałyku. Spodziewałem się długiego wykładu na temat tego, że nie powinienem zaprzątać głowy niczym innym, tylko treningiem, a on mi wyjeżdża z czymś takim o.
- Ale trenerze … - nie dane mi było jednak skończyć, ponieważ Mou brutalnie wszedł mi w słowo.
- Gówno mnie obchodzi twoje „ale trenerze”! Bierz dupe w troki, Ramosa i spadać do Polski! – wydarł się mężczyzna. Odrzuciło mnie do tyłu. Nic nie odpowiedziałem, tylko gorliwie pokiwałem głową. Wybiegłem z gabinetu Mou, jakby mnie ktoś stamtąd wyrzucił i wróciłem na murawę. Złapałem nic niespodziewającego się Sergio za łape i wyprowadziłem do szatni. Nie zwracając uwagi na to, że cokolwiek do mnie mówi zacząłem się przebierać.
- Do ty do jasnej kurwy robisz? – dopiero to przypomniało mi o tym, co kazał mi zrobić Jose.
- Jedziemy do Polskie z Sandrą. – odpowiedziałem nie przestając pakować torby treningowej. Stoper już o nic więcej nie zapytał, tylko zaczął robić to, co ja.
Następnego dnia
     Właśnie stoimy we trójkę na lotnisku i czekamy, aż wywołają nasz lot. Sandra cały czas płacze, a Sergio ją przytula. Mam to strasznie nieprzyjemne ukłucie, gdzieś w środku, jak tak na nich patrzę. Poniekąd zazdroszczę przyjacielowi, że ma on przy sobie to, co dla niego najważniejsze. Moje szczęście właśnie walczy o życie i to z mojego powodu. Zajebiście, nie? Jestem po prostu skończonym sukinsynem.
    W końcu wezwali lot do Polski. Teraz jeszcze tylko dwie godziny męczarni samolotem i w końcu będą mógł ją zobaczyć. Jeżeli coś jej się stanie, to nie wybaczę sobie tego. Nigdy. Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem siedząc już w samolocie.
    Obudziło mnie mocne szturchanie w ramie. Zdezorientowany popatrzyłam na Sergio, który poinformował mnie, że właśnie wylądowaliśmy. Bez słowa wyszliśmy na zewnątrz, wzięliśmy bagaże i zamówiliśmy taksówkę pod hotel. Nie pamiętam jego nazwy, ponieważ jak dla mnie była za długa i za trudna.
    Gdy siedziałem już w swoim pokoju zastanawiałem się, co mam jej powiedzieć. Nic nie przychodziło mi do głowy. Wymyśliłem jakąś gadkę, którą i tak pewnie za chwilę zapomnę. Po chwili do pomieszczenia weszła blondynka i poinformowała mnie, że mam się zbierać, bo na dole czeka Sara, która ma nam pokazać, gdzie leży aktualnie Noela. Całą drogę do szpitala milczałem. Dopiero na miejscu, kiedy stałem przy okienku byłem zmuszony do jakiegokolwiek myślenia.
- Gdzie leży Noela Nunez Rosa? – zapytałem pulchnej pielęgniarki za okienkiem. Popatrzyła na mnie znad okularów. Już wiedziałem, że tak łatwo nie będzie.
- Czy jesteście państwo rodziną? – no i masz. Westchnąłem ciężko. Usłyszałem, jak San robi to samo i wpadłem na genialny pomysł.
- Jestem jej narzeczonym. – powiedziałem bez większego namysłu. To był jedyny sposób, żeby ją zobaczyć. Pielęgniarka popatrzyła na mnie dziwnie, ale podała numer pokoju.
- Sto siedemnaście. Niech pan weźmie buty ochronne. – powiedziała i położyła na okienku jakieś dwa worki. Bez zastanowienia ubrałem je i popędziłem w kierunku pomieszczenia, gdzie leży Noe. Rzuciłem jeszcze tylko za sobą, że na pewno wszystko powiem moim towarzyszom i weszłam przez białe drzwi.
     To, co zobaczyłem sprawiło, że odechciało mi się żyć, a w oczach zaświeciły się świeczki. Na środku pomieszczenia stało sporawe łóżko, na którym leżała blada, jak ściana Noela i niemalże ginęła w białej pościeli. Podpięta była do całej masy przeróżnych urządzeń i kabelków. Koło posłania stała maszyna, która jako jedyna wskazywała na to, że dziewczyna jeszcze żyje. Spojrzał na jej twarz. Zazwyczaj błąkał się na niej delikatny uśmiech, ale teraz pozostawała całkowicie bez wyrazu. Cały bała potłuczona, a gdzieniegdzie dało się zobaczyć większe rany. Miała również zszyty łuk brwiowy.
       Zawahałem się przez chwilę, ale w końcu Podeszłem do metalowego krzesełka i usiadłem na nim. Wziąłem zimną, bezwładną dłoń Noeli w swoje, duże, ciepłe i przyłożyłem ją do policzka. Po moich plecach przeszedł dreszcz. Już dawno jej nie dotykałem. Zapomniałem, jakie to wspaniałe.
- Wiesz? – zacząłem mówić do nieprzytomnej dziewczyny. – Tęskniłem. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko moja wina. Powinienem bardziej się starać. Zachowałem się, jak gówniar. Wszystko było tak dobrze, a teraz … - zawahałem się przez chwilę. – Leżysz tutaj i to wszystko jest moja wina. Nie powinienem był wtedy zostawić cię i sobie pójść. Obiecałem, że zawsze będę przy tobie. – po woli zacząłem płakać. – Złamałem tę obietnice i w pełni zdaję sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie moja wina. Spierdoliłem po całości.
Sandra (przed pokojem)
     Gdzie jest ten pieprzony Coentrao?! Wszedł tam już jakieś pół godziny temu, a ja dalej nie wiem, co się dzieje z moją Noelą! Cały czas przytulam się do Sergio, a z oczu cieknie mi słona woda.
- Spokojnie, pewnie zaraz przyjdzie. – po raz kolejny uspokajał mnie chłopak.
- Ale ja jeszcze chwilę i nie wytrzymam! – mój ton był niemalże rozpaczliwy, ale co ja poradzę, że chce wiedzieć, co się dzieje u mojej przyjaciółki, którą z własnej głupoty prawie straciłam?
     W pewnym momencie do środka weszła pielęgniarka, a w następnym wyrzuciła z pomieszczenia Fabio. Widać było, że chłopak płakał. Popatrzyłam na niego wyczekująco. Ten westchnął i usiadł na plastikowym krzesełku.
- Jest cała blada i zimna. – odpowiedział na moje nieme pytanie, zakrywając twarz dłońmi. Wtuliłam się mocniej w mojego narzeczonego. Nie wybaczę sobie, jeśli ona umrze!
Noela
     Jestem w jakimś dziwnym miejscu. Czuję się, jakby czas się zatrzymał. Wszystko jest takie wspaniałe, ciekawe, wręcz inspirujące. Siedziałam na soczyście zielonej trawie, gdzieniegdzie wyłaniały się z niej kolorowe kwiaty. Na środku polanki znajdowało się sporawe jezioro, a otoczona była drzewami. Miałam na sobie białą sukienkę. I to był jedyny defekt – nienawidzę sukienek. Podniosłam się, żeby z powrotem opaść na ziemię, ale tym razem trzymając stopy pod taflą wody. Była ona przyjemnie chłodząca. W pewnym momencie poczułam czyjś ciepły dotyk na lewej dłoni, a później głos, jego głos.
- Wiesz? Tęskniłem. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko moja wina. Powinienem bardziej się starać. Zachowałem się, jak gówniar. Wszystko było tak dobrze, a teraz … Leżysz tutaj i to wszystko jest moja wina. Nie powinienem był wtedy zostawić cię i sobie pójść. Obiecałem, że zawsze będę przy tobie. Złamałem tę obietnice i w pełni zdaję sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie moja wina. Spierdoliłem po całości.
     Słychać było, jak Fabio zaczyna płakać. I wtedy uświadomiłam sobie, że chcę do niego wrócić, natychmiast! Przecież ja go cały czas kocham, a to, że tutaj leże to nie jest tylko i wyłącznie jego wina! Spróbował jakoś dotknąć swojej dłoni, ale nie mogłam się ruszyć. Wszystko dookoła zaczęło wirować. Co się dzieje?

Fabio
    Usłyszałem, jak z pokoju Noeli dobiega jakiś irytujący dźwięk. Na początku próbowałem go zignorować, ale w końcu uświadomiłem sobie, co to jest. Brak funkcji życiowych. Poderwałem się z krzesła, jak oparzony i już chciałem wbiec do dziewczyny, ale w ostatnim momencie powstrzymała mnie pielęgniarka, która wcześniej mnie stamtąd wyrzuciła. Chyba się nie polubimy.

- Lekarze się nią zajmą. – usłyszałem jej chłodny głos. Chciałem coś odpyskować, ale Sergio mnie powstrzymał. Popatrzyłem na niego gniewnie, ale ten tylko pokiwał przecząco głową. Opadłem z powrotem zrezygnowany na fotel. Nie ma to, jak pieprzona bezsilność!

poniedziałek, 4 listopada 2013

Seção Décimo Segundo: "Gdzie Noela?"

- Uprzejmie prosimy o zapięcie pasów. Za chwilę będziemy lądować. – usłyszałam wesoły głos stewardessy z głośników. Lot dłużył mi się niemiłosiernie, ale w końcu jestem z powrotem w Polsce. Jak na razie w Sopocie, ale zmienię to szybko, ponieważ mamy z rodzicami na Mazurach mały domek. Zawsze jeździliśmy tam na wakacje, ale chyba się nie obrażą, jeżeli będę chciała w nim na jakiś czas zamieszkać.
      Zaparkowałam pod bramą wjazdową (samochód wrócił razem ze mną) i nie wyciągając walizek z bagażnika, bo przecież prześpię się tylko i wyjeżdżam. Weszłam do środka i zastałam tam moją mamę gotującą coś. Oczywiście powiedziałam rodzicom o moich zamiarach oraz o tym, co stało się między mną i Fabio. Tata wysłuchał, co miałam do powiedzenia, a mama uwierzyła gazetom.
- Hej, już jestem. – powiedziałam od niechcenia i usiadłam na krześle przy stole. – Idę położyć się chwilę spać. – oznajmiłam, kiedy nie dostałam odpowiedzi.
      Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Jednak najpierw wzięłam z mojego pokoju czystą piżamę i weszłam do łazienki. Gorąca kąpiel pomaga w zaśnięciu, a mi to już szczególnie. Odkręciłam, więc kurki, a kiedy woda się nalewała rozebrałam się. Weszłam po woli, żeby przyzwyczaić się do temperatury. Nawet nie wiem kiedy oczy zrobiły mi się ciężkie i usnęłam.
    Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi i nawoływanie mojego imienia przez tatę. Odkrzyknęłam, że już wychodzę. Woda i tak zrobił się zimna, a za oknem ciemno. No cóż musiałam długo tutaj siedzieć. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania i z ręcznikiem na mokrych włosach powędrowałam do salonu. Moi rodzice siedzieli tam razem i oglądali jakiś film.
- Czy ty naprawdę chcesz, żebym ja na zawał zszedł? – zapytał na wstępie tata. Na pozór był wkurzony, ale delikatny uśmiech zdradzał, że tak naprawdę jest rozbawiony.
- Też cię kocham tatku. – zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. – Jeszcze jakiś dwie godziny, żebym się rozbudziła i jadę. – dodałam po chwili ciszy.
- A na pewno nie chcesz zostać? Pokój dalej na ciebie czeka. – zaproponował. Pokiwałam przecząco głową.
- Sandra pewnie niedługo złoży wam niezapowiedzianą wizytę, a z nią połowa Realu Madryt, która od wczoraj próbuje się do mnie dodzwonić. – wyjaśniłam.
      Siedzieliśmy tak, aż zegar nie wybił godziny dwudziestej trzeciej. W między czasie wysuszyłam włosy, a teraz siedzę już w samochodzie i jadę do domku na Mazurach. Droga nie jest najlepsza, bo zaczął padać deszcz i wiać wiatr. Najprawdopodobniej zaraz będzie burza.
     Jednak nie o tym teraz myślę, a o Fabio. Zastanawiam się, co on teraz może robić. W Hiszpanii pewnie jest wcześniej niż u nas. Nie wiem, nie ogarniam zmiany godzin. Może siedzi u siebie w domu sam, albo z jakąś laską. A może znalazł już sobie kogoś za mnie. Nie Noela stop! Nie myśl o tym, bo się wykończysz w ten sposób.
    Niebo rozświetliła pierwsza błyskawica. Niee … Nienawidzę burzy. Zawsze chowam się wtedy pod kołdrę, ale aktualnie nie mam ani kołdry, ani nawet nie mam się, jak schować. Deszcz zaczyna padać coraz mocniej, a ja coraz mniej widzę. Nie jest dobrze. Trzeba gdzieś stanąć, ale jak, skoro nawet pobocza nie widzę. W pewnym momencie wjechałam w większą kałużę. Straciłam panowanie nad samochodem. Cały czas próbuję coś zrobić, ale to nic nie daje. W pewnym momencie poczułam, jak uderzam w coś bardzo mocno. Włączyła mi się poduszka powietrzna, ale to i tak mało dało. Jestem do gór nogami, wiem bo włosy wiszą mi w dół. Czuję, jak po twarzy płynie mi coś ciepłego. Ledwo podnoszę rękę i dotykam tego czegoś. Popatrzyłam na palce i zobaczyłam krew. Najwyraźniej leci mi z nosa. No to fantastycznie. Wszystko mnie teraz boli. W pewnym momencie ktoś otwiera drzwi do samochodu. Chłodny deszcz wpada do środka.
- Czy mnie pani słyszy? Zaraz będzie tutaj pogotowie! – jakiś mężczyzna cały czas coś do mnie mówił, ale tak naprawdę nic nie zrozumiałam. Wiem z tego wszystkiego tylko tyle, że ktoś ma tutaj przyjechać. Powieki robią się ciężkie, nie dam rady już dłużej ich utrzymać…
- Słabo mi. – powiedziałam prawie niesłyszalnie i zemdlałam. Nie wiem, co się potem działo.

SANDRA (kiedy Noela wróciła do domu)

      Siedzę w domu i czekam, aż Sergio wróci z treningu. Czuję się fatalnie. Wiem, że przysłużyłam się w sprawie tego wyjazdu Noeli. Kiedy wczoraj znalazłam ten list poczułam się, jak najgorsza suka na tym beznadziejnym świecie. Wiem, że zaniedbałam przyjaciółkę i gdy wtedy zadzwoniła … Nie wiem ,co mam zrobić. Najchętniej skoczyłabym z wieżowca, albo coś w tym stylu.
        Moje przemyślenia przerwał szczęk zamka. Do pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdowałam wszedł Ramos, a zaraz za nim Fabio. Ten drugi to już w ogóle się załamał. Czuje się winny tego, że nie chciał wysłuchać Noe, a teraz ona uciekła. Widziałam, jak od wczoraj jedynym, co chce zrobić to po prostu usnąć i się nie obudzić. Sergio podszedł do mnie i przywitał mnie namiętnym pocałunkiem. Jednak nawet to nie poprawiło mi humoru.
- Udało się wam jakoś z nią skontaktować? – zapytałam po chwili siedzenia w ciszy. Chłopaki pokiwali tylko przecząco głowami. Spuściłam wzrok wbijając go w puchaty dywan leżący na środku pomieszczenia. Można się było tego spodziewać, przecież to Noela z nią nie będzie tak łatwo, jakby się mogło wydawać.
- Nawet Jose próbował. Miała wyłączony telefon. – mruknął Fabio i ukrył twarz w dłoniach. – Nie wiem już, co mam zrobić.
- Zaraz, a u kogo ona była, zanim wróciła z imprezy do domu? – wypalił ni z tego ni z owego mój narzeczony. Wzruszyłam ramionami.
- U Clarisse, Jacqueline, albo Iriny. – odpowiedziałam po chwili głębokiego namysłu. – Irina i Clarisse były tam. – dodałam, kiedy jeszcze bardziej się nad tym wszystkim zastanowiłam.
- W takim razie jedziemy do niej. – powiedział wstając z kanapy. Popatrzyłam zdziwiona na Fabio, a potem na stopera. – No nie patrzcie tak. Przecież mogła jej coś powiedzieć. – wyjaśnił nam i już nic więcej nie musiał mówić, ponieważ po chwili ładowaliśmy się do jego samochodu.
     Droga do domu Benzemy zajęła nam piętnaście minut. Gdy tylko Ramos zaparkował swoja maszynę na podjeździe ja i Fabio wylecieliśmy z niej, jak z procy i od razu pobiegliśmy do drzwi. Chłopak zadzwonił, a po chwili otworzył nam sam Karim.
- Gdzie jest Jacqueline?! – zapytaliśmy w tym samym momencie. Napastnik podskoczył przerażony. No cóż, najwyraźniej nie spodziewał się po nas takiego wybuchu.
- Się właśnie kąpie. – oznajmił, kiedy tylko oswoił się z ty, że to tylko my. – Możecie wejść i poczekać, aż wyjdzie. – dodał widząc wyczekujące spojrzenia z naszej strony. Wparowaliśmy do środka tratując po drodze niczego nikomu nie winnego Benzemę. – To ja może powiem jej, żeby się pospieszyła. – jak powiedział, tak zrobił i już po chwili wędrował po schodach w górę.
- Gdzie Noela? – zapytałam, kiedy tylko Francuska zdołała zejść ze schodów.
(od tego momentu używam narracji trzecio osobowej)
- Nie mogę powiedzieć. – odpowiedziała od razu. Obiecała to Noeli.
- Jacqueline, ja cię proszę. Noela to moja najlepsza na świecie przyjaciółka. Zawiodłam ją i chcę to naprawić, ale nie mogę, bo ona gdzieś mi zwiała, a ja nie mam pojęcia, gdzie. Ty jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc. – powiedziała blondynka. Ona musi porozmawiać z Noelą.
- Wróciła do Polski. Mówiła coś o jakimś domku, ale nie pamiętam gdzie. – wyszeptała po chwili ciszy francuska. Wiedziała, że nie powinna, ale nie ma innego wyjścia. Chce tylko szczęścia przyjaciółki.
- Dziękuję. – Sandra podeszła do dziewczyny i przytuliła ja z całej siły.
     Nie zważając na zdziwione miny Sergio i Fabio po prostu wybiegła z domu. Stanęła przed samochodem i niecierpliwie czekała, aż chłopaki w końcu do niej przyjdą. Kiedy w końcu się pojawili zgromiła ich wzrokiem i wsiadła do samochodu. Powiedziała im tylko, że mają jechać z powrotem do domu, a przez resztę drogi więcej się nie odezwała. Myślała nad tym, jak mogła tak zaniedbać najlepszą przyjaciółkę. Przecież to właśnie dzięki niej w końcu znalazła szczęście u boku Sergio, a ona po prostu ją zignorowała. Czuła się z tego powodu przeokropnie.
     Gdy tylko dojechali na miejsce Sandra pobiegła jak strzała do drwi, otworzyła je i wbiegła do salonu nawet nie zdejmując butów. Odszukała wzrokiem komputer i od razu dopadła się do niego. W czasie, kiedy go uruchamiała do pomieszczenia weszli Sergio i Fabio, a zaraz za nimi wparowała Irina, Iker, Clarisse i Marcelo. San jednak nie zwróciła na nią uwagi tylko wpisywała adres lotniska. W pewnym momencie poczuła, jak ktoś wyciąga jej z rąk laptopa.
- Ej, no! – warknęła w kierunku Rosjanki. – Oddawaj. – dodała niemalże od razu.
- Posłuchaj mnie przez chwilę. – zaczęła modelka. – Wiem, że chcesz znaleźć Noe, ale musisz mnie przez chwilę posłuchać. – dodała, kiedy Polka otwierała usta, żeby wejść jej w słowo. Zrezygnowana blondynka skrzyżowała ręce na wysokości piersi, przez co wyglądała jak małe obrażone dziecko, ale dała Irinie do zrozumienia poprzez kiwnięcie głową, że słucha. – Podejrzewam, że nie było was w domu, kiedy w telewizji podawali informacje. – mówiła cały czas pisząc coś na klawiaturze. – Tylko błagam was, spokojnie. – powiedziała, gdy skończyła poprzednią czynność, a w wejściu do salonu stanął Ronaldo.
     Blondynka niepewnie chwyciła urządzenie i zaczęła po woli czytać tekst dzisiejszych informacji. Jej oczy coraz bardziej się rozszerzały i po woli zaczęła zachodzić łzami, które z kolei po woli spływały po jej bladych policzkach. Jednak, gdy tylko doszła do zdjęć rozpłakała się całkowicie. Oddała komputer z powrotem Irinie i pobiegła do pokoju. Nie, to nie może być prawda, co przeczytała!
- Co się stało? – zapytał zdziwiony, ale i zaniepokojony zachowanie narzeczonej stoper.

WYPADEK POD ELBLĄGIEM (POLSKA)

Z 23 na 24 sierpnia pod Polską miejscowością Elbląg doszło do wypadku. Samochód marki Audi uderzył o drzewo. Jak donosi nasza korespondentka, Sara Carbonero, do pod czas wypadku padał gęsty deszcz i widoczność była bardzo ograniczona. Jak na razie nie wiemy, czy poszkodowana żyje.

Zakończyła Rosjanka. Na twarzy dwójki mężczyzn pojawiło się zdziwienie pomieszane z niedowierzaniem. Pierwszy ocknął się Fabio. Popatrzył na bramkarza załzawionymi oczami i wyjąkał.
- A skąd masz pewność, że to Nola? – Iker chwilę się zastanowił.

- Przecież słyszałeś, kto jest korespondentem …

piątek, 27 września 2013

Seção Décimo Primeiro: "Nie szukaj mnie."

     Siedziałam sobie tak na drzewku, a hieny grasowały gdzieś dookoła. W końcu jednak mi się to znudziło. Przecież ile można robić to samo? No a w moim przypadku, to już w ogóle nie powinno się tego robić, bo źle się później dzieje. Czasami nawet bardzo. Sięgnęłam więc po ostatnią deskę ratunku i wyjęłam telefon z kieszeni. Wybrałam numer Sandry. Tym razem jednak odebrała.
- No hej. – usłyszałam jej rozbawiony głos. – Czy to coś ważnego? – dodała od razu. Nie no. Ostatni raz rozmawiałam z nią pół roku temu, a ta mi wyjeżdża z „czy to coś ważnego?”.
- Nie już nic ważnego. Po prostu zerwałam z Fabio, o tym, jak całowałam się z jednym z kolesi z naszej pierwszej imprezy w Madrycie, a teraz siedzę na drzewie w parku koło, mojego już mieszkania i jak chce poprosić o pomoc moją najlepszą przyjaciółkę, z którą rozmawiałam ostatni raz chyba pół roku temu, to ta w ogóle nie chce ze mną rozmawiać. No, ale to nic ważnego, o jak widać ja nie mam już najlepszej przyjaciółki. – powiedziałam na jednym wdechu. Łzy spływały obficie po moich policzkach. Mogłam się spodziewać, że zacznie coś do mnie mówić, tak ja to właśnie mówi, ale po prostu nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Pierdolę, wracam do domu, do Polski. Zeszłam z drzewa, bo media też pierdole w tym właśnie momencie. Kiedy tylko mnie zobaczyli rzucili się, jak pięcioletnie dzieci na cukierki, ale miałam to po prostu w dupie. Szłam przed siebie wściekła, cała zapłakana i na nic nie zwracałam uwagi. Weszłam do klatki, a potem do domu. To znaczy chciałam, ale w ostatnim momencie złapała nie sąsiadka, która przeganiała reporterów z klatki. Zbyłam ją prostym, polskim „spierdalaj” i trzasnęłam za sobą drzwiami. Następnie zaszyłam się pod kołdrom w moim pokoiku, jedynym miejscu, w którym aktualnie czułam się w miarę normalnie. Ryczałam w poduszkę, jak głupia. Nie trwało to jednak długo, ponieważ zmęczona tym wszystkim po prostu usnęłam.
       Obudziłam się o dziewiętnastej. Zwlekłam się mozolnie z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam ze sobą tylko jakieś kosmetyki i czyste ubrania. Postawiłam na ciepłą kąpiel z bąbelkami i świeczkami zapachowymi. Zapaliła, więc pachnidła, wlałam płyn do wody i sama do niej weszłam. Siedziałam sobie tak może piętnaście minut, kiedy komórka na pralce zaczęła wibrować, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie uśmiechniętej blondynki. Pomyślałam, że ona też powinna poczuć się chociaż raz tak, jak ja  ostatnim czasie, więc zamykając oczy po prostu zignorowałam dzwoniący przyrząd. Nie przeszkadzał mi dzwonek, ponieważ była to moja ulubiona piosenka. Po czwartym razie łaskawie uchyliłam łaskawie powieki i tym razem powitał mnie widok śmiejącego się Ramosa. No cóż. Niech próbują szczęścia dalej. Ja jak na razie nie zamierzam z nimi rozmawiać.
        Kiedy woda zaczęła robić się zimna wyszłam z wanny. Wytarłam i ubrałam we wcześniej przygotowane ubrania. Następnie zabrałam się za gaszenie świeczek. Kiedy już skończyłam to robić mój wzrok zatrzymał się na telefonie komórkowym. Podeszłam i wzięłam go do ręki. Nie wiem dokładnie, ile razy dzwonili, ale kiedy odblokowałam aparat oniemiałam. Pięćdziesiąt razy. Na zmianę. Szybko jednak się ogarnęłam. Jak chcą, to nawet sto razy sobie dzwonią, ja i tak nie odbiorę. Noela się obraziła. Posprzątałam łazienkę i jak burza wpadłam do swojego pokoju. Decyzję podjęłam już na początku mojego garowania na drzewie, a nieudana rozmowa tylko uświadomiła mnie w tym przekonaniu.
        Najpierw siadłam na komputer. Weszłam na stronę linii lotniczych i sprawdziłam, czy przypadkiem nie ma jakichś wolnych miejsc, jeszcze w tym tygodniu najlepiej. Udało się. Jedna jedyna osoba zrezygnowała. Wylot za pięć godzin. Zdążę na pewno. Kiedy miałam już kliknąć enter zawahałam się na krótką chwile, ale jednak w następnym momencie mój palec już naciskał klawisz. Bilet zabukowany.
     Wyłączyłam komputer i zwlekłam się z łóżka. Muszę przecież jeszcze zdążyć na odprawę, a to już za cztery godziny. Wzięłam walizkę i po kolei, jak leci zaczęłam pakować swoje rzeczy. O mieszkanie się nie martwię, bo i tak rodzice płacą rachunki, więc to czy ja tu jestem, czy mnie tutaj nie ma i tak nie zrobi im różnicy. Pakowanie zajęło mi około godziny. W sumie wyszło dwie duże walizki, jedna podręczna, laptop i aparat. Usiadłam na łóżku. Zostało mi jeszcze trzy godziny przygody w Madrycie. No cóż nie tak to wszystko miało wyglądać, ale mówi się trudno. Przynajmniej Sandra jest szczęśliwa z Ramosem. Pomimo tego żalu o to, że po prostu mnie zostawiła w głębi duszy i tak jest moją najlepszą przyjaciółką. W pewnym momencie wpadłam na pewien pomysł. Przecież nie mogę wyjechać od tak bez słowa, bo postawiliby całą Hiszpanię na nogi. Wzięłam pierwszą lepszą kartkę, która leżała na moim biurku i długopis z torebki. Napisałam krótki list i położyłam go tam, gdzie na pewno zostanie przez nich znaleziony, a mianowicie tam, gdzie wcześniej leżały zapasowe klucze do mieszkania, a mianowicie w kwiatku przed drzwiami. Weszłam z powrotem do domu i położyłam się z powrotem na łóżku. Mimo wszystko warto było tutaj przyjechać. Żałuję tylko dwóch rzeczy, ale raczej powinnam powiedzieć kontaktów z ludźmi. Tych dwóch straconych. No nic, co się stało, to się nie odstanie i nie warto płakać nad rozlanym mlekiem.
     Nawet nie zauważyłam, kiedy nadszedł czas, żeby wychodzić. Wzięłam telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Za piętnaście minut siedziałam już na miejscu pasażera i jechałam w drogę powrotną do Gdańska. No cóż. WELCOME POLAND!

SANDRA (od końca połączenia z Noelą)

- Noela ! Noela słuchaj mnie !
- Coś się stało? – zapytał Ramos wchodzący do kuchni, ewidentnie przyciągnięty moim darciem.
- Noela zerwała z Fabio i musiał być to całkiem efektowny sposób, bo hieny ją dorwały i aktualnie siedzi na drzewie. – mruknęłam pomijając małą część o mnie, która dała mi dużo do myślenia. Sergio nic nie odpowiedział, tylko wrócił do salonu. Zaciekawiona jego cichym zachowaniem powędrowałam za nim. Okazało się, że usiadł przed komputerem i zaczął grzebać po plotkarskich stronach internetowych. Na jednej z nich, na stronie głównej był wielki nagłówek: „Koniec wielkiej miłości piłkarza Realu Madryt i Noeli Nunez Rosa?”. Popatrzyłam przerażona na mojego narzeczonego, który już otwierał artykuł, a potem zaczął czytać go na głos.
- „Jak wszystkim dobrze wiadomo Fabio Coentrao i Noela Nunez Rosa od ostatniego roku tworzyli bardzo zgrano i, jak się wszystkim wydawało, kochającą parę. Jednak wydarzenia wczorajszej nocy pokazały, że od jakiegoś czasu jednak im się nie najlepiej układało. Chodzi nam o to, że Noela wybiegła z imprezy organizowanej przez Cristiano Ronaldo, najprawdopodobniej z okazji wygranego meczu z Barceloną i zakwalifikowania się do tegorocznego Finału Ligi Mistrzów. Następnie na oczach Fabio pocałowała dosyć przystojnego Hiszpana. Z pewnych źródeł wiemy, że to Jose da Silva. Czyżby pannie Nunez Rosa znudził się romans z jednym z najsławniejszych piłkarzy świata? No cóż, jak widać najwyraźniej tak. Kiedy dziś chcieliśmy się czegokolwiek od niej dowiedzieć, ale po prostu uciekła do pobliskiego parku. My i jeszcze kilka innych stacji plotkarskich próbowaliśmy ją znaleźć, ale ukryła się dosyć dobrze. Po godnym poszukiwaniu, kiedy już mieliśmy skończyć, dziewczyna zeskoczyła z jednego z drzew. Oczywiście rzuciliśmy się w pościg za nią, ale zdążyła nam uciec do klatki. Czekajcie na dalsze informacje w tej sprawie, a jak na razie musicie zadowolić się kilkoma zdjęciami z wczorajszego wieczoru.
                                                                                                                              Anonim Z.”
- Ja pierdole. – to był jedyny komentarz, jaki udało mi się z siebie wydusić.
- No to nieźle go w chuja zrobiła. – skomentował Sergio. Obudziło mnie to jakby z transu.
- Zaraz, zaraz. Skoro ona tak zrobiła, to ja się zastanawiam, czym on sobie zasłużył. – warknęłam.
- Coś ty. Wierzysz w to, że on byłby coś w stanie jej zrobić? Jest zakochany, jak wariat, a ona po prostu na jego oczach go zdradziła. – oburzył się Sergio. Nic nie powiedziałam, tylko wkurzona jego teorią złapałam za myszkę i postanowiłam obejrzeć sobie z kim to Noe się całowała. Kiedy tylko zobaczyłam tego kolesia wkurwiłam się na Maksa.
- Co za pieprzony debil! – krzyknęłam na całe gardło tak, że blondyna odrzuciło.
- Znasz go? – zapytał zdziwiony.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. Jak byłyśmy na pierwszej imprezie w Madrycie, to on i jego kolega się do nas przyczepili. Jak widać nie zrozumiał sugestii Noeli, że nie chce go znać i zrobił jej świństwo. – opowiedziałam historię znajomości z naszymi „kolegami”. – Dzwonię do Noe.
30 minut później …
- Jeżeli zaraz nie odbierzesz, to cię zabije ! – darłam się, jak głupia do automatycznej sekretarki. Ode mnie nie chciała odebrać, więc dzwonie z numeru Ramosa, ale jak widać z nim tez nie chce gadać. – Nie chce odebrać. – mruknęłam do chłopaka wchodzącego do mojego pokoju, w którym aktualnie się znajduję.
- Słychać. – zaśmiał się. Chyba chciał mnie pocieszyć, ale cóż. Nie udało się.
- Jestem beznadziejna. – mruknęłam zakrywając twarz w dłoniach. Poczułam męskie dłonie oplatające mnie od tyłu.
- Nie jesteś. Przecież to nie twoja wina, że zerwali ze sobą. Nawet cię tam nie było.
- Ale ja nawet nie rozmawiałam z Noelą od pół roku. Jak była w tym parku, to do mnie zadzwoniła, a ja po prostu zapytałam, czy to coś ważnego.
- Każdy popełnia błędy. Ważne jest to, żeby umieć je naprawiać. – powiedział pocieszająco.
- W tym problem, że najprawdopodobniej ja nie będę miała okazji, żeby z nią porozmawiać. Obraziła się na mnie śmiertelnie.
- To może najpierw porozmawiamy z Fabio. – zaproponował. Pokiwałam przytakująco głową. Po dziesięciu minutach siedzieliśmy już w samochodzie Sergio i kierowaliśmy się w stronę domu Fabio.

SERGIO (godzina dziewiętnasta, dom Fabio)

    Nie bardzo wierzę w niewinność Noeli, no ale cóż. To najlepsza przyjaciółka mojej Sandry. Stanęliśmy na przeciwko drzwi do wielkiego domu i zapukałem w nie. Czekanie, aż ta panienka otworzy trwało dobrych pięć minut. Kiedy tylko go zobaczyliśmy szczęki nam opadły. Stał sobie, a na jego ramieniu uwieszona była Carme.
- Jak widać szybko zapomniałeś. – krzyknęła San i bezpardonowo władowała się do mieszkania mojego przyjaciela.
- Z dobrym towarzystwem to nie trudne. – zaśmiała się modelka. Jak sobie patrzę tak na nią i przypominam Noelę, to muszę stwierdzić, że ta druga jest zdecydowanie ładniejsza. Dobrze, że Coentrao nie umie czytać w myślach, bo byłby ze mnie zimny trup.
- Ej, spokojnie. Po co przyszliście Sergio? Jeżeli chcecie mówić, że Noela żałuje, to darujcie sobie, pocałowała tego kolesia na moich oczach. – powiedział mój przyjaciel.
- Ona nie zrobiła tego specjalnie! – krzyknęła na całe gardło moja narzeczona. Ta to ma przeponę.
- Jose mówił, że była na niego napalona od tej imprezy. – zarechotała brunetka.
- Nic jeszcze nie wspominałam o imprezie. – powiedziała z wrednym uśmiechem.
- Nie śmiej się tak! Przecież można było …
- Nie, nie można było. Wtedy jeszcze nikt nas nie znał, bo tak naprawdę nie wiedzieli o tym, że znamy chłopaków, więc nie byłyśmy rozpoznawalne w Hiszpanii, ani nigdzie indziej. – weszła jej w słowo blondynka.
- Och! Ty wredna szujo! – krzyknęła modelka, a w następnym momencie dostała w policzek z otwartej dłoni od mojej Sandry.
- Ja jestem szują, żmijo?! To nie ja rozwalam związki suko! – nie jest dobrze. Kiedy ona wymyśla epitet na każdym końcu zdania, to znaczy, że jest nieźle wkurwiona.
- Spokojnie! – wydarł się Fabio. – Może wytłumaczycie nam, o co chodzi!
- Ja myślę tak samo. – wtrąciłem się  w końcu do tej jakże przejmującej rozmowy.
- Otóż. Na samym początku, tak jak już ci mówiłam byłyśmy na imprezie w jednym z klubów. Tam przyczepili się do nas, jak mniemam dobrzy znajomi cudnej modeleczki. Widać nie przeszło jej to, że cały czas próbowała odbić cie Noeli, jak widać w końcu jej się udało. – ostatnie zdanie wypowiedziała patrząc prosto w oczy chłopaka.
- Ty wredna szmato!

FABIO (20 minut później, godzina do odlotu samolotu)

     Poty o powiedziała mi Sandra od razu wywaliłem Carme za drzwi. Tak właściwie, to sama się do mnie wprosiła. Wcale nie chciałem z nią rozmawiać. Z nikim nie chciałem rozmawiać. Najlepiej zaszyłbym się gdzieś głęboko w swoim pokoju. No, ale cóż. Co się stało, to się nie odstanie i aktualnie jedziemy do Noeli. Mam nadzieję, że będzie chciała chociaż ze mną porozmawiać.
     Sergio zaparkował przed blokiem. Wbiegłem na górę i chciałem otworzyć drzwi, ale niestety były zamknięte. Zacząłem w nie walić z całej siły, ale kiedy i to się nie udało sięgnąłem po ostatnią deskę ratunku.
- Noela otwórz, albo wywarze drzwi ! – kiedy nic się nie stało, właśnie chciałem zabrać się za obiecaną czynność, kiedy poczułem dłoń na ramieniu. – Co?! – warknąłem, kiedy tylko odwróciłem się przodem do Ramosa.
- Popatrz. – kiwną głową w lewą stronę. Zobaczyłem, jak Sandra grzebie za czymś w kwiatku i okazało się, że to kartka papieru.
Nie szukaj mnie, telefonu nie odbiorę, mimo wszystko cieszę się z pobytu w Madrycie.
Noela.
P.S. Nie ma mnie u rodziców, nie jestem głupia.”
- Jak widać spóźniliśmy się. – rzuciła po chwili ciszysz dziewczyna siedząca na podłodze.
    Oparłem się o drzwi, zjechałem po nich na wycieraczce i ukryłem twarz w dłoniach. Czy naprawdę tak to wszystko musiało się skończyć?
 _________________________________
Doberek x3
No to ten, tego ten ... nowy rozdział x3 
Trochę krótszy ;c
Oczywiście 5 komentarzy = 12 rozdział.
Co do drugiego bloga, to nie jestem jeszcze pewna, ale się pomyśli ... xD
Tak na oko zostało 2 - 3 rozdziałów + epilog. 
Nie wiem, jak to będzie, ale jakoś na pewno x3
No to dobrej nocki i do zobaczenia ;)

poniedziałek, 16 września 2013

Seção Décimo: "Spierdalaj!"

Rok później …
NOELA

      Od roku cały czas farbuję włosy na granatowo. Okazało się, że to był naprawdę dobry pomysł, bo teraz mój wygląd podoba mi się jeszcze bardziej. Jednak włosy, to nie jedyne, co się zmieniło. Otóż Sergio oświadczył się Sandrze i za pół roku borą ślub. Od momentu oświadczyn stopera, czyli dwóch miesięcy, mieszkam sama, ponieważ moja przyjaciółka przeprowadziła się do narzeczonego. Nie powiem, żebym czuła się z tym dobrze, bo ze względu na to, że rzadziej się widzimy musiałyśmy skończyć z naszą wojną i teraz jest strasznie nudno. Jednak to nie tylko to. Oddaliłyśmy się od siebie, czego nie mogę znieść.
   Aktualnie jestem w drodze do pracy. Madryt jest dziś wyjątkowo beznadziejny do jazdy, ponieważ zielona fala nie sprzyja chyba nikomu. Pewne jest to, że spóźnię się dzisiaj, ponieważ to już trzecie światła, na których stoję, a i tak wyjechałam dużo później, ponieważ zaspałam. Nie będzie dobrze, jeżeli spóźnię się więcej niż dziesięć minut, bo zmienił mi się pracodawca, który jest … nie oszukujmy się, po prostu jest chamem i skończonym bucem. Już dwie dziewczyny wyleciały przez niego, w tym Sandra.
    Zamknęłam samochód i pospiesznie ruszyłam so sklepu. Już miałam wchodzić na zaplecze, żeby się przebrać, ale zatrzymał mnie mocny uścisk na przedramieniu. Pisnęłam przerażona i odwróciłam się do napastnika gotowa, żeby się bronić, kiedy ujrzałam … mojego szefa.
- No Nunez Rosa. Całe pół godziny, co do minuty. Wiesz, co to oznacza.
- Szefie, ale … - nie dane było mi dokończyć, ponieważ mężczyzna wszedł mi w słowo.
- Nie ma „ale”, zabieraj się stąd. – warknął. Postanowiłam nic nie mówić, tylko z dumnie uniesioną głową wymaszerowałam z mojego byłego miejsca pracy.
    Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nie złożyłam jeszcze papierów do żadnej agencji modelek, chociaż moje port folio jest już skończone. No cóż, może po prostu brakuje mi odwagi. Wiem, że to głupie, ale po prostu się wstydzę i boję, że mogę nie dość, że nie dostać wymarzonej pracy, to jeszcze zostać skrytykowana.
      Zaparkowałam pod domem Ramosa. Tak, muszę porozmawiać z przyjaciółką, o ile ona jeszcze będzie chciała ze mną rozmawiać. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Czekam, czekam i nic. No cóż, pewnie ich niema. Zawiedziona wsiadłam do samochodu i wyjęłam telefon. Wybrałam bez zastanowienia numer do Fabio. Jeden sygnał, drugi sygnał.
~ Słucham cie maleństwo. – zapytał na wstępie. Czy powiedziałam, że cały czas używa w kierunku do mnie tego wkurzającego określenia? Nie? No to właśnie mówię.
~ Co porabiasz dwużeństwo? – postanowiłam, że odpłacę mu się tym samym.
~ Nic. Właśnie kończymy trening i zaraz możemy się spotkać. – odpowiedział, a w słuchawce dosyć głośno usłyszałam „Uuuu … Kobieta wzywa” i jestem prawie pewna, że to byli Ramos i Benzema. No cóż, a jak po niego Jacqueline* dzwoni, to nikt nie ma prawa się odezwać. Interesujące.
~ Powiedz im, że słyszałam. – powiedziałam, a w moim głosie słychać było wyraźne rozbawienie.
~ Nie ma sprawy. – zaśmiał się. – Zaraz po ciebie przyjadę pod … Zaraz, zaraz. Moment, czy ty nie powinnaś być w pracy?
~ To długa historia. Będę w domu.
~ Na razie. – i się rozłączył. No cóż, nie pozostało mi nic innego, jak udać się w stronę mieszkania. Zastanawiałam się, czy przypadkiem po drodze nie skręcić do agencji i zostawić mojego port folio. Tak, przyznaję się bez bicia, próbowałam kilka razy, ale za każdym razem tchórzyłam i ono cały czas jeździ w samochodzie. Stanęłam na światłach. Ja nie mogę, czy dziś naprawdę muszę zaliczyć wszystkie czerwone światła w Madrycie?!
        Wreszcie dojechałam pod blok, gdzie od razu  oczy rzucił mi się samochód Fabio. No co, nie moja wina, że jak się jeździ Lambo to widać cię z daleka. Zaparkowałam koło niego i wyszłam z samochodu. On od razu rzucił się na mnie, jak dziki, ale nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Po chwili jednak się od siebie oderwaliśmy.
- Więc powiesz mi … -zaczął, ale ja oczywiście musiałam mu to powiedzieć.
- Nie zaczyna się zdania od więc. – popatrzył na mnie z mordem, ale i rozbawieniem w oczach. Pokręcił z dezaprobata głowa.
- A więc powiesz mi dlaczego nie jesteś w pracy. – powiedział, jakby w ogóle nie zwracając uwagi na to, co wcześniej powiedziałam.
- Bo ten kretyn mnie wywalił za to, że się spóźniłam. – mruknęłam.
- Czyli to już ten czas, w którym składasz podanie do agencji? – zapytał.
- Tak. Nie. Nie mam odwagi. – jąkałam się, a Fabio był jakby coraz bardziej rozbawiony.
- Oj Maleństwo, Maleństwo. Co ja z tobą mam. Jutro tam jedziemy i wiesz co robisz. – powiedział. Chciałam coś odpowiedzieć, ale kiedy tylko otwierałam usta on mi wszedł w słowo. – O nie, nie, nie. Nie ma żadnego „ale”. Masz tam ze mną pojechać i bez gadania.
- Dobrze tato. – powiedziałam wywracając oczami.
- To co chciałabyś teraz porobić, bo wieczorem mam mecz. – zapytał, kiedy kierowaliśmy się w stronę mieszkania. – Bo mnie marzy się pizza i jakiś dobry film.
- A ja się w pełni z tobą zgadzam. Do meczu nie robimy nic.

CARME (kiedy zniknęli za drzwiami)

- Pamiętacie, jaki jest plan? – zapytałam Marco i Jose, którzy stali ze mą i obserwowali moją siostrzyczkę i Fabio.
- Tak, prostszego się nie dało wymyślić. – odparł ten pierwszy.
- Już jutro będziesz mój panie Coentrao? – powiedziałam do siebie i uśmiechnęłam się zadowolona.


NOELA (na drugi dzień rano, piątek)

    
    Wczoraj Królewscy oczywiście wygrali i zakwalifikowali się do finału Ligi Mistrzów 2013/2014. Strasznie się z tego powodu cieszą i dziś jest impreza u Ronaldo, ale najpierw muszę iść z Fabio do agencji i złożyć podanie. Właśnie z tego powodu aktualnie siedzę w jego samochodzie i jedziemy do wcześniej wspomnianego miejsca. Nie podoba mi się to w cale, ale cóż. Fabi wmówił sobie, że ja muszę spróbować i takie są tego skutki.
    Zatrzymał się pod wielkim budynkiem, a j zaczęłam panikować. Czuję się, jak wtedy, kiedy jechałam z Sandrą na Santiago Bernabeu. Nie jest dobrze. Otworzyłam drzwi i powoli wstałam. Popatrzyłam niepewnie w stronę chłopaka, który dalej pozostawał na siedzeniu.
- Czekam tutaj, a ty bądź dobrą dziewczynką i zasuwaj złożyć papiery. – powiedział.
- Nie dam rady. – odpowiedziałam i już znów chciałam otworzyć drzwi, ale chłopak w ostatnim momencie je zablokował. Zaczęłam się szarpać z klamką, ale niestety nic mi to nie dało.
- Nie wydurniaj się Maleństwo, tylko rób swoje. – powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu.
   I co ja mogłam zrobić? Podeszłam do wielkich, szklanych, rozsuwanych drzwi, ale w ostatnim momencie zawróciłam. Stanęłam przy samochodzie i skrzyżowałam ręce na teczce przyciskając ją do piersi.
- Nie chce, nie dam rady. – Fabio westchnął nad swoim ciężkim losem i wysiadł z samochodu. Podszedł do mnie, położył dłonie na ramionach i zaczął swój wywód.
- Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś najlepsza i na pewno cię przyjmą. Nie po to tyle czasu zbierałaś na aparat, żeby teraz się poddać. Więc bierz dupę w troki i zasuwaj do środka.
   Odwróciłam się do chłopaka tyłem i ruszyłam przed siebie. Przeszłam może dwa metry i z ponownym zamiarem ucieczki zawróciłam. Nie udało mi się jednak nawet dojść do samochodu, a zobaczyłam zabójcze spojrzenie mojego chłopaka. Zdecydowałam się w ostatnim momencie podjąć jeszcze jedną próbę. Tym razem udało mi się i przeszłam przez drzwi. Co prawda przeraził mnie ogrom pomieszczenia, ale zdecydowałam się nie pokazywać tego po sobie. Podeszłam do recepcji i zapytałam, gdzie mogę złożyć podanie. Padło na to, że mogę je zostawić tutaj. No nic, tak właśnie zrobiłam i po zapewnieniu mnie, że na pewno zadzwonią postanowiłam jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca. Już miałam wyjść, kiedy doznałam szoku.

CARME (kiedy Noela zniknęła za drzwiami)


    Nie ma mojej durnej siostry, więc pierwszą część planu można wcielić życie. Podeszłam do chłopaka, który jak gdyby nigdy nic opierał się o maskę samochodu i obserwował Noelę, która robiła coś w mojej agencji modelek.
- Cześć Fabio. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Chyba się trochę przestraszył, bo odwrócił się od razu.
- O hej Carme. – odpowiedział i odwzajemnił uśmiech. Boże, powinni go skazać, za to, że jest taki idealny. Stanęłam naprzeciw niego.
- Przestraszyłeś się mnie? – zapytałam rozbawiona zbliżając się coraz bardziej do niego. – Nie bój się mnie, ja nie gryzę. – dodałam, kiedy poruszył się niepewnie.
- To może połykasz w całości? – zapytał próbując zażartować, kiedy już prawie się pocałowaliśmy. Zbliżaliśmy się do siebie, a ja położyłam dłonie na jego umięśnionym torsie. Już miał nastąpić ten moment, ale Fabio coś za mną zobaczył i natychmiast się ode mnie odsunął, po czym zaczął biec w kierunku wejścia do agencji. Już wiem, co jest. Moja siostrunia wyszła. No cóż.
- Jeszcze nie skończyłam panie Coentrao. – powiedziałam do siebie i po prostu z stamtąd poszłam.

FABIO

   Podbiegłem do dziewczyny, która już miała w oczach łzy. Przeze mnie. Kurwa, czemu nie zareagowałem?! Już miałem ją do siebie przyciągnąć, kiedy wyciągnęła przed siebie ręce, żebym nawet do niej nie podchodził, po czym po prostu mnie wyminęła i zaczęła iść przed siebie. No nie!
- Noela, posłuchaj mnie! – krzyknąłem, kiedy zdążyła odejść jakieś pięć merów i od razu rzuciłem się w pogoń za nią.
- Nie! – warknęła, ale głos jej się załamał.
- Noe proszę, posłuchaj mnie! – nie mam zamiaru tak łatwo odpuścić. Dogoniłem ja i zastawiłem przejście.
- Nie rozumiesz, że masz mnie zostawić?! – krzyknęła i popatrzyła na mnie załzawionymi oczami.
- Do niczego nie doszło!
- Spierdalaj! – krzyknęła tak, ze niektórzy przechodnie odwrócili się w naszą stronę. Wyrwała mi się i poszła. Jak ja wszystko potrafię idealnie spierdolić!

NOELA

    Dojście do mieszkania zajęło mi piętnaście minut. Wiedziałam, że nigdy nie wygram z Carme. Znów dostaje to, czego chce. Księżniczka pragnie, księżniczka dostaje. Dlaczego to jest tak strasznie niesprawiedliwe?! Zamknęłam za sobą drzwi, oparłam o nie i po woli zsunęłam na podłogę. Podciągnęłam kolana pod brodę chowając w nich twarz. No i co ja mam teraz zrobić? A miało być tak pięknie.
      Siedziałam tak sobie na podłodze, do póki nie usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Postanowiłam, że nie będę się ruszać, to wtedy ten ktoś sobie pójdzie. Jednak przy moim szczęściu było to oczywiście niemożliwe i natręt cały czas walił w moje drzwi.
- Kimkolwiek jesteś zostaw mnie w spokoju! – krzyknęłam.
- Noela, to ja. Clarisse. – usłyszałam z drugiej strony. Po woli podniosłam się i otworzyłam drzwi, jednak schowałam się za nimi. Postanowiłam uprzedzić Brazylijkę, żeby mi tu na zawał nie padła, jak mnie zobaczy.
- Clari słuchaj. Wyglądam tragicznie. – powiedziałam.
- Spokojnie dużo już widz … - nie zdążyła dokończyć, bo zamknęłam drzwi i pokazał się jej w pełni. – Co ci się stał ?! – krzyknęła, a ja po prostu od nowa się rozryczałam i rzuciłam przyjaciółce w ramiona. Nie wiem, jak, ale poprowadziła mnie do salonu i już po chwili leżałam głową na jej kolanach. – Powiesz mi, co się stało? – zapytała, kiedy zdążyłam się trochę uspokoić.
- Fabio … On … Carme … Port folio. – jąkałam się. Nie dałam rady wydusić z siebie słowa.
- Ciii … - powiedziała. – Ubieraj się idziemy na imprezę. – dodała po chwili namysłu.
- Ja nie mam zamiaru. – powiedziałam stanowczo.
- A mnie to mało obchodzi. – powiedziała z kpiącym uśmieszkiem. – idziemy tam i pokażesz temu kretynowi, że jesteś silna, bo jak się zdążyłam domyślić, to chodzi o Coentrao. – wtrąciła, kiedy chciałam coś powiedzieć.
- Mam z tobą jakieś szanse na wygraną? – zapytałam.
- Niee. – odpowiedziała stanowczo. – A teraz marsz mi się przebrać. Za godzinę będzie tu po nas Irina.
- No już dobra, dobra. – zaśmiałam się i powędrowałam do pokoju.
     Znalazłam jakiś zestaw, wzięłam kosmetyki i udałam się do łazienki. Związałam włosy w koka na środku głowy, odkręciłam kurki, stawiając na szybki prysznic. Kiedy go skończyłam umalowałam się, ubrałam i wróciłam do salonu. Jak się okazało Rosjanka była już u mnie i z niecierpliwością czekała, aż w końcu przyjdę i ja. Kiedy stanęłam w drzwiach od razu rzuciła się na mnie i z całej siły do siebie przytuliła. Czyli, że Clarisse jej powiedziała, to co wie. Nie wiele, ale zawsze to ona mnie wytłumaczyła jakoś i ja już nie będę musiała o tym mówić.
     Po pół godziny dotarłyśmy do domu Ronaldo. Ja oczywiście w dalszym ciągu nie byłam przekonana co do mojej obecności tutaj i nie omieszkałam uświadamiać w tym na każdym kroku dziewczyn, ale wiedziały lepiej i tym sposobem jestem.  Wysiadłyśmy z samochodu i powędrowałyśmy do drzwi. Irina nawet nie pukając otworzyła nam drzwi. No tak, przecież ona też tu mieszka.
   W środku byli już chyba wszyscy, nie pomijając partnerek piłkarzy i Fabio. On jednak chyba mnie nie zobaczył, bo stał przy barze i żywo gestykulując rozmawiał o czymś z chłopakami. No nie ważne. Zauważyłam gdzieś w oddali Karima, który flirtował z jakąś blondyną. Wkurzyło mnie to, bo pewnie nie przyprowadził Jacqueline, tylko jakiegoś pustaka, a blondynka męczy się sama w domu. Podeszłam do niego i odciągnęłam od lafiryndy po czym powędrowałam na balkon na pierwszym piętrze, gdzie nie było nikogo.
- Ej, ja tam niezłą sztukę wyrywałem w środku! – oburzył się Francuz.
- Ja ci dam niezłą sztukę ty szowinistyczna świnio! Najlepsza sztuka, jaką kiedykolwiek wyrwałeś właśnie siedzi u Cebie w domu, a ty masz zamiar zdradzić ja z jakimś pustakiem!   
- A co cie obchodzi?!
- A to, że Jacqueline to jedna z najlepszych osób, jaką kiedykolwiek poznałam i nie mam zamiaru patrzeć, jak marnuje sobie przy tobie życie! Zachowujesz się tak, jakby jej uczucia nie miały dla ciebie znaczenia! – nie miałam zamiaru na to patrzeć. Nie obchodziło mnie to, że właśnie przybiegli ty Fabio i Ronaldo, najprawdopodobniej po to, żeby ratować napastnika. – Zachowujesz się, jak gwiazda, którą nie jesteś!
- Spokojnie maleństwo, bo zaraz go zabijesz. – powiedział (chyba) mój chłopak i już chciał mnie złapać w pasie, ale momentalnie odwróciłam się i wbiłam wskazujący palec w jego klatkę piersiową.
- A ty nawet nie waż się mnie dotykać. – wysyczałam.
- Noe porozmawiaj ze mną. Przecież próbuję ci wytłumaczyć, że do niczego nie doszło.
- Nawet jeśli to i tak bardzo tego chciałeś. – wyplułam, jak najgorszą obelgę i powędrowałam do schodów. Nie mam zamiaru dalej przebywać w towarzystwie choćby jednego chłopaka.
    Wyszła na pole. Oczywiście chłopak powędrował za mną, bo jakże by inaczej. Już miałam wejść w zakręt, kiedy ktoś stanął mi naprzeciw. Jęknęłam, kiedy rozpoznałam tego kolesia z imprezy.
- Hej maleńka. Coś ci pokaże. – tyle powiedział, zanim nie przylgnął do mnie i z całej siły pocałował. Na początku nie zareagowałam, ale kiedy zrozumiałam, o co chodzi odepchnęłam go z całej siły.
- Co ty do kurwej nędzy odpierdalasz?! – krzyknęłam i uświadomiłam sobie, kto musiał na to wszystko patrzeć. Odwróciłam się i zobaczyłam Fabio, który patrzy na mnie z żalem, ale i … jakbym była najgorszym śmieciem tego świata. Zabolało. – Fabio … - wyszeptałam.
- To my później skończymy skarbie. – powiedział ten koleś i pocałował mnie w policzek po czym poszedł. Usłyszałam, jak Portugalczyk śmieje się kpiąco.
- Czyli, że to ja jestem tym złym? Może jednak nie. Ciekawy jestem, jak długo obrabiałaś mi dupe, a spotykałaś się z tym lalusiem. – powiedział z nienawiścią, jednak dało się wyczuć trochę żalu, który z całej siły próbował ukryć.
- Nie mów tak!
- A jak mam mówić?! Chciałem ci wytłumaczyć, że z twoją siostrą noc mnie nie łączy, a ty po prostu puszczasz się na prawo i lewo?! Myślałem, że jesteś inna. – ostatnie powiedział tak, że łzy stanęły mi w oczach.
- Dasz mi się wytłumaczyć? – wyszeptałam z nadzieją.
- A ty mi dałaś? – powiedział z żalem o czym po prostu odwrócił się i poszedł z powrotem do Cristiano na imprezę.
- Fabio ! – krzyknęłam na całe gardło, ale już się nie odwrócił. Straciłam go ! Na własne życzenie ! Zdjęłam buty szpilki i postanowiłam, że odwiedzę Jacqueline. W końcu i tak Karim na pewno nie wróci na noc, a ona będzie siedzieć sama. Po drodze wstąpiłam do jakiegoś alkoholowego i wyposażyłam się w odpowiedni zapas. Kiedy byłam już pod drzwiami Francuzki zapukałam z całej siły. Nie musiałam długo czekać, a otworzyła mi zapłakana dziewczyna.
- O, Noela. Co ty tu robisz i dlaczego płaczesz? – zapytała patrząc na mnie zdziwiona.
- No cóż. Tak jakby zerwałam z Fabio i mam ze sobą coś odpowiedniego na taką sytuację. – mówiąc to podniosłam do góry siatki z kilkunastoma piwami i wódką. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i otworzyła szerzej drzwi tym samym zapraszając mnie do środka. Bez wahania przystałam na jej propozycje i już po chwili siedziałyśmy w przestronnym salonie. Dziewczyna przyniosła kieliszki i jakieś dwa napoje po czym usiadła obok mnie.
- No to zaczynamy. – powiedziała. – Dlaczego zerwałaś z Fabio?

RANO

    Obudziło mnie słońce, które wpadało do pokoju przez niezasuniętą roletę. Podniosłam głowę, ale od razu tego pożałowałam. Poczułam się, jakby ktoś wbijał mi w banię noże, więc po prostu ją opuściłam. Próbowałam sobie przypomnieć gdzie jestem i dlaczego akurat w takim stanie. Nie minęło pięć minut, a obrazy z wczorajszej nocy zaczęły pojawiać mi się przed oczami. Opierdol Karima, wyjście z imprezy, gościu, zerwanie z Fabio, spotkanie z Jacqueline, pierwszy kieliszek, piwo, drugi kieliszek, piwo, trzeci kieliszek, piwo, koniec filmu. Po trzecim piwie już nic nie pamiętam.
    Po raz kolejny próbowałam się podnieść i tym razem udało mi się dojść do pozycji siedzącej. Zawsze to coś. Omiotłam spojrzeniem pokój i stwierdzam, że nie jest aż tak źle. Francuzka śpi na fotelu naprzeciwko, a wszystkie puszki i dwie butelki po wódce. Zauważyłam w jednej butelce jeszcze trochę napoju, więc wlekąc się jak to tylko możliwe doszłam do zbawienia i za jednym razem wszystko wypiłam. Postanowiłam, że obudzę przyjaciółkę, bo musimy posprzątać, zanim przyjdzie Karim.
- Jacqueline obudź się. – powiedziałam potrząsając lekko jej ramieniem. – Jest dziesiąta. Benzema zaraz przyjdzie. – dodałam, kiedy nie zauważyłam u niej żadnej reakcji na moje wcześniejsze słowa.
- Co? Aaa … - mruknęła po woli otwierając oczy. – Nie jest tak źle, wyrobie się. – dodała, kiedy już rozejrzała się po pokoju. – Jaki masz rozmiar ubrań? – zapytała.
- Trzydzieści osiem, a co? – zapytałam zdziwiona.
- Chodź na górę. Dam ci jakieś moje ubrania i weźmiesz prysznic, bo w takim stanie nie dam ci się pokazać ludziom. – powiedziała i uśmiechnęła się do mnie lekko, co odwzajemniłam.
    Po około pół godziny wychodziłam od dziewczyny już ubrana, jak człowiek. Pomyślałam, że zostawię jej moją sukienkę za ciuchy, które mam na sobie. Taka … mała wymiana. Szłam do domu, nie dzwoniłam po taksówkę, bo stwierdziłam, że muszę pomyśleć, a spacer dobrze mi zrobi. Po drodze, kiedy mijałam kiosk w oczy rzucił mi się jeden tytuł jakiegoś pismaka. Podeszłam więc do wystawy i przeczytałam go dokładnie. „Koniec wielkiej miłości piłkarza Realu Madryt i Noeli Nunez Rosa?”. Wmurowało mnie. Skąd oni wiedzieli, że się pokłóciliśmy? No tak, impreza, a hieny zawsze są tam, gdzie coś się dzieje i jest dużo Galaktycznych.
- Poproszę tamtą gazetę. – powiedziałam do starszego pana za okienkiem.

- Dwa euro. – odpowiedział. Zapłaciłam mu i czym prędzej pomaszerowałam do mieszkania. Jednak, kiedy stanęłam przed blokiem przeraziłam się nie na żarty. Pod moją klatką najwredniejsza sąsiadka, jaką mam stała przed drzwiami i laską odganiała …. Paparatzi. Oczywiście byłoby to śmieszne, gdyby nie fakt, że kiedy tylko zobaczył mnie zaczął biec w moją stronę. O nie tak dobrze to nie ma. Zaczęłam uciekać, aż trafiłam do parku. Weszłam na pierwsze lepsze drzewo i czekałam, aż  hieny zrezygnują. Nie mam zamiaru o niczym z nimi rozmawiać. A i są tego plusy. Będę przynajmniej mogła pomyśleć nad ewentualnym powrotem do Polski…

________________________________

Kuku !! ;D
Witam was w tym jakże sadystycznym miesiącu ...
Publikuję nowy rozdział ;D 
Na koniec wprowadzam mały szantaż, ponieważ czuję się niedowartościowana, a że ta "historyjka" dobiega po woli końca i ja zastanawiam się nad tym czy pisać następną to chcę zobaczyć, czy dacie rade ;p
Pozdrawiam, CrazyGirl. 

11 rozdział = 5 komentarzy